Załamanie pogody przyszło nagle. Zbyt nagle. Pogodne niebo zasnuły ciężkie, ołowiane chmury a letnie kwiaty padły, ścięte mrozem. Wracająca rowerem z pracy młoda nauczycielka zatrzymała się gwałtownie na prowadzącej do jej domu gruntowej drodze. Na jej oczach przyległa do drogi łąka pokryła się szronem, a na jej środku powietrze zgęstniało i zaczęło falować niepokojąco. Chwilę później pierwszy z wysłanych w stronę wykrytej na radarach anomalii samochodów zatrzymał się tuż obok, wzbijając chmurę zmarzniętego pyłu.

- Prosimy się odsunąć. To sprawa bezpieczeństwa narodowego – oznajmił agent w czarnym garniturze, pokazując legitymację.

Kobieta nie słyszała dotąd o S.H.I.E.L.D, ale była zbyt zaskoczona, by podważać autorytet nieznajomego.

- Odprowadzę panią do domu – zaoferował ten łagodnie, podczas gdy wokół parkowały kolejne czarne samochody, a grupa techników zaczynała stawiać barierki wokół zamarzniętej łąki. Z chmur zaczął padać śnieg.

Skinęła głową w odpowiedzi, ale ruszyła się z miejsca dopiero, gdy ujął ją pod ramię. Powietrze na środku łąki zaczęło jarzyć się jadowitą zielenią. Agenci wylali się z samochodów, otaczając otwierający się portal. Gdy pojawiła się w nim nadludzko wysoka postać, od razu została wymierzona w nią broń. Kolejny samochód zatrzymał się gwałtownie. Nick Fury wyszedł ze swojej terenówki szybkim krokiem, od razu kierując się do wnętrza kordonu.

- Stać! - rozkazał, widząc białą szarfę przewiązaną na skos przez pierś wychodzącego z portalu jotuna. - To emisariusz.

Lodowy Olbrzym uśmiechnął się, ukazując białe zęby, ostre jak u drapieżnego zwierzęcia.

- Pozdrowienia od naszego władcy, Nicku Fury – powiedział, patrząc na ciemnoskórego czerwonymi oczami. - Jestem Liulfr, herold króla Jotunhaimu. Mój pan chce zawrzeć pokój z królestwem Midgardu. Wskaż mi zatem ludzi, którzy władni są omówić jego warunki.

- Król Jotunhaimu? - zapytał Fury, dając znak swoim ludziom, by schowali broń. - Kto nim jest? Jak brzmi imię „twojego pana"?

- Loki. Loki Laufeyson.

XXX

Wiadomość, gdy zdjęto z niej klauzurę tajności, obiegła świat w przeciągu kilku minut. Loki, zbrodniarz spod Manhattanu, nie tylko chciał znów pojawić się na Ziemi, ale też podawał się za władcę innej planety. I jako taki chciał zawrzeć pakt z przedstawicielami rządów wszystkich ziemskich krajów (a przynajmniej z większością), zapewniając współpracę między nimi, a tajemniczym, mrocznym królestwem Jorunhaimu. Najbardziej zaś zależało mu na pokoju z USA i – jeśli wierzyć wysłanemu przez niego posłowi – gotów był w tym celu na liczne ustępstwa, łącznie z wypłaceniem solidnych odszkodowań wszystkim poszkodowanym w bitwie o Manhattan. Oczywiście prywatnie, ponieważ, co Liulfr podkreślił kilkukrotnie, Jego Wysokość nie chciał, by jego osobistymi winami obarczano naród, którego został przywódcą.

Wstępne rozmowy były długie. Poseł prawie dwa miesiące cierpliwie dyskutował z kolejnymi ludźmi – najpierw z przedstawicielami S.H.I.E.L.D którzy zajęli się nim troskliwie od samej chwili przyjazdu, później z wysłannikami prezydenta Stanów Zjednoczonych, na koniec z dziennikarzami. Tym ostatnim wyznał, że jest mu strasznie gorąco i nie może doczekać się powrotu do domu, gdzie czeka na niego żona i dwie córki.

Wreszcie ustalono warunki porozumienia, termin jego podpisania i wszystkie wynikające ze względów bezpieczeństwa jego obwarowania. Wczesną jesienią Loki Laufeyson oficjalnie został wpuszczony do Białego Domu. Nikt nie zginął. Postawieni na nogi Avengers przeżyli najnudniejszy dyżur swojego życia, ale Steve był szczęśliwy, bo na koniec mógł uścisnąć dłoń prezydenta. Kłamca łaskawie zgodził się na częściowe uchylenie własnego immunitetu i zapowiedział, że odpowie przed sądem za krzywdy, jakie wyrządził. Tony Stark powiedział później w wywiadzie, że jest to podła zagrywka, bo przecież amerykańska prokuratura nie skarze na więzienie czy śmierć głowy wrogiego mocarstwa. W odpowiedzi Loki zapewnił dziennikarzom, że Jotunhaim nie jest w żadnym stopniu im wrogi, a jeśli taka jest cena pokoju, gotów jest poddać się każdej karze. Zastrzegł przy tym, że prawdopodobnie nie istnieje możliwość wykonania na nim kary śmierci w sposób humanitarny i skuteczny jednocześnie i żartem dodał, że w mitologii polecano w takich wypadkach jadowite węże. Opinia publiczna uznał żart za niesmaczny.

W grudniu doszło do pierwszego procesu. W styczniu Stany Zjednoczone podpisały kontrakt na wydobycie i import jotunhaimskiej ropy. Z początkiem lutego sprawa Lokiego Laufeysona została zamknięta. Zasądzono mu wielomiliardowe odszkodowanie i kilka tysięcy godzin do odpracowania w działalności charytatywnej na rzecz ofiar bitwy o Manhattan. Kłamca, sam sobie będący adwokatem, przyjął wyrok z pełnym zadowoleniem i w mowie końcowej podziękował sędziemu i ławie przysięgłych. Rodzina agenta Coulsona zrzekła się obywatelstwa Stanów Zjednoczonych i wyjechała do Czech.

W tym samym miesiącu Thor, przy okazji wizyty u Jane, dowiedział się o wszystkim i nie oglądając się na nikogo, poleciał przywitać się z bratem. Przez kilka godzin rozmawiali sam na sam, a gdy bóg gromów wyszedł z usytuowanego w północnej Alasce budynku jotunhaimskiej ambasady, miał tak nieprzytomnie radosne spojrzenie, że z miejsca zaoferowano mu pomoc psychologa. Odmówił, wezwał Haimdala i zniknął na długie kilka tygodni.

Świat kręcił się dalej. Kręcił się też Nick Fury, przeważnie po swoim gabinecie, mrucząc – ciężko powiedzieć, do siebie, czy do wiernie trwającej na posterunku agentki Hill – że nie ufa temu gnojkowi, że zdarzy się coś strasznego i wszyscy będą tego żałować. Avengers powoli odwołali stan wyjątkowy i drużyna wróciła do swoich zwykłych zajęć. Na wiosnę wrócił Thor, na czele oficjalnej delegacji z Asgardu i podpisał oficjalny pokój z Jotunhaimem. Midgard stał się środkowym królestwem, w pełnym tego słowa znaczeniu, a USA zyskało przywilej reprezentowania go na arenie międzyplanetarnej. Rosjanie byli oburzeni. Loki wyjechał do Moskwy i gościł tam przez kolejny miesiąc. Wczesnym latem na Syberii zbudowano drugą w Midgardzie ambasadę Jotunhaimu. Pierwsza ambasada Asgardu powstała w Szwecji. Thor zawsze był bardziej sentymentalny.

W chwili, gdy zaczęła się ta opowieść, te wydarzenia były już przeszłością i znów było późne lato. Na ziemi i poza nią panował pokój. Pepper właśnie skończyła porządkować pocztę i teraz sięgała po zimną już kawę, z westchnieniem spoglądając za okno na zalaną słońcem plażę Malibu. Zamarła z kubkiem w połowie drogi do ust. Odłożyła go szybko na stół i podeszła do szyby, by lepiej przyjrzeć się trzem drobnym z tej odległości sylwetkom.

- Jarvis, przekaż Tony'emu, że poszłam się po opalać – oznajmiła.

Gdyby Jarvis był żywą istotą, najpewniej byłby teraz w poważnym szoku. Jednak był superkomputerem, do tego superkomputerem Starka, więc zszokowanie go nie było rzeczą łatwą. Odpowiedział więc:

- Jak sobie pani życzy, panno Pots.

Jednocześnie włączył alarm w telefonie Tony'ego. Może był tylko superkomputerem, ale był komputerem Starka – miał pewne doświadczenie w przeczuwaniu kłopotów.