Wróciłem do swojego mieszkania całkowicie wyczerpany. Nie dość, że musiałem zostać dodatkowe kilka godzin w pracy, aby naprawić wynajęte yunboro, to w drodze powrotnej spotkałem trio transwestytów, przez co byłem zmuszony uciekać. Ale najgorsze było to, że chyba nie zdążę spotkac się z Amy. Nie będę się jej narzucać choć wiem, że lubi moje towarzystwo, podobnie jak ja jej.

Polożyłem się plackiem na łóżku marząc jedynie o tym, by następny dzień był wolny, i podejrzewam, że uważała tak większość ludzi floty. Wziąłem do ręki kalendarz i spojrzałem na datę- 30 sierpnia. Ta data coś mi mówiła. Tylko co...?

Nagle do głowy przyszło mi coś jeszcze. Za trzy tygodnie będą urodziny Amy! Kiedyś Bebel mi opowiadał o tym zjawisku, ale nie mialem zielonego pojęcia, co Amy chciałaby dostać...

Pomimo zmęczenia zwlokłem się z łóżka i ruszyłem w stronę miasta w poszukiwaniu inspiracji.


Nic. Zupełnie nic.

Nie miałem żadnego pomysłu. Nie wiedziałem jeszcze, co Amy lubi, a czego nie znosi. Nowy latawiec? Nie, dowódca Ridget ma się tym zająć. Jakaś książka? Nie wiem, czy się spodoba. Może upiekłbym ciasto? Ledo, nie umiesz gotować. Wyszedłby zakalec...

Niezadowolony z faktu, że mogłem nic wymyślić poszedłem w stronę starych magazynów. Kiedy czasami miałem problem i potrzebowałem czegoś, by się wyżyć szedłem właśnie tam- nic tak nie pomaga jak możliwość treningu połączonego z niszczeniem zepsutych skrzyń.

Zacząłem wyznaczać trasę toru w taki sposób, aby była jak najtrudniejsza. Gdy w końcu skończyłem, wskoczyłem na najniższą ze skrzyń i rozpocząłem trening.


-Ledo, co robisz? - usłyszałem głos Bebela. Całe szczęście, że przede mną było jeszcze kilka rur, których mogłem się chwycić, inaczej wpadłbym z dużą prędkością w chłopca, jednak pomimo tego w ostatniej chwili udało mi się wykonać salto ponad nim i go przeskoczyć.

-Łał... Jak ty to zrobiłeś? - spytał brat Amy, kiedy już znalazłem się na ziemi. Po długim treningu byłem zmęczony, ale usatysfakcjonowany. Dyszałem ciężko i chciałem zrobić sobie przerwę, ale zostało mi jeszcze ćwiczenie celności. Wyjąłem więc broń i powiedziałem do Bebela:

-Schowaj się za mną.

Aktywowałem ruchome cele. Kiedy tylko stare skrzynie zaczęły być wyrzucane w powietrze, kolejno zestrzeliwałem je, a ich zawartość (głównie popsute części maszyn) spadała na ziemię z hukiem. Posadzka była coraz bardziej zaśmiecona żelastwem, a ja strzelałem tak długo, aż ostatnia skrzynka nie została przecięta na pół. Wtedy jednak wypadło z niej mniejsze, drewniane pudełko.

Postanowiłem zbadać jego zawartość, dlatego podszedłem bliżej i wziąłem pudło do rąk. Było zabite gwoździami i aby je otworzyć musiałem się sporo nasilić, by niczego nie uszkodzić. Opłaciło mi się to. W pudełku znajdowały się drewniane...

-Bebel, jak to się nazywa?- spytałem, nie potrafiąc nazwać przedmiotu.

-To są skrzypce.

Skrzypce. Ciekawa nazwa na instrument muzyczny. Schyliłem się, by podnieść instrument, lecz gdy tylko go dotknąłem...


-Ledo, zagrasz mi ją jeszcze raz? Proszę...- mały chłopiec o lawendowych oczach popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.

-Zgoda. Zostało nam niewiele czasu, a poza tym muszę zdążyć oddać instrument zanim ktoś to zauważy- dodałem, wyjmując skrzypce z futerału. Gdy tylko dotknąłem smyczkiem strun popłynęła cicha melodia pełna nadziei, która tak bardzo spodobała się mojemu bratu.


-Ledo... Ledo...- usłyszałem, jakby z oddali, głos Bebela. Czułem, że mną potrząsa, ale byłem tak zszokowany tym, co zobaczyłem, że nie reagowałem. Otrząsnąłem się dopiero gdy poczułem samotną łzę spływającą po moim policzku.

-Nareszcie! Ledo, co się stało? Siedziałeś nieruchomo niczym w transie i nie mogłem się z tobą skomunikować- jego ton wskazywał, że był bardzo zaniepokojony.

-Wszystko dobrze- odpowiedziałem.- Właśnie coś sobie przypomniałem. Chcesz posłuchać, jak gram?- zapytałem, chwytając za smyczek.

Zacząłem grać. Z początku niepewnie, potem coraz śmielej grałem melodię, którą dawno temu pragnął wysłuchać mój młodszy brat. Czułem, że te dźwięki mają znaczenie, że dzięki nim mogę coś przekazać.

I wtedy wpadłem na ten pomysł.

-Bebel, czy mógłbyś mi powiedzieć, kto w Gargantii umie grać na jakimś instrumencie? To dla mnie ważne.

Chłopiec zaczął wyliczać najróżniejsze postaci, z czego większość zdążyłem już poznać. Niektórzy grali, podobnie jak ja przed chwilą, na skrzypcach, Bellows na pianinie/syntetyzatorze/klawiszowych, nawet Pinion potrafił używać perkusji. W głowie zacząłem wyliczać, ile osób będzie potrzebnych do tego przedsięwzięcia. Jeżeli chciałem zrobić coś wyjątkowego, to musiałem się postarać.

-A co chcesz zrobić?- spytał chłopiec. Postanowiłem odpowiedzieć szczerze.

-Wpadłem na pomysł prezentu dla Amy. Nie mam pojęcia, czy mi się uda, czy zdążę, ani czy jej się to spodoba. Proszę więc cię o pomoc.

Bebel spojrzał mi w oczy.

-Jeżeli tylko robisz to w dobrej wierze i pomysł jest twój, to na pewno się jej spodoba. Pomogę ci, tylko powiedz, co mam zrobić.

Wytłumaczyłem mu szybko na czym polega mój pomysł.'

-Ciekawe. Jeżeli uda ci się przygotować wszystko na czas, to będziesz prawie takim geniuszem jak ja!- roześmialiśmy się.- Zgoda, będę starał się, aby Amy w czasie, kiedy ty będziesz wszystko przygotowywać, o niczym się nie dowiedziała.

-Dziękuję.


Wróciłem do mieszkania późno wieczorem, więc wypiłem szklankę soku jabłkowego i rzuciłem się na łóżko, szczęśliwy, ale zmęczony. Wiem jednak, że będę miał teraz więcej pracy, ale mam nadzieję, że jej rezultaty spodobają się Amy.

I że będzie z tego powodu szczęśliwa.