1.
Magnus uśmiechnął się do Isabelle, gdy tylko fotograf oderwał ręce od aparatu. Dziewczyna od razu oddała uśmiech i podbiegła do nich, zeszła z tych wszystkich świateł, które ją otaczały.
- Jak poszło?
- Genialnie, jak zwykle.
Zaśmiała się. Mężczyzna spojrzał na zegarek. Był właśnie w środku męczącego tygodnia, nie miał praktycznie czasu dla swojej dziewczyny. Jego pierwszy pokaz mody odkąd został ogłoszony przez Vogue najbardziej obiecującym projektantem młodego pokolenia. Miał, więc urwanie głowy z projektami, swoimi sklepami i różnymi innymi sprawami.
Ale dziś obiecał sobie, że cokolwiek by się nie działo odwiedzi Camille. Jego dziewczyna, cudownie piękna modelka wróciła wczoraj w nocy z Paryża. Spędzą razem trochę czasu, zjedzą lunch itede.
Przygotowany na to mentalnie podniósł głowę i ruszył do wyjścia. Modelka szła za nim.
- Plany na dzisiaj? – Zapytała.
- O tak.
Przechodzili wokół wielu pięknych kobiet, które machały im wesoło i uśmiechały się wdzięcznie do niego. Odwzajemniał uśmiech, ale żadna nie miała u niego szans, choć gdyby chciał mógłby mieć jakąkolwiek. W związku miał jedną najważniejszą zasadę: „nigdy nie zdradzać". Za dużo razy ktoś robił mu to świństwo, żeby on sam miał się tego dopuścić. Ludzie może często mylili jego ekstrawaganckie ciuchy i figlarne usposobienie z lubością do romansowania. Zaś on chciał się tylko ustatkować i z jedną oddaną mu bez końca osobą, spełniać swoje marzenia. Chyba nie chce aż tak wiele, nie?
- Camille wróciła. – Zgadła Izzy.
- Owszem.
- No to baw się… cudownie. – Posłała mu całusa i rozłączyli się.
O tak, dwa i pół tygodnia to jak na każdego faceta w związku dość dużo czasu bez seksu. Będą musieli to nadrobić.
W końcu dotarł pod jej elegancki blok, w ładnej okolicy. Miał klucz, więc szybko wszedł. Miał ze sobą bukiet różowych róż, pokrytych lekko brokatem. Otworzył drzwi do mieszkania.
W salonie stała walizka, otwarta, ale nierozpakowana, ubrania walały się po podłodze. Magnus zmarszczył brwi i podniósł męską koszulę. Co do…?
Wiedziony złymi przeczuciami ruszył do sypialni. Tuż przy drzwiach mógł słyszeć cisze odgłosy sapania, jęki. Serce zaczęło mu jakby wolniej bić, czas wlec jakby sekunda trwała godzinę. Czując, że z każdą kolejną jego odczucia, emocje zamieniają się w zimny, kalkujący chłód, Magnus pchnął drzwi. Uchyliły się, a on, nie czując już nic, wszedł do środka i spojrzał na ciekawą scenkę.
Camille, z rozłożonymi jak ladacznica nogami, brała w siebie kutasa miłego kolegi. Ze swojej perspektywy Magnus widział jego tyłek kiwający się w rytm, jej nogi i ręce związanie do zagłówka. Pomyślał, że zaraz tam na nich rzygnie. Metodycznie wyjął komórkę i zaczął ich nagrywać. Upuścił kwiaty i ruszył w ich stronę. W ekranie komórki pojawiła się wykrzywiona twarz Camille.
- Witamy na redtube. – Powiedział.
Kobieta otworzyła oczy i krzyknęła ze zdumienia.
- Magnus?! O Boże! Złaź ze mnie. – Zaczęła kopać faceta na sobie, który poleciał do tyłu i rąbnął gołą dupą o kwiatki.
Magnus z grymasem na twarzy schował komórkę do kieszeni.
- Kochanie, to…
- Daruj sobie. Ty suko! Z nami koniec. Możesz się też pożegnać z karierą w tym kraju.
Kochanek oglądał to z kurewsko wielkim zdumieniem, cofając się w kąt. Camille zaczęła wrzeszczeć, ale Magnus nie słuchał. Wybiegł stamtąd, tamtego smrodu jak najszybciej. W korytarzu się zatoczył, czując jak wymiociny podchodzą mu do gardła. Dotarł do salonu i w chwili czystości umysłu dopadł jej walizkę i zaczął zwracać zawartość swojego żołądka na jej najlepsze ubrania. Prosto z, kurwa ją mać, pierdolonego Paryża.
- Jebać cię, puszczalska kurwo. – Wymamrotał, ocierając usta jej sukienką.
Czując się odrobinę lepiej dopadł do drzwi i wybiegł na ulicę. Jak najdalej od tego ohydztwa.
2.
Magnus wpatrywał się w puste kartki na jego panelu projektowym. Już od paru godzin. Chyba. Stracił rachubę czasu.
Podniósł butelkę wódki do ust i wypił pozostałość. Rzucił już pustą o ścianę, a dźwięk tłuczonego szkła zabrzmiało w jego uszach jak muzyka. Pijackim krokiem wyszedł z pokoju projektowego i przeszedł do salonu, rzucił się na kanapę. Kręciło mu się w głowie po wypiciu całego alkoholu z barku, już dwa razy rzygał, a potem jadł frytki. Smakowały jak karton.
Nagle zadźwięczała komórka. Wyjął ją z kieszeni. Catarina. Boże…
Ją też rzucił o ścianę i poszedł w kimę.
Obudziło go szarpanie za ramiona.
- …gnus. Magnus, Jezusie, jak ty śmierdzisz… - Jęknął ktoś odsuwając się od niego.
- To po chuj mnie wąchasz. – Mruknął rozespany i zachichotał. Ciągle pijany.
- To nie był mój świadomy wybór, śmierdzisz na kilometr.
Śniada karnacja, platynowe włosy. Catarina. Dżizas…
- Idź se stąd.
- Magnus, przestań być dziecinnym. Wiesz, że jutro, a właściwie to za 18 godzin masz pokaz mody?!
- W dupie to mam. Idź sobie, pomęcz kogoś innego. Ragnora na przykład.
Cat patrzyła na niego jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.
- Co… co ty powiedziałeś?! – Wydukała zdumiona. – Hallo, twoje marzenia się spełniają! Pokaz mody?!
- Walić modę i te wszystkie wypindrzone suki, które chcą tylko kasę i sławę.
Mrugając ze zdziwienia Cat odsunęła się od niego. Pokręciła głową.
- Ostrzegaliśmy cię co do Camille…
- Nie wypowiadaj imienia tej kurwy!
-… Ona nie była dla ciebie. Nie pierwszy raz zostałeś rzucony. Podniesiesz się jak zawsze…
- Nie zostałem rzucony! – Warknął podnosząc się do pozycji siedzącej. – Ta dziwka zdradzała mnie na moich oczach, pewnie od samego początku miała mnie za ciotę. Pieprzonego rogacza. – Kopnął stolik do kawy, aż ten się wywrócił razem z resztkami po chińskim żarciu.
Catarina spojrzała na ten bałagan z obrzydzeniem.
- Nie przesadzasz troszkę? – Zapytała.
No nie, tego było za wiele. Za…
Nagle Magnus poczuł jak gniew go opuszcza. Jak powietrza z przebitego balonu. Pozostała tylko obojętność. Spojrzał na Cat jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.
- Wyjdź.
- Magnus…
Wstał i pchnął ją aż się wywróciła. Nawet się nie zdziwił swoją brutalnością. W oczach przyjaciółki pojawił się strach.
- Wyjdziesz czy mam cię stąd wykopać?
Nie czekając na odpowiedź poszedł do sypialni i trzasnął drzwiami na cały loft.
W głowie mu się kręciło, gdy szedł przez głośną salę pełną przebierających się modelek. Wokół nich uwijały się makijażystki, fryzjerki i asystentki. Magnus spóźnił się na swój pokaz o dobre pół godziny.
- Magnus! Jesteś nareszcie! – Izzy podbiegła do niego i od razy cofnęła z odrazą. - Boże, śmierdzisz alkoholem, Mags!
- No.
- I w co ty jesteś ubrany. Idziesz na pogrzeb? Gdzie twoja kreacja?
Mężczyzna spojrzał na czarny garnitur.
- Przyszedłem pogrzebać moją karierę.
Izzy zaśmiała się jakby usłyszała żart.
- Co ty, depresje masz?
Depresje? Dobre słowo, takie… depresyjne. Dobrze oddające jego chęć zwinięcia się w kulkę na podłodze i zniknięcia z tego padołu łez.
Spojrzał na nią obojętnie, a ta zaniepokoiła się tym co zobaczyła w jego oczach.
- Chyba jednak nie powinieneś przychodzić.
Złapała go za łokieć i skierowała z powrotem do wyjścia. Zachwiał się i dał się ciągnąć. Jednak przed drzwiami zatrzymał go jakiś mężczyzna.
- Magnus Bane, jestem Tomas Kingsday. Wyśmienity pokaz. Mogę zadać o niego parę pytań?
- Jasne. – Zatrzymał się mimo sprzeciwu Izzy, która ciągnęła go za ramię.
- To nie jest dobry pomysł. – Warknęła na niego.
Magnus tylko wykrzywił twarz w grymasie, który od biedy uszedłby za uśmiech i przekrzywił głowę.
- To wynik mojej ciężkiej pracy, paru butelek wiskacza i myślenia, że spełnia się marzenia.
Tomas zmarszczył brwi jakby nie zrozumiał żartu, ale już i tak zapisywał szybko jego słowa z uśmiechem.
- W sekrecie powiem, że mój ubiór to część nowej kolekcji.
- Oooo – mruknął dziennikarz.
- Nazwę ją „depresja i groteska"! – Powiedział i wybuchł opętańczym śmiechem.
To było chyba dla biednej Izzy za dużo bo pociągnęła go mocno i powędrowała z nim za drzwi.
