"Gdybym miał urodzić się na nowo
Gdyby drugą szansę los mi dał
Poszedłbym tą samą ślepą drogą
Będę taki sam, zawsze taki sam" IRA "Taki sam"
- To nie musiało się tak skończyć. - cichy głos, niemal nieistniejący, wsączał się w każdą szczelinę wszechobecnej pustki.
- Możesz to odmienić. Napisać tej historii drugie zakończenie.
Nieznośny ból palił ranę w piersi. Pchnięcie szabli było czyste, sięgało prosto ku sercu.
- Nie chcesz umierać, prawda? Nie, ty wciąż pragniesz żyć.
Czy ten głos nigdy się nie zamknie?
- Jesteś łańcuchem! - odezwał się chłopak. Dźwięk rozbrzmiał pod kopułą ciemności, mimo iż nie był on w stanie wydobyć głosu z opornej krtani. - Potraficie jedynie prawić oszczerstwa. Obiecujecie zmianę przeszłości, ale to tylko pułapka, potrzask umożliwiający wam zaspokojenie krwawego pragnienia.
Wszystko się oddalało. Ból, chłód, głos wibrujący w jego czaszce, przerażone spojrzenie ukryte za szklaną taflą.
- Nie.
Chłopak potaknął. W jakiś sposób czuł, że głos go nie okłamuje. Nic już nie miało znaczenia, nawet wściekłość, którą odczuwał na kogoś, na coś. Zalała go fala obrazów.
- Mogę cofnąć czas, do wydarzeń które to rozpoczęły. Przeżyjesz swoje życie od nowa, kierując nim, unikając tragedii. Czyż nie chcesz tego? Śpiesz się, ta kraina należy do zmarłych.
Tak. Chciał potaknąć, ale mięśnie przestały go słuchać. Jednak nieznajomy najwyraźniej zrozumiał odpowiedź.
- Niech więc się stanie. Pamiętaj, jak to jest umierać na lodowatej podłodze. Zmień swoje przeznaczenie.
Eliot szedł szybko korytarzem Domu Sierot; była to jego pierwsza wizyta w tej posiadłości. Pewnie pchnął drzwi otwierające wejście do niewielkiej biblioteki, spodziewając się znaleźć tam chwilę spokoju. Jego wzrok przyciągnęła skulona między regałami postać, zatopiona w lekturze. Eliot zastanowił się, jak chłopak widzi cokolwiek spod opadającej na oczy, nieprzeniknionej kurtyny ciemnych włosów.
Ogarnęło go silne wrażenie deja-vu. "Mogę cofnąć czas do wydarzeń, które to rozpoczęły."
Dlaczego znalazł się akurat tu? Cóż takiego zdarzyło się tego ciepłego, letniego dnia, co przez tyle lat determinowało jego los, aż do groteskowego finału w posiadłości tego pajaca Yury?
- Zamkniesz w końcu te drzwi, czy zamierzasz tak w nich stać i robić przeciąg? - Mimo że cichy, rzeczowy głos ciemnowłosego chłopaka był doskonale słyszalny. Jak szpikulec celował prosto w intruza, choć ów nie podniósł nawet wzroku znad czytanych linijek.
Eliot roześmiał się w duchu. Trzymające się go napięcie prysło na ten jeden moment. To cały Leo, zawsze...
Nie, to nie mogło być w ten sposób! Nie tak!
Jedyną rzeczą, która wydarzyła się tego dnia, która miała wpływ na całe życie Eliota... był Leo! Leo, sierota, z dzieciństwem skradzionym przez łańcuchy, jak wszystkie dzieci w ośrodku, mający od najmłodszych lat styczność z mocą Otchłani.
- Hej, nic ci nie jest?
Czy te wydarzenia mogły go naznaczyć, pozostawić ślad łączący z Otchłanią? Ślad będący niczym ścieżka z okruszków chleba dla Humpty Dumpty'ego - łańcucha, który zabił Eliota?
To jest proponowane mu wyjście?
- Wszystko w porządku? Chcesz, żebym kogoś wezwał? - Dopiero gdy poczuł podtrzymujące go dłonie szatyna, Eliot zorientował się, iż upada. Niejako z dumą pomyślał, że udało mu się odciągnąć przyjaciela od książki.
Nie zamierzał się poddawać. Znajdzie inną opcję.
Potem pochłonęła go jedwabista ciemność.
- Elly, na prawdę powinieneś znaleźć sobie innego służącego. Ten chłopak jest dla ciebie... nieodpowiedni. - Vanessa nabrała głęboki wdech i wyciągnęła z kieszeni kartkę zapisaną jej drobnym, kaligrafowanym pismem. - Proszę, przygotowałam ci nawet listę. Chociaż na nią spójrz.
- Leo! Doskonale! Sobie! Radzi! I zabierz mi tych bufonów sprzed nosa!
Wiedział, że siostra wyłącznie się o niego martwi i kochał ją najbardziej z całego swojego rodzeństwa, lecz potrafiła go wkurzyć jak nikt inny. Zdawało się, że w sztuce tej przewyższa ją tylko Leo.
- Ale Elly...
- Nie ma mowy! Leo zostaje moim służącym i nie chcę więcej słyszeń na ten temat ani słowa!
Vanessa odwróciła spojrzenie i umilkła. Fakt, że po ich kłótniach Eliot zawsze czuł się winny sprawiał, że wkurzała go jeszcze bardziej.
- Elly, obiecaj, że wszystko będzie dobrze. - Niespodziewanie starsza siostra wbiła w niego bezbronny wzrok.
Eliot objął ją, zanim zdarzyła dostrzec wyraz jego twarzy.
Czyżby wiedziała, czyżby się domyślała?
Niemożliwe. Nessa zawsze o wszystkich się martwiła i ciągle miewała te swoje przeczucia.
Czyżby?
- Co robimy? - Leo zadał pytanie, choć przecież znał już odpowiedź.
- Jeszcze pytasz? - prychnął w odpowiedzi młody Nightray. - Idziemy ich szukać, oczywiście.
Oczywiście. Mógł po prostu zostać tego dnia w domu, powiedzieć ojcu, że źle się czuje i nie chce jechać. Udawać, że nic o tym nie wiedział, póki Ernest i Claud nie przywiozą mu wiadomości o śmierci dzieci. Ale, do diabła, wiedział, doskonale wiedział! Dzieci z domy Fianny zaginęły w ruinach Sabriel i nikt inny nie pofatyguje im się na pomoc.
Nie mógł ich tak zostawić. W końcu był szlachcicem. To na pewno była właściwa decyzja!
W przytulnym pokoiku w Akademii panowała ciemność. Dawno już minęła godzina duchów. Jedynie w kącie, w którym Leo doczytywał jeszcze jedną z książek, tliło się małe światło. Eliot leżał w łóżku, zwinięty w ciasny kłębek. Drobne kropelki potu perliły się na jego czole.
- Znów miałeś ten sen? - w głosie przyjaciela pobrzmiewała troska.
Nie wiedział jak ani skąd Leo zmaterializował się tuż przy nim. Ciepło bijące z jego ciała było spokojne i bezpieczne. Nie chcąc nic mówić, Eliot chwycił tylko dłoń szatyna.
Nie winił Leo. To były jego własne decyzje. Jego własna słabość.
Już kiedyś był świadkiem identycznej sceny. Znów leżał na wrogiej podłodze, w kałuży własnej krwi. Ponownie obserwował spadajace w powietrzu popioły - pozostałość po łańcuchu. Miał przed oczami obrazy, które tak głęboko wyryły mu się w pamięci.
Dostał szansę na drugie życie i wykorzystał ją, jak tylko mógł.
-... - zamiast słów z jego gardła wydobył się niezrozumiały charkot i strumień krwi wymieszanej ze śliną. - Przepraszam, Leo
Przepraszam, że tego nie powstrzymałem. Że pozwoliłem, abyś znowu cierpiał.
Przepraszam, że nie potrafiłem zmienić przyszłości.
Postanowiłam wprowadzić parę zmian do tego rozdziału. Ok, sporo zmian. W zasadzie zostały tylko początek i koniec. Środek został poprawiony, dodałam też kilka scen. Oczywiście idea opowiadania pozostała bez zmian, tyle że rozrosło się ono objętościowo a Eliot przestał się tak rzucać na wszystkie strony, mam nadzieję.
Podziękowania ode mnie należą się kim-once, której komentarze były sporą pomocą przy powstawaniu nowej wersji tego rozdziału.
