Disclaimer: I don't own Harry Potter.


Autor oryginału: Kestrelcadiz (CeNedraRiva)

Link do oryginału: /works/5953426/chapters/13684651

Zgoda na tłumaczenie: w oczekiwaniu (ale raczej w najbliższym czasie się pojawi)

Paring: TMR / HP

Ostrzeżenia: Slash


Słowem wstępu:

Dokładniejsza rozpiska co, jak, gdzie i kiedy znajduje się na moim profilu.

„Cierpka Adoracja" jest miniaturą do miniatury do opowiadania „Ulubieniec Losu" (brzmi zagmatwanie, wiem) – co więcej, utrzymywana jest w konwencji „Logicznego Wytłumaczenia", tak więc jest to slash.

Ten tekst ma miejsce po „Wyjątku Potwierdzającym Regułę" oraz „Hipnotyzujących Momentach" oraz „Romantycznych Manipulacjach" – tak więc Harry i Tom są już parą.

Zapraszam ;)


Cierpka Adoracja


- Myślałem, że nie jesteś na poziomie "Czarownicy", Tom.

Mężczyzna nie podniósł wzroku na Harry'ego, będąc skupionym na czasopiśmie. Oczywiście, przeczytał je już wcześniej, ale ten numer był wart ponownego sięgnięcia po niego.

- Zamieścili o nas artykuł. Jako o parze.

- Kolejny? Myślałem, że po takim czasie już do nas przywykli. Minęły już przecież całe miesiące...

- Zgadza się. Teraz jednak piszą o tym, że umawiamy się jedynie dla zwiększenia naszej politycznej popularności a w rzeczywistości potajemnie się nienawidzimy.

Harry parsknął, biorąc czasopismo od Toma.

- No cóż, to Tisha Delassy. Znowu.

Tom uśmiechnął się.

Harry przeleciał wzrokiem cały artykuł z wyraźnym niedowierzaniem na twarzy.

- Serio? Nie mogą być poważni. Przyjaźń, miłość lub odraza?

- Oklepane, prawda?

- Powinniśmy złożyć pozew o zniesławienie... - stwierdził Harry, odmawiając dalszego czytania.

Tom uśmiechnął się, przyglądając się Gryfonowi. Myśl sama pojawiała mu się w głowie.

- A ta część? "Para idealna, mogłoby się wydawać - przy bliższym przyjrzeniu się jednak, widać, że kryją w sobie jakiś sekret - niezrównaną nienawiść." Merlinie, ludzie w to wierzą?

- To dość kontrowersyjne.

Harry prychnął, przez moment patrząc mu w oczy, po czym przeniósł spojrzenie z powrotem na artykuł.

Doprawdy.

Przyjaźń, miłość lub odraza?

To nie były terminy, które mogłyby opisać to, co było między nim a Harrym. Były zbyt nudne.

Miłość oznaczała bądź dotyczyła a). silnego uczucia przywiązania, b). wielkiego zainteresowania i czerpania przyjemności, c). osoby lub rzeczy, którą się kocha.

Odraza z kolei - a). odczuwania intensywnej niechęci lub obrzydzenia, b). nienawiści.

Dla Toma pasjonujące były tylko miłość i nienawiść, oczywiście, jedynie gdy dotyczyły osoby Harry'ego.

Harry miał w sobie coś, co Tom lubił. Zbliżyli się do siebie w tak krótkim czasie - w przeciągu około roku zaledwie.

Uwielbiał jak Gryfon grał w tę grę - walczył z nim codziennie, wyzywał go w celu udowodnienia swojej wyższości. Co więcej - potrafił za nim nadążać.

Podobało mu się to, że Harry był jego kompasem moralnym, sumieniem. Równoważył jego własną amoralność i działał niczym bufor pomiędzy nim a resztą społeczeństwa. Tom nie dbał o dobrobyt innych, nie licząc swoich własnych ludzi. Atak na nich był atakiem na niego, nawet jeśli byli tylko pionkami w grze. Harry był chodzącym przypomnieniem, że popularność jest o wiele lepszą drogą od ścieżki strachu. Mężczyzna przyjmował skargi. Tom był wizją, mocą, postępem, Harry zaś - sercem i współczuciem. Tom wiedział, że i bez niego odniósłby sukces, ale razem stanowili o wiele groźniejszych przeciwników.

Kochał go. Darzył go silnym uczuciem, był nim zainteresowany i czerpał wiele przyjemności z interakcji z nim. Zgodnie ze słownikową definicją, był wobec niego zaborczy, opiekuńczy, obsesyjny. Czasem nawet i troskliwy.

Uwielbiał też sposób, w jaki działał umysł Harry'ego - typowy Gryfon ze Ślizgońskim realizmem na pozór wydający się łatwy do zrozumienia, a w rzeczywistości tak skomplikowany. Harry potrafił być bardzo subtelny, kierując się prostą motywacją. Potrafił też całkiem dobrze manipulować. Paradoksalnie, był jednym z najszczerszych ludzi jakich znał i jednocześnie jednym z największych obłudników. Ten dysonans zawarty w miłosnym, pełnym współczucia pragmatycznym umyśle Harry'ego sprawiał, że zęby Toma niemal bolały od chęci kosztowania bruneta po kawałeczku a następnie ponownego złożenia go w całość.

Kochał też sposób, w jaki Harry był równie zaborczy i obsesyjny w stosunku do niego. To zdecydowanie ubarwiało ich relację. Na początku, Tom tego nie zauważył - był zbyt rozpracowywaniem zagadki, jaką był Gryfon. Zanim się zorientował w sytuacji, wdepnął w to tak mocno, że nie był w stanie się wycofać, dopóki nie rozpracował go do końca, tylko po to, żeby Harry zazdrośnie strzegł poskładanych elementów układanki.

Pociągało go też to, że byli sobie równi - Harry reagował na każde jego działanie. Dzięki swojemu instynktowi potrafił się do niego dopasować, do jego mocy i umiejętności. Tom wciąż pracował, żeby wymodelować go jeszcze lepiej, by był jeszcze doskonalszy. Harry był jedyną osobą, która potrafiłaby go pokonać.

Mężczyzna był kimś cudownym - jego horkruksem, strażnikiem duszy. Co więcej, zawsze bardziej troszczył się o innych, nie o siebie. Uzupełniali się - horkruks Harry'ego był przecież w Tomie. Nie było na świecie innej osoby, z którą chciałby dzielić duszę, przepływ emocji i myśli.

Uwielbiał fakt, że byli kochankami. Kochał poczucie kontroli jaką miał nad Harrym. Brunet był jedyną osobą, którą mógł dotykać nie czując odrazy i nie wzdrygając się. Mógł go torturować przyjemnością, dopóki ten nie wydawał z siebie niezrozumiałych jęków. Mógł z nim robić co tylko chciał i przyglądać się z zadowoleniem, jak Harry walczył, by mu się odwdzięczać. Cały ich związek był jednym wielkim wyzwaniem.

Oczywiście, było też kilka rzeczy, do których nigdy by się nie przyznał, że mu się podobają. A przynajmniej nie za często.

Jak na przykład fakt, że Tom lubił czuć nad sobą kontrolę Harry'ego. Podobało mu się bycie związanym lub przypiętym do wezgłowia łóżka, bycie zdanym na łaskę swojego partnera. Uwielbiał zatracać się wtedy w przyjemności - zarówno będąc pochłoniętym przez Harry'ego jak i otaczając jego biodra nogami. Nie myślał wtedy, nie planował nic - był zdolny jedynie do reagowania i odpowiadania na pchnięcia. Był prawie pewien, że Harry doskonale wiedział, jak bardzo go to podniecało. A to z kolei go irytowało.

Tak. Ogólnie rzecz ujmując, miłość była dobrym słowem opisującym jego uczucia względem Harry'ego. Odrobinę przesadnie sentymentalnym, choć jednocześnie prostym.

Artykuł Tishy Delassy był zbyt jednowymiarowy. Nie przekazywał żadnych zawiłości ich związku - ani konkurencyjności, ani obsesji, solidarności czy subtelności. Zgadzały się w nim tylko dwa słowa: miłość i nienawiść.

Artykuł też nie uwzględniał tego, że te dwa uczucia mogą się ze sobą mieszać - bo Tom oczywiście nienawidził Gryfona.

Nie podobał mu się jego idealizm. Że Harry mógł przejrzeć wszystko, co miał oraz dorastając w tym agresywnym mugolskim otoczeniu, ciągle pod groźbą Voldemorta i często zdradzany przez swoich kolegów na rzecz wszelkich nonsensów, które publikował "Prorok" - i wciąż naiwnie wierzyć w najlepsze. Zapewne, gdyby tylko mógł, dałby druga szansę nawet Dumbledore'owi. Nie, żeby wróg lub zdrajca okazał się być w jakikolwiek sposób przydatny. Harry zdecydowanie nie był ostrożny.

Właśnie ten brak ostrożności sprawił, że byli w ogóle razem. To tylko potwierdziło przypuszczenia Toma co do niebezpieczności współczucia Harry'ego dla jego wrogów. Przez pierwsze dwa lata ich związku, prawdopodobieństwo tego, że Ślizgon zniszczy Gryfona było olbrzymie. Nieraz miał ku temu powód i motywację – odrywany był od tego tylko przez własną fascynację dotyczącą myśli „odkupienia". Na szczęście, w pewnym momencie, jego odkupieniem stał się Harry.

Tom nienawidził też poniekąd faktu, że byli równi, nawet gdy rozkoszował się tym. To, że Harry nadążał za nim zarówno w umiejętnościach jak i w inteligencji, irytowało go. Głupkowaty Harry, dzięki przypadkowi lub przeznaczeniu, stał się jego rywalem. Rywalem aż nazbyt doskonałym. Czy Tom w ogóle potrzebował kogoś takiego? Dlaczego w ogóle posiadał takiego rywala? Sam był błyskotliwy, potężny, ambitny i bezwzględny a jednak Los obdarzył go dodatkowo fascynacją innym człowiekiem. Mógł osiągnąć boskość a mimo to, był związany z Harrym. Harry był dla niego kotwicą, uniemożliwiającą zejście na obce wody chwały i rozlewu krwi, utrzymującą go przy zdrowych zmysłach i zapewniającą bezpieczeństwo. Czasami Tom bardzo chciał go nie potrzebować.

Nienawidził też świadomości, że gdyby przyszła potrzeba oddania za Harry'ego życia, to rozważyłby to na poważnie. To było złe! Przecież był na tyle pewny siebie, że wiedział, że ceni sobie własne życie i nie dba o to, co robią ze swoim inni. Ludzie byli jego zabawkami, pionkami na szachownicy. Ledwo czuł współczucie. Potrafił poświęcać innych dla osiągnięcia własnych korzyści i pożądanych rezultatów. Społeczeństwo nie uświadamiało sobie, że jest mało ważne i służy jego rozrywce. To z kolei pokazuje jak bardzo Harry zyskał na znaczeniu, mając taką samą rangę jak on.

Ta równość nie pochodziła od horkruksa. Nie było wątpliwości, że pozwoliłby na zniszczenie go, gdyby alternatywą było jego własne życie. Celem horkruksów było przecież zachowanie tego oryginalnego. Ta równość pochodziła od samego Harry'ego – od tej jego moralności, ognia i irracjonalności. Tom miał wrażenie, że ta gra nie byłaby już interesująca bez jego partnera a perspektywa wieczności - już niezbyt przyjemna.

Nie znosił tego. Nienawidził tego, w jaki sposób samopoczucie i egzystencja Harry'ego stały się nieodłącznym elementem jego własnego szczęścia. Doprawdy, śmieszna współzależność. Irytację Toma łagodziła tylko świadomość, że Harry czuł się tak samo, z dokładnie identyczną intensywnością. Obydwoje zatracili się wzajemnie w swoich życiach.

Jeden nie może żyć bez drugiego. Ich miłość wiązała się jednocześnie z nienawiścią. Łączyła ich pasja i intensywność. Byli całkowitym przeciwieństwem apatii.

Harry odłożył "Czarownicę" na stół, na co Tom wygiął żartobliwie brew.

- Więc, kochasz mnie czy nienawidzisz, kochanie?


Harry uśmiechnął się.

- Jesteś moim najbardziej znienawidzonym rywalem, kochanie.

Tom odwzajemnił uśmiech.

Czysta prawda.

Nie było dnia, w którym nie kochałby i jednocześnie nie nienawidziłby tego przystojnego drania. Tom jednak nauczył się łagodzić swoje okrucieństwo, jak wtedy gdy złamał mu golenie, by zmusić go do wizyty w Skrzydle Szpitalnym. Kierował się wtedy jego dobrem. Co prawda, podszył to losowe działanie nutą sadyzmu… Jak wtedy, gdy chciał mu pomóc z migrenami albo gdy uczył go obrony. Lub gdy podrzucił mu informację o księdze, która zawierała w sobie zaklęcie, które mogło zapobiec utracie stopy. Harry szybko nauczył się myśleć perspektywicznie.

Dziwnie było myśleć, że kiedy byli młodsi, Voldemort stanowił dla nich obu część przeznaczenia. Pierwsze cztery lata w Hogwarcie przeżył w strachu przed mordercą, który go ścigał – czuł się wtedy taki bezradny i samotny. Na piątym roku poznał Toma i czerpał przyjemność z jego towarzystwa na tyle, żeby zacząć go nawet śledzić. Tom widział w nim po prostu Harry'ego a nie Chłopca-Który-Przeżył, Wybrańca czy Rogasia. Kochał tylko i wyłącznie zwykłego Harry'ego. Świadomość tego, że na świecie była osoba, która równie mocno jak on chciała, by ich przeznaczenie się wypełniło, było pocieszające. Pomogła mu zrzucić nieco ciężaru z ramion.

Nie był pewien czy Tom wie, jak na niego wpłynęła jego wymuszona obecność w jego życiu. Harry nie mógł zrobić nic więcej, tylko zaakceptować ją i odwzajemnić, przemieniając ją w obsesję i więź. Na poziomie podstawowym to było satysfakcjonujące, zanim zaczęli się jeszcze umawiać – obydwaj mieli świadomość tego, że jeden nie pozwoli drugiemu upaść. Czasem to było niepokojące. Czasem frustrujące. Mówiąc jednak szczerze, Harry'emu nie zajęło dużo czasu, żeby pokochać obecność Toma w swoim życiu. Czy jako rywala, czy jako najlepszego przyjaciela, czy jako kochanka.

Raz jeszcze zerknął na artykuł. Obok niego zamieszczone zostało wspaniale zrobione zdjęcie przedstawiające ich obu na balu charytatywnym, który odbył się kilka miesięcy temu. Tom wyglądał olśniewająco, jak zawsze. Ubrany był w zieloną szatę, haftowaną złotą nicią i z widniejącym na niej herbem Slytherinu. Jego nienaganny wygląd sprawiał, że Harry stojący obok niego wyglądał na wykończonego i wymiętolonego. Nawet na takiej fotografii uczucia ich łączące były doskonale widoczne i rzucały się w oczy przy każdym najmniejszym ruchu. Dzięki tym różnicom, zdjęcie sprawiało wrażenie, że są do siebie wrogo nastawieni. Dlatego właśnie zostało wybrane do tego artykułu.

Harry zachichotał przyglądając się wysokiemu kołnierzowi na szatach sfotografowanego Toma. Tą modyfikację do swojego stroju dodał właśnie tamtego dnia, gdy Harry zrobił mu dość pokaźną malinkę. To był bardzo dobry tydzień.

Byli dokładnie tacy sami - obaj byli inteligentni, posiadali zdolności przywódcze, byli proaktywni i obsesyjni w siebie zapatrzeni. Nawet rdzenie ich różdżek były takie same.

Obydwaj rozkwitali podczas sytuacji konfliktowych.

Właśnie te wszystkie cechy tak ich do siebie zbliżyły. Doprowadzały do ich słynnych walk, pojedynków oraz kompromisów. Trzymały ich w kupie.

Harry kochał Toma tak mocno, jak go nienawidził.

Codziennie i nigdy.

I to tak właściwie, było ich mottem.