Beta: sandwich
Ostrzeżenia: wulgaryzmy, sceny erotyczne
Dziękuję Ci bardzo za zbetowanie, moja ulubiona Kanapeczko! :)
Prolog, czyli jak się to wszystko zaczęło...
Harry szedł wściekły do gabinetu Mistrza Eliksirów, układając w głowie zestaw przekleństw i wyzwisk, a nawet klątw, którymi uraczy Nietoperza.
Jak on śmiał wywalić mnie z Zaawansowanych Eliksirów? Nie zrobiłem niczego, NICZEGO!, żeby go sprowokować! Uczyłem się tych cholernych Eliksirów! Do diabła, poświęcałem na nie praktycznie cały swój wolny czas, aby zadowolić tego tłustowłosego dupka i żeby nie miał pretekstu do wywalenia mnie! A on co? Ot tak skreślił mnie z listy, bo wywar nie był wystarczająco gęsty! Cholera, szkoda, że jeszcze zupa nie była za słona i kawa za zimna! Dupek popamięta, o tak! Już ja mu pokażę! Pieprzę zostanie aurorem! Skoro mnie wyrzucił, wszystko mu wygarnę! Na pewno nie będę go błagał o ponowne przyjęcie, co to to nie! Miarka się przebrała i ten pieprzony brudas teraz za to zapłaci!
Wpadł do gabinetu Snape'a, nie kłopocząc się pukaniem i trzasnął drzwiami.
— Panie Potter...
— Ty dupku! Jak mogłeś wywalić mnie z Eliksirów, ty cholerny...
— Licz się ze słowami, Potter! — Snape wysyczał wściekle, wstając od biurka i mierząc intruza złowrogim spojrzeniem.
— Zamknij się i zachowaj te swoje straszne spojrzenia dla pierwszorocznych, ty gnido! Dobrze wiedziałeś, że zależało mi na zostaniu aurorem i nie mogłeś zdzierżyć, że sobie radzę na Eliksirach, co nie? Musiałeś zniszczyć moje marzenia i mnie wywalić! Jesteś tylko cholernym tchórzem, który boi się przyznać do swoich własnych pieprzonych błędów!
— Pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru, Potter! I...
— Zamknij gębę, ty marna podróbko nauczyciela! — Harry sam nie wiedział, kiedy on i Snape doskoczyli do siebie i jeden drugiego złapał za przód szaty, chcąc rzucić przeciwnika na ścianę. — Bo właśnie nią jesteś! Nigdy, przez sześć lat nauki, niczego się od ciebie nie nauczyłem! Beznadziejny palant, który myśli, że coś znaczy, a tak naprawdę jesteś tylko kupą tłustowłosego gówna, do której nikt nawet nie próbuje podejść!
— Tego już za wiele, ty egoistyczny gówniarzu! — Oczy Snape'a płonęły żądzą mordu, a twarz była wykrzywiona w furii. Pchnął chłopaka na ścianę i przycisnął do niej, patrząc prosto w tęczówki pełne nienawiści, zielone jak Avada. — Myślisz, że to ja cię skreśliłem z listy? — Snape wysyczał, wbijając wzrok niczym sztylety w oczy Pottera, a następnie przesunął lekko głowę i wyszeptał mu do ucha: — Dyrektor to zrobił, naiwny Gryfoniku. Jego Złoty Chłopiec po zakończeniu nauki powinien zostać w Hogwarcie, bo tak to sobie Dumbledore zaplanował. Uwierz mi, Potter, z chęcią zniszczyłbym twoje marzenia, ale niestety on był szybszy. Wybacz, że cię rozczarowuję...
— Kłamiesz! — Harry próbował się wyrwać, lecz Snape trzymał go mocno i przyciskał do ściany całym ciałem. — Dumbledore nigdy by... on chce, żebym był szczęśliwy!
— Och, biedny, zraniony Chłopiec-Który-Cholera-Wciąż-Żyje... Dlaczego miałbym kłamać? Prawda jest znacznie zabawniejsza...
— Zamknij się!
— Ojej... biedny, mały Potter... — Snape wciąż szeptał niczym wąż do ucha chłopaka. — Aż tak trudno ci uwierzyć, że dyrektor jest gotowy poświęcić twoje marzenia, by cię tutaj zatrzymać... żywego?
— Zamknij się!
— Jesteś mu potrzebny, Złoty Gryfoniku, ktoś przecież musi pokonać Czarnego Pana. Nasz wspaniały, wielki bohater...
— ZAMKNIJ SIĘ!
Snape przesunął głowę, by móc spojrzeć na twarz Pottera, pełną bólu i bezsilnej złości. Chciał coś jeszcze dodać, żeby do końca go pogrążyć, ale nie zdążył. Chłopak zamknął mu usta w twardym pocałunku i wsunął język między jego wargi. Po chwili osłupienia mężczyzna odpowiedział na pocałunek i ich języki rozpoczęły namiętną walkę, pieszcząc się i pobudzając zmysły. Opletli się rozgorączkowanymi dłońmi, przyciskając do siebie biodra. Jęknęli, gdy ich pulsujące erekcje otarły się o siebie, a szaty przeszkodziły w bliższym kontakcie. Zrzucili je na podłogę i trzęsącymi się dłońmi zaczęli zdejmować ubrania. Snape ze znacznie większą wprawą poradził sobie z koszulą Harry'ego i, składając pocałunek na opuchniętych ustach chłopaka, rozpiął mu spodnie. Po chwili również jego odzienie znalazło się na ziemi. Wśród pocałunków i pieszczot nawet nie zauważyli, kiedy stanęli przy biurku. Severus pchnął gwałtownie Gryfona na blat i stosy esejów rozleciały się po gabinecie. Pieścił językiem sutki chłopaka, a palcami prawej ręki przygotowywał go do przyjęcia penisa. Potter, jęcząc i trzęsąc się z rozkoszy, krzyknął, gdy palce w jego tyłku pobudziły bajecznie czułe miejsce.
— Proszę... Snape...
Oplótł nogi wokół mężczyzny, aby ułatwić mu wejście. Mistrz Eliksirów zabrał palce i w ich miejsce wsunął swoją męskość. Obaj jęknęli. Potter był tak ciasny, tak gorący. Severus zaczął się poruszać. Najpierw powoli, potem coraz szybciej, nie mogąc nasycić uszu jękami i błaganiami Pottera o więcej. Fale przyjemności zalewały jego ciało z każdym pchnięciem i czuł, że wkrótce dojdzie.
Chłopak zwijał się w rozkoszy na blacie biurka i zaciskał palce na jego krawędziach. Gdy mężczyzna ujął w dłoń jego penisa i zaczął przesuwać nią w górę i w dół w rytm ruchów swoich bioder, jęki Pottera przerodziły się w urywany krzyk. Snape nie słyszał swoich jęków ani ich wspólnego krzyku, gdy doszli niemalże w tym samym momencie.
W pocałunkach, spełnieni, łapiąc oddech, zsunęli się z biurka na podłogę, by tam zasnąć z wyczerpania.
