Dementorzy pogrzebali jego „syna" dwa dni temu.
Dopiero teraz Bartemiusz Crouch doszedł do siebie na tyle, aby zrobić porządki.
Zamknąwszy się w pokoju żony, metodycznie opróżniał szafy, szuflady, półki, komody. Suknie, buty, płaszcze, szale, rękawiczki. Ulubione książki. Jednym ruchem ręki zgarnął do worka stojące w łazience jej osobiste kosmetyki. Gdy skończył, sypialnia i łazienka wyglądały jak bezosobowy pokój hotelowy. Nie pozostał nawet najmniejszy ślad po kobiecie, która przez prawie trzydzieści lat mieszkała tu, śmiała się, tuliła męża i dziecko.
Skoro zdecydowała się umrzeć za syna, zdrajcę... skoro wybrała jego...
Wyrzuci wszystko.
Wrzaski Barty'ego niosły się echem po całym domu.
x
O poranku zwlókł się do kuchni, gdzie już krzątała się Mrużka. Na stole stał zapomniany kubek z wzorkiem w czerwone maki.
Kubek jego żony. Kupiony w jednym z małych, lokalnych sklepików podczas ich wspólnych wakacji w południowej Francji.
Nie znosił tego kubka – tani, lichy produkt. Wiele razy prosił, aby go wyrzuciła, miała przecież serwis z najlepszej porcelany. A ona z uporem każdego wieczora przynosiła sobie do łóżka herbatę w tym właśnie kubku.
Już wyciągał rękę, aby zrzucić go na ziemię, kiedy przemknęła mu przez głowę bardzo gorzka refleksja.
Dlaczego przez tyle lat małżeństwa ani razu nie zrobił żonie herbaty?
