`Almost each character in this story belongs to Rowling, I own only plot`
Nikt nie był tak naprawdę zdziwiony, że po ostatecznej bitwie wróciła na ostatni rok nauki do Hogwartu, by tam w pełni ukończyć edukację i zdobyć odpowiednio wysokie wykształcenie dla młodego czarodzieja. Nikt nie był też zdziwiony tym, że udało jej się tego dokonać z jak najlepszymi wynikami. Całkowicie sprostała przy tym oczekiwaniom, jakie w niej pokładano przez wszystkie te lata, które przeżyła za murami wiekowego zamku, gdy rok za rokiem towarzyszyła Chłopcu, Który Przeżył w ratowaniu Czarodziejskiego Świata przed całkowitym odrodzeniem się Czarnego Pana. Teraz mogła z kolei realizować się w dalszym życiu, stawiając sobie za cel coraz to nowsze wyzwania i zdobywając jednocześnie kolejne kamienie milowe. Była młoda, zdolna i samodzielna, a jej życie było pełne perspektyw. W porównaniu do innych czarodziejów, do których los nie uśmiechnął się aż tak bardzo, ona miała wspaniale rokujący start, a że była Hermioną Granger w każdym calu - słusznie nazywaną jedną z najzdolniejszych czarownic, to wiedziała, w jaki sposób wykorzystać wszystkie dopomagające jej czynniki i robiła to ze znaną sobie skrupulatnością.
oOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoO oOoOoOoOoOoOoOoOoOoOoO
Londyn, 25 października 1999r.
Dawniej nie dopuściłabym do sobie nawet myśli o możliwości stanięcia z Ronem na ślubnym kobiercu, a teraz? Nie dość, że rzeczywiście pojawiła się takowa w mojej głowie, to ba! za parę godzin naprawdę stanę się panią Weasley, czyli automatycznie też częścią tej wielkiej rodziny, gdzie nie sposób odróżnić jej członków, gdy wszyscy stoją do ciebie tyłem. Jestem okropnie zdenerwowana, a mój ojciec uparcie nie znosi Rona, z czym wcale się przede mną nie kryje i co wcale mi nie pomaga... Owszem, nie mogę zaprzeczyć, że niektóre uwagi, jakie wychodzą z ust taty, są rzeczywiście trafne, ale czy na tym własnie nie polega miłość? - na tym, że akceptujemy wady drugiej osoby i przyzwyczajamy się do jej dziwactw, z czasem uznając je za całkiem normalne części codzienności, jaka nas otacza? Dlatego też nie poddaję się i wiem, że dam radę nie tylko stanąć przed ołtarzem u boku Rona, ale nawet przejdę całą drogę do niego w tych nieziemsko wysokich i jakże niewygodnych szpilkach, nie łamiąc sobie przy tym nóg. Dla efektu, jaki może osiągnę, warto. Prawda? Prawda. Co czuję prócz zdenerwowania? Zdecydowanie podekscytowanie porównywalne do tego, jakie czułam 1 września parę lat temu przed wejściem do pociągu Hogwart Express. Choć przyznaję, że wtedy nic nie tańczyło mi w brzuchu, jak teraz. Paskudne uczucie.
Londyn, 14 marca 2000r.
Jest... dość miło. Minęło niecałe pięć miesięcy, Ron swojego czasu był jak książę z bajki, teraz już trochę mniej... Ale w końcu, czy ja jestem księżniczką? Nie można żyć ciągle wyśnionymi marzeniami, bo w końcu przestaniemy odróżniać otaczające nas rzeczywistości. Słodycz może nas zepsuć, a taki odrobiny okruch goryczy zawsze przytrzyma nas w pionie. No owszem, nie jest tak, jak to sobie wyobrażałam, ale na pewno będzie jeszcze wspaniale (czy przypadkiem nie wspomniałam czegoś o ziarnie goryczy i przestaniu żyć bajką?). Trzeba się do siebie przyzwyczaić, prawda? Do wszystkiego: do momentami oschłego męża, do pracy w Ministerstwie w Departamencie Obrony Praw Czarodziejów, a nawet do tego despotycznego, otwarcie dyskryminującego kobiety Spencera, który jest moim przełożonym. Jeśli myśli, że zdoła mnie stłamsić, to się grubo myli i wkrótce mu to udowodnię.
Bułgaria, 10 maja 2000r.
Naiwna? Naiwna. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać, nie potrafimy na siebie patrzeć... Merlinie, kiedy to się stało? Nie ma nawet roku, jak jesteśmy małżeństwem, a ono już się sypie? Nie od wczoraj, ale od tygodni jest coraz gorzej, jego wciąż nie ma w domu, a gdy przychodzi, jest inny. Z każdym dniem. Po prostu uciekłam, gdzie mogłam, nie mogąc znieść jego powarkiwań i narzekań, krzyków i nawet przemocy, do której nieraz się posuwał. Czemu? Czym zawiniłam? Choć przykro mi to przyznać, coraz bardziej skłaniam się ku stwierdzeniom ojca sprzed ślubu. Najwyraźniej te ojcowskie radary, o których tak mawiają, to nie plotki i tata rzeczywiście widział w Ronie to, czego ja nie byłam w stanie dostrzec, będąc pewną, że po tych siedmiu latach znam go doskonale. Wszakże nie było tak? Spędzaliśmy codziennie sporo czasu, co dawało podstawy do tego, żeby... uch. Może jednak za dużo tego czasu było wtedy, dlatego teraz brakło chęci na jeszcze więcej?
Londyn, 16 maja 2000r.
Fakt, wizyta akurat u Kruma w tym momencie to nie był najodpowiedniejszy pomysł.
Londyn, 17 maja 2000r.
Wrócił do mieszkania pijany, a prócz odoru alkoholu i papierosów wyczułam nutkę znajomych damskich perfum. To takie typowe... A ja głupia sądziłam, że skoro znam go te prawie naście lat i naprawdę go kocham, to los wielu małżeństw jednak mnie nie spotka (szczególnie po tak krótkim czasie). Ron prawdopodobnie nie wie, że byłam u Kruma.
Londyn, 18 maja 2000r.
Chyba już wie, bo wrócił wściekły, zrobił wielką awanturę, którą słyszał prawdopodobnie cały Londyn. Stwierdził, że jestem dziwką Kruma, całkowicie zapominając o Lavender, która jest z kolei jego dziwką (Patil nigdy widać jej nie lubiła, skoro podsunęła mi tę wiadomość nawet po ukończeniu szkoły, kiedy nie mamy możliwości widywać się już tak często jak w Hogwarcie). Wieczorem pojechałam do Harry'ego i Ginny, decydując się w końcu im o czymś z tego wszystkiego powiedzieć. Nie lubię prosić innych o pomoc, tak bardzo nie lubię, ale jeśli to może w jakimś stopniu pomóc, to dlaczego nie? Ewentualnie.
Londyn, 23 sierpnia 2000r.
Pani Granger, witamy na bruku. W związku z postępującym kryzysem, zdecydowaliśmy się pozbawić Panią posady w Ministerstwie Magii na rzecz innych tępych czarodziejów, którzy ledwo ukończyli Hogwart oraz inne szkoły... lub w ogóle tego nie dokonali. Jestem 21-letnią rozwódką po burzliwym małżeństwie, w którym mąż zdradzał mnie z trzema dawnymi koleżankami, mieszkam w jakiejś śmierdzącej klitce, bo Ronowi udało się zachować mieszkanie i podejrzewają mnie o przykrą bezpłodność, co już jest domeną biednej Ginny. Merlinie, czemu nie rzucasz klątwami, skoro to widzisz? Obecna sytuacja nie wymaga chyba dłuższego komentarza.
Bułgaria, 30 sierpnia 2000r.
Co mam do stracenia? W sumie nic, a jak dotąd tylko on potrafił wyciągnąć pomocną dłoń z zamierzonym skutkiem. Jestem tu parę dni, a Wiktor jest po prostu jak plaster do rany - wspaniały, idealny, działający w mgnieniu oka. Tęsknię za Harrym i Ginny, ale moje zniknięcie teraz to najlepsze rozwiązanie. Jestem tchórzem. A Wiktor jest wspaniały, co już napisałam, a w tym momencie przyniósł mi wyśmienitą jajecznicę, której zapach wręcz zniewala i zwala z nóg. Dawno nikt mnie tak nie rozpieszczał, jak to robi on. Her-mi-jo-ni-na... Nie nabijam się, to słodkie.
Bułgaria, 15 grudnia 2000r.
Dlaczego nasza znajomość niemal zanikła po czwartej klasie? Może gdyby Ron nie panoszył mi się pod nosem przez cały ten czas, ostatni rok mojego życia wyglądałby zupełnie inaczej? Byłabym szczęśliwą panią Krum, a Wiktor przynosiłby mi śniadania na tacy do łóżka, aromatyczny zapach kawy działałby na mnie lepiej, niż jakikolwiek czar, a on... Och. Oooch, klekssssy.
Bułgaria, 24 stycznia 2001r.
Każda bajka kiedyś się kończy. Moja i Rona, moja i Wiktora również się skończyła. Mówią, że do trzech razy sztuka, ale już po raz drugi spotkało mnie niemal to samo i jeśli powtórzy się to jeszcze raz, to będę naprawdę wściekła i ten ktoś, kto mi to zrobi, będzie w prawdziwych tarapatach. Noszę pod sercem dziecko moje i Wiktora, on wcale go nie chce, jego miłość do mnie zniknęła w ułamku sekundy, a ja znowu zostałam sama i siedzę właśnie w toalecie, gdy on pakuje zawzięcie moje rzeczy. To tak w skrócie. Ale pozytyw też jakiś jest - w końcu przestaną uważać mnie za bezpłodną i w końcu zjawi się ktoś, kogo bez obawy, że mnie zostawi, będę mogła pokochać.
Londyn, 18 września 2001r.
Mam już niemal 22 lata i pomimo wszelkich przykrości ostatniego roku jestem najszczęśliwszą matką na świecie, bo właśnie dziś urodziłam najpiękniejszą dziewczynkę, jaką świat widział. Libby. Ciemne włoski i oczy, zupełnie jak u Wiktora, co niestety uparcie będzie mi o nim przypominać, ale z drugiej strony - gdyby nie Krum, nie mogłabym trzymać w ramionach tego małego, wspaniałego skrzacika, który oficjalnie stał się moim bezcennym skarbem. Fakt faktem, że nie wiem, jakbym sobie poradziła przez ostatnie miesiące, gdyby nie pomoc Harry'ego i Ginny. Jedyni i najwspanialsi przyjaciele pod słońcem.
Londyn, 12 listopada 2001r.
Libby jest już ulubieńcem wszystkich, Harry'ego szczególnie. To niezręczne, że mieszkam z dzieckiem akurat u nich, gdy Ginny sama własnego mieć nie może, ale ci nawet nie chcą słyszeć, żebym się wyprowadziła. Obydwoje traktują Libby, jak swoją córkę i jak najbardziej nie mam im tego za złe, aczkolwiek może to być dla nich w pewien sposób niebezpieczne, jako że wkrótce, jeśli tylko wszystko pójdzie dobrze, stanę na własne nogi (kolejny raz dzięki Harry'emu, który napomknął o mnie u wyższych Aurorów, a ci od razu zgodzili się mnie przyjąć, znając moje osiągnięcia jeszcze ze szkoły). Jeśli rzeczywiście dostanę tę pracę, mogąc jednocześnie dalej liczyć na pomoc Ginny przy Libby, to może uda mi się odbić od dna w zawrotnym tempie. Dalej jednak nie wiem, jak im się wszystkim odwdzięczę, bo tak de facto, to nawet oni nie wiedzą, ile dla mnie zrobili. Bardzo nie lubię mieć nawet najmniejszych długów, huhm. Wierzę jednak, że teraz będzie już tylko lepiej.
