Pogoda była wprost bajeczna- słońce nie grzało zbyt mocno, rzucając przyjazne, ciepłe światło, bezchmurne niebo o jasnoniebieskim odcieniu nie dawało żadnych szans na deszcz, zaś delikatny wietrzyk wiał nieznacznie, dając przyjemny chłód.

Maka stała w oknie swojego pokoju przyglądając się ludziom, których ładny dzień wywabił na ulice. Sama dołączyłaby się do grona spacerowiczów, ale była zbyt zmęczona by normalnie ustać na nogach. Godzinę temu wróciła z całonocnej misji, co skutkowało tępym bólem głowy i przemożną chęcią pójścia spać. Jednakże wiedziała, że nawet gdyby się położyła nie zmrużyłaby oka- dalej była zdenerwowana po kolejnym, jakże inteligentnym akcie odwagi (a może raczej głupoty) Soula, który prawie zakończył się jego śmiercią, a przynajmniej kilkudniowym pobytem w szpitalu. Wolała nie myśleć co by było gdyby w porę go nie powstrzymała...

Teraz chłopak głęboko spał, w dodatku na jej łóżku, kompletnie nie przejmując się stresem jaki wywołał u swojej partnerki- w obu tego słowa znaczeniach. Dziewczyna westchnęła i usiadła koło niego. Czule przeczesała mu włosy ręką.

-Idioto- szepnęła drżącym głosem- tak się o ciebie bałam... Pewnie nawet nie wiesz jak bardzo. Po co to zrobiłeś? Żeby się przede mną popisać? Kocham cię żywego i rozsądnego, a nie martwego i rzucającego się na znacznie silniejszego przeciwnika.

Nagle Soul podniósł się do pozycji pionowej i gestem pełnym miłości przytulił się do niej.

-Ty nie śpisz?- Maka aż podskoczyła i zrobiła się cała czerwona. Wyglądała tak uroczo... Soul nie mógł się powstrzymać i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.

-Ja też cię kocham- przyciągnął ją mocniej do siebie.

-Dobra, dobra, jeśli myślisz, że przestałam się na ciebie złościć to się grubo mylisz- burknęła, ale głośno bijące serce mówiło samo za siebie.