Betowała Jasmin Kain.

Rozdział 1

Savannah powoli otworzyła oczy. Krzyki dochodzące z dołu po raz kolejny wyrwały ją ze snu.
Kłócące się wujostwo? Nikt, kto znał Tonksów, nie dałby temu wiary. Uchodzili za zgrane i szczęśliwe małżeństwo, które tylko czasami spierało się o szczegóły. Sytuacje, w których ciotka podnosiła głos, były tak rzadkie, że można je policzyć na palcach jednej ręki.
Ktoś rozsądny rzuciłby zaklęcie wyciszające i dopiero wtedy dał upust emocjom. Skoro ciotka krzyczała, oznaczało to, że przed wybuchem prowadziła spokojną rozmowę. Co sprawiło, że straciła nad sobą kontrolę?
— Nie zgadzam się na to! Nie przekroczy progu tego domu!
Savannah wytężyła słuch, czekając na ciąg dalszy. Wtedy zapadła cisza. Pewnie któreś z nich wreszcie użyło zaklęcia wyciszającego.
Dziewczyna uniosła się na łokciu i zapaliła nocną lampkę. Zamrugała oczami i usiadła na łóżku. W kłótniach wujostwa najczęściej przeplatały się zwroty „nie zgadzam się", „decyzja nie należy do ciebie", „to nieuniknione". Słowo, które ciągle padało to „dom".
Dom. Co to mogło oznaczać? Czyżby dostali spadek, z którego przyjęciem mieli opory?
Savannah potarła czoło i zamyśliła się. Ciotka nie była w humorze, kiedy zostawała sam na sam z wujkiem czy z Dorą. Gdy siostrzenica wchodziła do salonu lub kuchni, nerwowość z niej ulatywała i starała zachowywać się tak, jakby nic jej nie dręczyło.
Nie wyłapała wiele z tych kłótni. Dochodziło do nich w nocy. Ciotka coś krzyknęła, wujek jej odpowiedział, potem znowu to samo i cisza. Nieznośna i zastanawiająca. Przeczuwała, że coś się stało.
Przed dwanaście lat życie całej czwórki (czyli jej, wujostwa i kuzynki) było idyllą. Nie mieli żadnych zmartwień. Ted dobrze zarabiał, mieli więc stabilną sytuacją finansową. Czasami między Savannah a Andromedą dochodziło do nieporozumień; na ogół były to błahostki.
Wszystko zmieniło się dwa lata temu. To wtedy dowiedziała się, że brat jej matki, którego uważała za zmarłego, żyje i uciekł z Azkabanu. Miał tam trafić za rzekomą współpracę z Voldemortem i zamordowanie trzynastu osób. Był również winny śmierci rodziców Harry'ego Pottera. Doznała szoku, poznawszy prawdę; nie chciała, by ktokolwiek odkrył, że jest z nim spokrewniona.
Przez cały rok targało nią poczucie winy, złość, bezsilność i strach. Nienawidziła Blacka z całego serca. Obwiniała go o trudności, których doświadczyła w czasie roku szkolnego i życzyła mu jak najgorzej. A potem… wydarzyło się coś, czego się nie spodziewała.
Syriusz był niewinny. Został wrobiony przez dawnego przyjaciela, przez co trafił do Azkabanu bez procesu.
Savannah wzięła głęboki wdech. Gdy Blackowi udało się uciec na hipogryfie, wiedziała, że ma tajemnicę, której nikomu, nawet wujostwu, nie mogła zdradzić. Oprócz niej wtajemniczeni byli dyrektor, Harry Potter, Ron Weasley i Hermiona Granger.
Nie była świadkiem jego ucieczki, ponieważ Pettigrew ją oszołomił. Zdziwiła się, że nie została przez niego zabita. Gdy się ocknęła, leżała w Skrzydle Szpitalnym; Hermiona poinformowała ją, że razem z Harrym uwolnili Syriusza i że ten obiecał do niej napisać.
Ucieszyła się, gdy dostała od niego list. Była ciekawa, jaka będzie ich relacja. Od teraz miała Syriusza i Harry'ego, którego zaczęła traktować jak brata. Korespondowała z nim, tak jak z Ronem i Hermioną.
Syriusz. Od momentu ucieczki widziała go tylko kilka razy. Przez czwarty rok jej nauki regularnie wymieniali listy, odbyli parę rozmów przez kominek i spotkali się trzykrotnie. Pierwszy raz, gdy wujostwa nie było w domu; drugi miał miejsce w jaskini, gdzie nie była sama. Trzecie spotkanie odbyło się w gabinecie dyrektora; czekała razem z nim na powrót Harry'ego, który brał udział w Turnieju Trójmagicznym. Potem Black musiał ich opuścić, ponieważ dostał od Dumbledore'a rozkaz odnalezienia Remusa Lupina i zatrzymania się u niego.
Teraz wszystko wyglądało inaczej – Voldemort powrócił, ale nie każdy w to uwierzył. Tonksowie zostali poinformowani przez Dumbledore'a tydzień temu, wskutek czego ciotka dostała obsesji na punkcie zapewnienia rodzinie jak najlepszej ochrony. Wujek również się o to postarał, tak samo Dora; w razie ataku mogli liczyć na najlepszych aurorów.
Andromedę mogły męczyć dwie sprawy. Pierwsza dotyczyła bezpieczeństwa rodziny, druga wątku z domem.
Wyglądało na to, że Dora lub wujek opracowali wyjście awaryjne i znaleźli miejsce, w którym mieli się schronić w razie najgorszego.
Czasy, w których przyszło jej żyć, nie miały prognozy na przyszłość. Wojna była nieunikniona.
Savannah przejechała dłonią po prześcieradle. Lubiła swój pokój. Kochała ten dom. Tak jak ciotka.
Myśl, że musiałaby wynieść się stąd, wynieść się na zawsze, wywoływała w niej przygnębienie. Ciotka pewnie czuła podobnie i nie zgadzała się na takie rozwiązanie. Kierowała się sercem; w sytuacji zagrożenia postąpiłaby inaczej.
Savannah przytuliła policzek do poduszki. Nie chciała się nigdzie przenosić. Nie chciała żadnej wojny. Pragnęła spokojnego i szczęśliwego życia bez Voldemorta.

**
Gdy rano zeszła na śniadanie, zastała ciotkę siedzącą przy stole w kuchni. Patrzyła zamyślona w okno; w ręku trzymała list. Nie zauważyła przyjścia Savannah.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Po chwili spytała:
— Ciociu?
Andromeda drgnęła i spojrzała na nią zdezorientowana. Ścisnęła list, po czym oznajmiła:
— Jest coś, o czym musisz wiedzieć.
Savannah nie odpowiedziała. Ciotka wskazała dłonią na wolne krzesło; dziewczyna usiadła, czując, że z przejęcia zaciska się jej żołądek.
— Kilka dni temu napisał do mnie profesor Dumbledore — Andromeda wzięła głęboki wdech. — Okazało się, że Syriusz Black… — urwała i położyła rękę na sercu. Savannah cała zesztywniała. Czyżby coś mu się stało?
— Co z nim? — spytała, a głos jej zadrżał. Ciotka była zbyt przejęta, by zwrócić na to uwagę.
— Myślałam tak o nim przez dwanaście lat — westchnęła. — Morderca. Obłudnik, który stał po stronie dobra, żeby ostatecznie wybrać Sama – Wiesz – Kogo. Nie wiedziałam, że pozostał wierny swoim ideałom.
— Co się stało? — w głosie Savannah słychać było zniecierpliwienie.
— Jest niewinny — wyszeptała czarownica. — Nie zdradził Potterów. Nie zabił mugoli i swojego przyjaciela. Okazało się, że Pettigrew sfingował własną śmierć i wrobił Syriusza.
Savannah odetchnęła z ulgą. A więc o to chodziło. Ciotka zmarszczyła brwi. Nie spodziewała się takiej reakcji i teraz wpatrywała się uważnie w siostrzenicę.
— Co to miało znaczyć? — zapytała. — Ty… wiedziałaś?
— Tak — Savannah spojrzała jej prosto w oczy. — Od dawna.
Andromeda wstała.
— Jak to od dawna? — ciotka była wstrząśnięta. — Dlaczego nam nie powiedziałaś?
— Dyrektor mi zabronił — odparła i zacisnęła palce na siedzeniu krzesła. — Utrzymanie tego w sekrecie nie było łatwe.
— Dumbledore — w głosie Andromedy słychać było złość. — Jakie to do niego podobne. Rozumiem, że miałaś kontakt z Syriuszem?
— Tak — Savannah po raz pierwszy tego ranka poczuła się niepewnie. — Cały czas.
— Cały czas — Ciotka zmrużyła oczy. — Chcę, żebyś pokazała mi waszą korespondencję.
— Słucham? — Savannah zamrugała, nie wierząc w to, co słyszy. — To moja prywatność. Nie możesz tego ode mnie wymagać.
— Mogę — Andromeda chwyciła dziewczynę za ramię, zmuszając ją, by wstała. — Jeśli nie pokażesz mi listów, sama je znajdę.
— To niemożliwe — Savannah przełknęła ślinę. — Zostały zniszczone.
— Nie wierzę — Ciotka przeszyła ją wzrokiem. — Znam cię. Gdy dowiedziałaś się, że Syriusz jest niewinny, zapragnęłaś mieć z nim relację. Nie pozbywasz się rzeczy kogoś, kto jest dla ciebie ważny.
— On zdawał sobie sprawę, że ktoś może się na nie natknąć — dziewczyna wzięła głęboki wdech. — Wiedział, że je schowam; pomimo to wolał być ostrożny i zaczarował je tak, że po odczytaniu paliły się.
— Ach tak — Andromeda puściła jej ramię. — Zobaczymy, gdzie leży prawda. Zaraz wracam.
Savannah stała w kuchni; wiedziała, że ciotka niczego nie znajdzie. Była zaskoczona jej reakcją. Spodziewała się złości skierowanej na Dumbledore'a, ale nie na nią samą.
Usiadła na krześle i przygryzła wargę. Tak, mogła być spokojna. Listy Syriusza to popiół, który umieściła w ziemi w doniczce. Korespondencję Harry'ego, Rona i Hermiony również zniszczyła, tyle że w szkole.
Gdy ciotka wróciła z triumfem na twarzy, poczuła, że robi się jej słabo. Przecież nie przeoczyła żadnego listu!
— Coś tutaj mam — głos Andromedy zabrzmiał złowieszczo. — Wydaje się, że jesteś blisko z panną Granger.
W ręku trzymała list, który Hermiona wysłała jej rok wcześniej. Merlinie, musiał się gdzieś zapodziać. Savannah wyciągnęła dłoń, ale ciotka cofnęła swoją.
— Napisała, że cudownie było go widzieć odlatującego na hipogryfie — powiedziała Andromeda. — Że jest daleko od tych, którzy chcieli pozbawić go życia. Spytała, jak udało się wasze spotkane.
Savannah zacisnęła szczękę. A niech to. Za chwilę ją poniesie.
— Spotkałaś się z nim — odparła niebezpiecznie niskim tonem. — Gdzie? Jeśli tutaj, to jak to możliwe, że niczego nie zauważyliśmy? I się nie dowiedzieliśmy? Przecież rzuciłam na dom najlepsze zaklęcia ochronne!
Savannah nie odpowiedziała. Zrobiła się czerwona. Wiedziała, że gdy ciotka pozna przyczynę, zamorduje jedyną córkę.
— Czemu milczysz? — spytała ostro. — On zdjął te zaklęcia?
— Nie — wyszeptała Savannah. — Dora to zrobiła.
Andromeda wytrzeszczyła oczy. Odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić i powiedziała, siląc się na opanowany ton:
— Wyjaśnij mi to.
— Tutaj spotkałam się z Syriuszem — odparła. — Ciebie i wujka nie było wtedy w domu. Dorze to także było na rękę. Miała mieszkanie, ale nie mogła przyjmować tam każdego. Dostała je od Ministerstwa, które naznaczyło je silnymi zaklęciami. Gdy ktoś przekroczył próg, jego dane od razu wędrowały do odpowiedniego działu. Aurorzy nie mają lekko. Jeśli korzystają ze służbówki, Ministerstwo chce wiedzieć wszystko o ludziach, którzy ich odwiedzają. Dora potrzebowała prywatności.
— W jakim celu? — spytała ciotka, przez co Savannah poczuła się niezręcznie. Nie odpowiedziała.
— Mów — głos Andromedy zabrzmiał ostrzej.
— Chodziła wtedy z takim jednym Jonathanem — Savannah ogarnęło zażenowanie. — Zależało im na sobie. Dora zdjęła te zaklęcia, żeby on mógł wejść. Chcieli nacieszyć się wspólnym czasem.
— Nacieszyć — powtórzyła czarownica. — Masz na myśli to, że uprawiali seks? Tutaj? W moim domu?!
Ostatnie zdanie wykrzyczała. Savannah miała ochotę przewrócić oczami. Dora była dorosła, a ciotka wciąż traktowała ją jak dziecko.
— To jest jej sprawa — powiedziała cicho. — Potem Jonathan chciał jej coś pokazać na polanie niedaleko naszego domu. Miało to im zająć chwilę. Doradziłam jej, że nie opłaca się nanosić zaklęć na dziesięć minut. W końcu mieli za chwilę wrócić. Zawahała się, ale nie przestawałam jej przekonywać. Gdy mi się udało, zabroniła mi opuszczać pokój. Obiecałam, że będę tam grzecznie siedzieć i na nią czekać. Gdy wyszli, spotkałam się z Syriuszem.
— Co za bezmyślna dziewczyna! — Andromeda była wściekła. — I głupia, że dała się nabrać dziecku. Dziesięć minut to nic takiego. Jasne! Wystarczyło pięć, żeby wpadł tu jakiś śmierciożerca i cię zabił. Dostała klapek na oczach przez jakiegoś chłoptasia! Serce wygrało nad rozumem!
— Wrócili punktualnie — wtrąciła Savannah.
— Podczas gdy ty spotkałaś się na szybko z Blackiem — w głosie ciotki słychać było złość. — Jak tu dotarł niezauważony? Użył zaklęcia maskującego?
— Tak — skłamała Savannah. — Miał różdżkę, więc to ułatwiło mu sprawę.
Nie zamierzała zdradzić jej, że Syriusz jest animagiem.
— O czym rozmawialiście? — spytała Andromeda, biorąc głęboki wdech.
— O niczym ważnym — odparła Savannah. — Chciał mnie po prostu zobaczyć. Minęło trochę czasu, nim spotkaliśmy się ponownie.
— Ukrywał się — zgadła ciotka, na co dziewczyna skinęła głową. — To wszystko, co masz mi do przekazania?
— Tak — powiedziała Savannah i w tym momencie czarownica wyciągnęła różdżkę. Dziewczyna spojrzała na nią zszokowana.
— Co chcesz zrobić? — spytała spanikowana.
— Spokojnie — głos Andromedy był neutralny. — Chcę tylko sprawdzić, czy mówisz prawdę.
— Nie wierzysz mi? — Savannah przełknęła ślinę. Ciotka machnęła różdżką i różowa poświata otoczyła nastolatkę. Po chwili zniknęła.
— Masz szczęście — stwierdziła chłodno. — Wszystko, co powiedziałaś, jest prawdą. Teraz idź do siebie na górę.
— Ale… – Savannah zerknęła w stronę naleśników, które leżały na blacie. Andromeda odparła:
— Będą tam na ciebie czekać. W podwójnej ilości. Muszę pobyć sama. Uszanuj to, proszę.
— Co z listem? — Savannah wpatrywała się w wiadomość od Hermiony. — Oddasz mi go?
— Dowiedziałam się tego, czego chciałam — odparła i przekazała jej list.
Savannah schowała pergamin do kieszeni i pobiegła schodami na górę. Ciotka wiedziała o niewinności Syriusza. Była ciekawa dalszego obrotu zdarzeń.

**

Pozostała w swoim pokoju do późnego popołudnia. Tam zjadła śniadanie i obiad. W końcu nie wytrzymała i postanowiła z niego wyjść. Uchyliła drzwi i wyjrzała na korytarz. Cicho. Zdecydowanie zbyt cicho. Jeśli wujostwo rozmawiało, to tym razem użyli zaklęcia wyciszającego. Savannah wymknęła się na korytarz, przylegając plecami do ściany. Miała wykonać następny krok, gdy usłyszała, że drzwi od salonu otworzyły się z rozmachem.
— Rób, co chcesz! — podniesiony głos należał do Dory. — Decyzja należy do niej! Jesteś zaborcza!
Do niej.
Savannah wiedziała, kogo kuzynka ma na myśli. Stanęła przy barierce i złapała drewniane pręty. Spojrzała w dół i wtedy Tonks ją zobaczyła. Aurorka zerknęła w stronę salonu i szybko wbiegła po stopniach. Chwyciła Savannah za ramię i wciągnęła do jej pokoju. Zamknęła drzwi i rzuciła zaklęcie wyciszające.
— Co się… — zaczęła Durance, lecz Dora jej przerwała:
— Czekaj na mnie w garażu o trzeciej nad ranem. Dowiesz się później. Ani słowa rodzicom.
Już miała się aportować, gdy Savannah złapała ją za rękaw:
— Czy ma to związek z Syriuszem?
Dora przyjrzała się jej przez chwilę, ale nie odpowiedziała. Wyrwała się delikatnie kuzynce i po chwili nastąpiło ciche pyknięcie. Savannah usiadła na podłodze i złapała się rękami za włosy. Ta zmowa milczenia nie tylko jej działała na nerwy. Trapiła również Harry'ego.
Nie mogła normalnie odbierać poczty od przyjaciół. Ciotka, dowiedziawszy się o powrocie Voldemorta, sprawdzała za pomocą zaklęcia każdą wiadomość. Posunęła się również do tego, że zaczęła wszystkie czytać – na szczęście dla Savannah żadne ze słynnego trio nie przysłało jej listu do domu.
Omówili wszystko w pociągu. Poczta miała zostać nadana, ale w miejsce, którym był stary, nieużywany kontener na śmieci. Stamtąd miał ją odebrać Orfeusz, który potem czekał na właścicielkę w krzakach na tyłach domu.
W ten sposób komunikowała się z przyjaciółmi. Listy Rona i Hermiony były dziwne: suche i pozbawione konkretów. Żadnych przemyśleń czy nawiązań do działań dyrektora. Harry był inny: pisał, że nikt go o niczym nie informuje i że chciałby z kimś porozmawiać. Nawet Syriusz coś ukrywał.
Savannah zmarszczyła brwi. Black powiedział jej, żeby na razie nie spodziewała się od niego listu. Nie wyjaśnił, czym było to spowodowane.
Ona i Harry byli pewni, że Dumbledore reaktywował Zakon Feniksa. Dyrektor w trakcie jednej z rozmów wyjawił jej, że Syriusz należał do jego organizacji. Nie wiedział, że wtajemniczyła również Granger, Pottera i Weasleya.
Dora kazała jej czekać w garażu. To na pewno miało związek z Syriuszem. Savannah zerknęła na zegarek. Dochodziła siedemnasta. Wiedziała, że jej pomysł jest szalony, ale musiała to zrobić.
Przebrała się szybko i wyjęła z szafy czarny plecak. Przymierzała się do tego od kilku dni. Sprawdziła zawartość plecaka: woda do picia, funty i różdżka w razie konieczności. Miała niewiele czasu, jeśli chciała wrócić przed dwudziestą pierwszą.
Podeszła do okna i je otworzyła. Było ciepło i nie tak upalnie jak rano. Spojrzała w dół. Wszyscy byli w domu. Musiała szybko działać.
Naprzeciwko jej okna rosło drzewo, którego gruba gałąź sięgała parapetu. Savannah, z założonym plecakiem wspięła się na konar i wykonała zwis leniwca. Oblał ją zimny pot; zaczęła się przesuwać w stronę drzewa. Gdy z niego zeszła, zerknęła w stronę okien, żeby sprawdzić, czy nikt nie patrzy. Odetchnęła z ulgą, nikogo nie było.
Opuściła podwórko i pobiegła wzdłuż chodnika. Wiedziała, że tego pożałuje ale nie obchodziło jej to. Musiała się dostać na przystanek.

**
Podróż do Little Whinging zajęła jej godzinę. W czasie jazdy autobusem było tak duszno, że nie pomagało nawet otwarte okno. Gdy wysiadła na właściwym przystanku, cała się kleiła. Zignorowała to i ruszyła chodnikiem w kierunku domu ciotki Harry'ego. Po drodze minęła plac zabaw, gdzie gromadka dzieci z piskiem kręciła się na karuzeli. Savannah uśmiechnęła się i ruszyła dalej.
Gdy dotarła do domu Dursleyów zauważyła, że okno w kuchni było uchylone. Zbliżyła się do niego i stanęła z boku, z nadzieją, że usłyszy głos Harry'ego. Nagle ktoś wrzasnął:
— Ty wynaturzony kretynie! Gdzie jest mój pudding?!
To na pewno nie był głos Pottera. Musiał należeć do jego kuzyna. Zatrzaśnięto okno i po chwili drzwi wejściowe otworzyły się. Ktoś wylądował na trawniku.
— To za pudding Dudziaczka! — poinformował nieprzyjemny kobiecy głos i zamknął drzwi z hukiem.
Tym kimś, kogo wyrzuciła, był Harry. Podniósł się i otarł sobie bok.
— Mam nadzieję, że zadławi się kolejną porcją — mruknął do siebie, zły. — I zwymiotuje tę, którą rzekomo zjadłem.
Nagle poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Odwrócił się gwałtownie i rozszerzył oczy ze zdumienia.
— Nannah — wychrypiał. — Co ty tutaj robisz?
— Musiałam się z tobą zobaczyć — mruknęła i wytarła pot z czoła. — Chodźmy stąd.
— Ale… — zaczął Potter, lecz w tym momencie chwyciła go za rękę; ruszyli chodnikiem.
— Niedaleko jest plac zabaw — wyjaśniła. — Będziemy mieć szczęście, jeśli nie będzie tam nikogo.
— Twoje wujostwo wie, gdzie jesteś? — spytał Harry, ale potrząsnęła głową.
— Jasne, że nie — odpowiedziała. — Czeka mnie niezła awantura, ale mam to gdzieś. Musiałam się z tobą zobaczyć. Mamy mało czasu.
Mieli farta: plac zabaw, znajdujący się kilka domów dalej, był pusty. Savannah usiadła na jednej z huśtawek, drugą zajął Harry.
— Dowiedziałaś się czegoś? — zapytał Potter, przyglądając się jej uważnie.
— I tak, i nie — odparła dziewczyna. — W moim domu panuje nerwowa atmosfera. Wujostwo przy mnie nie rozmawia o ważnych rzeczach, podobnie jak Dora. Gdy się spotykamy, ciotka i wujek ograniczają się do zwrotów w stylu „czy możesz mi podać cukier?" albo „czy możesz zamknąć okno?". Za to wieczorami się kłócą.
— Kłócą? — Harry uniósł brwi. — Podsłuchałaś o co?
— Odbywa się to na takiej zasadzie — Savannah przyjrzała mu się z powagą. — Najpierw rozmawiają. Najciszej jak się da. W pewnym momencie ciotka wybucha. Usłyszałam niewiele, parę zdań i koniec. Cisza. Wujek musiał użyć zaklęcia wyciszającego. Tak jak dzisiaj. Gdy Dora wyszła z naszego salonu, była wściekła. Krzyknęła do matki, że to nie do niej należy decyzja i że jest zaborcza. Dumbledore poinformował ciotkę o niewinności Syriusza. Chciała mnie zawiadomić, ale powiedziałam, że wiem.
— Pewnie się wściekła — odparł Harry i położył swoją dłoń na jej ręce. — Co było dalej?
— Zszokowało ją to — Savannah wzięła głęboki wdech. — Przyznałam się, że miałam stały kontakt z Syriuszem; dowiedziała się również, że odwiedził nasz dom.
Harry zmarszczył czoło, usłyszawszy tę rewelację. Savannah kontynuowała:
— Zażądała, żebym pokazała jej naszą korespondencję. Było to niemożliwe. Uparła się, że przeszuka mój pokój. Zrobiła to.
— Nie znalazła niczego, prawda? — spytał Harry, patrząc jej prosto w oczy. — Wszystko zniszczyliśmy.
Savannah przygryzła wargę i wyszeptała:
— Gdzieś się zawieruszył list od Hermiony. Dowiedziała się, że Syriusz uciekł na hipogryfie i że się z nim spotkałam.
Krew odpłynęła z twarzy Harry'ego. Wstał i oparł się czołem o rusztowanie huśtawki.
— Ona nikomu nie doniesie — głos Savannah zabrzmiał stanowczo. — Syriusz jest jej kuzynem. Informacja od Dumbledore'a zaszokowała ją, ale i uspokoiła. W jakimś stopniu. Nie zapominaj, że Dora jest aurorem. Jestem pewna, że zaoferowała dyrektorowi swoją pomoc, a co za tym idzie, wie o Syriuszu. Dziś dowiem się, co jest grane.
Harry spojrzał szybko na dziewczynę i zmarszczył brwi, więc wyjaśniła:
— Mam dziś na nią czekać o trzeciej w nocy w garażu. Albo coś mi powie, albo dokądś zabierze.
— Zabierze? — Potter uniósł brew.
— Ciotka w jednej z kłótni wspomniała coś o jakimś domu — wyszeptała. — Powiedziała, że ktoś nie przekroczy jego progu. Miała na myśli płeć żeńską. Jestem pewna, że chodziło o mnie.
— Czy uważasz, że może to być kryjówka Syriusza? — Harry ożywił się. — Jeśli tak, to jest to coś nowego. Wiadomości, które od niego dostaję nie zawierają niczego konkretnego.
— Mam taką nadzieję — Savannah uśmiechnęła się do przyjaciela. — Jeśli to będzie jego kryjówka, na pewno cię powiadomię.
Spojrzała przed siebie. Nagle uśmiech zniknął z jej twarzy. Wpatrywała się w jakiś punkt, przez co Harry również tam zerknął. Z daleka przyglądał się im jakiś facet. Był niskiego wzrostu i miał imbirowe włosy.
— Co to za gość? — spytała, marszcząc czoło. — Kojarzysz go?
— Nie — odparł Potter. — Pewnie jakiś włóczęga lub okoliczny lump. Lepiej stąd chodźmy.
— Okej — Savannah wstała i razem z Harrym opuściła plac zabaw. Gdy szli chodnikiem, obejrzała się za siebie. Facet ruszył za nimi.
— To jakiś wariat — powiedziała, a wtedy Potter chwycił ją za ramię i rzucił:
— Wiejemy!
Pobiegli, ile sił w nogach; mężczyzny to nie zraziło. Ruszył za nimi, wyciągając różdżkę.
Savannah odwróciła się i wydyszała:
— To czarodziej!
Biegli w dół ulicy, gdy Hary dostrzegł porzucony rower. Wsiadł na niego, tuż za nim Savannah. Złapała go w pasie i po chwili ruszyli. Prześladowca stanął, żeby odpocząć. Nadal miał różdżkę, ale jej nie użył.
Było po siódmej, gdy dojechali do parku. Harry zatrzymał się; Savannah zeszła z roweru i wzięła głęboki wdech.
— Jak myślisz, co to był za jeden? — spytała Pottera. — To chyba nie był śmierciożerca.
— Może to ktoś od Dumbledore'a — zauważył Harry. — Albo od twojej kuzynki. Musieli się dowiedzieć, że zniknęłaś.
— To, gdzie się udałam, było łatwe do przewidzenia — mruknęła i podrapała się po brodzie. — Będzie lepiej, jeśli wrócę wcześniej.
— Za ile masz autobus? — spytał Harry, na co odparła:
— Jeśli mnie teraz podrzucisz na przystanek, to za piętnaście minut.
Potter skinął głową; usiadła z tyłu i złapała go w pasie.
— Nie zapomnij zwrócić roweru — wyszeptała mu do ucha. — Nie będzie fajnie, jeśli ktoś złapie cię na kradzieży.
— Na pewno to zrobię — odparł Harry i zaśmiał się.

**

Poczekał z nią do przyjazdu autobusu. Gdy wchodziła po schodkach do środka, odwróciła się ostatni raz w jego stronę i powiedziała:
— Na pewno cię powiadomię.
Harry skinął głową i jej pomachał. Savannah usiadła na samym końcu. Otworzyła okno i machała mu tak długo, dopóki nie zniknął jej z oczu.
Powoli zmierzchało; wyciągnęła z plecaka butelkę z wodą i upiła łyk. Średnio chciało się jej wracać. Zmierzenie się z konsekwencjami ucieczki nie będzie przyjemne.
Nagle autobus ostro zahamował. Butelka z wodą wypadła dziewczynie z ręki i poleciała do przodu. Savannah upadła na podłogę; coś było nie tak. Podniosła się i podeszła do kierowcy. Zerknęła przez szybę i z przerażeniem dostrzegła, że mężczyzna jest w dziwnym transie. Jego spojrzenie było nieprzytomne, z ust ciekła ślina. Wyglądał jak zombie.
Nagle drzwi od jego strony otworzyły się i zobaczyła, kto wchodzi po stopniach.
— Dora! — Savannah wzięła głęboki wdech. Nigdy nie widziała kuzynki tak zdenerwowanej.
— Nic mu nie będzie — powiedziała Tonks. — Za chwilę wszystko wróci do normalności. Ale to nie on mnie interesuje. Tylko ty.
Savannah przygryzła wargę. To będzie pierwsza reprymenda, jaką od niej dostanie.
— Co to miało znaczyć? — spytała Dora. — Nie musiałaś tego robić. Harry i tak by do ciebie dołączył. Tyle że później.
Savannah wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Spodziewała się bury; Tonks potraktowała ją naprawdę łagodnie.
— Gdzie miał dołączyć? — spytała, przyglądając się jej uważnie. — Czyli dokądś mnie jednak zabierasz?
— Pewnie — odpowiedziała aurorka i chwyciła kuzynkę za ramię. — Lepiej się rozluźnij.
— Co… — zaczęła Durance, gdy poczuła szarpnięcie w okolicach pępka. Zawirowało i po chwili znalazły się w jakimś ciemnym zaułku.
— Gdzie jesteśmy? — spytała Savannah, zdezorientowana. Tonks położyła dłoń na jej ramieniu i odparła:
— Przedmieścia Londynu. Nim zabiorę cię tam, gdzie mam zabrać, musi się ściemnić. Zaczekamy u mnie.
— Ile tajemnic — Savannah przewróciła oczami. — A co z tymi z Ministerstwa? Będą wiedzieć, że jestem w twoim mieszkaniu.
— Nie tym razem — odparła spokojnie Dora. — Mój przełożony zdjął zaklęcie identyfikujące. Na moją prośbę. Łączy nas wspólna sprawa.
— Co masz na myśli? — spytała dziewczyna, marszcząc brwi.
— Dowiesz się jutro — szepnęła Tonks. — Powiedziałam rodzicom, że nim odstawię cię do ich domu, pójdziemy coś zjeść. Oczywiście to odprowadzenie cię to blef. Plan był taki: idziemy do mnie, czekamy aż się ściemni i wtedy gdzieś cię podrzucam. Twoja torba z rzeczami jest już przygotowana.
— Gdzie mnie podrzucasz? — Savannah poczuła, że serce zaczyna jej szybciej bić. — Czy to kryjówka Syriusza?
— Ciepło, coraz cieplej — Dora uśmiechnęła się szeroko.
— To jego dom — wyszeptała Savannah, na co Tonks skinęła głową.
— Ruszajmy — zarządziła i chwyciła kuzynkę za ramię.