Więc postanowiłam spróbować swoich sił w tłumaczeniu. Fik który wam przedstawiam napisała superwhomerlin2000 i udzieliła mi zgodę na przetłumaczenie go (link w profilu). Więc proszę oto i pierwszy rozdział:
Merlin był samotny. Znowu. Większość swojego czasu spędzał samotnie. Inne dzieci go nie lubiły. Wiedział, że to z powodu jego ojca. Ponieważ ich opuścił. Ale to nie był jedyny powód. Bali się go, ponieważ mógł robić rzeczy których nie potrafił zrobić nikt inny.
Mama nakazała mu ukrywać to, więc tak robił. Ale oni wiedzieli, że on jest inny, nie miało znaczenia, że on nigdy nie skrzywdziłby nikogo. Merlin był miłym i kochanym, sześcioletnim chłopcem, do tego nienawidził być sam. Nienawidził tego jak inni chłopcy go przezywali i drażnili. Tego jak podstawiali mu nogi, żeby się przewracał. Czasami go bili. Rzadko, bo zwykle byli zbyt przestraszeni, ale czasami.
Tak naprawdę Merlin wolał kiedy oni uprzykrzali mu życie niż gdy uciekali. Ponieważ oni nie byli jedynymi, którzy się bali i kiedy nie zachowywali się jak wystraszeni, to oznaczało, że nie jest straszny, prawda? To oznaczało, że nie jest potworem, prawda?
Dziwny hałas zburzył spokój w lesie, ale Merlin nie zwrócił na to uwagi. Nikt nie mógł go znaleźć na jego drzewie. Było to miejsce gdzie chodził kiedy był smutny. Ludzie tak bardzo rzadko spoglądali w górę. Było to wielki, stary dąb na brzegu jeziora, jedna niska gałąź zwisała nad migoczącą taflą jeziora. To właśnie tam siedział, wpatrując się w swoje odbicie z laski ze skręconej gałęzi. Jego szczupła twarz była wykrzywiona. Jak on mógł być zły? Nie czuł się tak. Jak jego magia mogła być zła?
Skoncentrował się na swoich rękach, złączonych ze sobą, tak jakby coś w nich trzymał. Poczuł mrowienie magii, wiedząc, że jego oczy zrobiły się złote. Rozchylił dłonie, żeby znaleźć małego, delikatnego motylka. Owad zatrzepotał błyszczącymi skrzydełkami i odleciał, a Merlin nieco się zrelaksował. Jak coś co jest w stanie stworzyć coś tak pięknego może być złe?
„Zgrabna sztuczka" zawołał wesoły głos. Merlin jęknął i odwrócił się tak szybko, że spadł ze swojego drzewa do płytkiej wody jeziora. Kobieta jęknęła. Ręka dotknęła jego ramienia, a on instynktownie wyszarpnął się.
„Wszystko w porządku?" zapytał obcy głos z dziwnym akcentem. Spojrzał na mówiącego z przerażeniem. To była młoda kobieta, może dwudziestoletnia, z blond włosami i brązowymi oczami. Ubrana była bardzo dziwnie. Z trudem wstał, rozglądając się wokoło. Nie zajęło mu długo znalezienie tego kogo szukał. Młody mężczyzna stał niezbyt daleko. W jego brązowych oczach widać było niewielki popłoch. Jego włosy były zmierzwione, a twarz miła. On również nosił dziwne ubrania.
Kobieta spojrzała na mężczyznę, który podszedł do niej.
„Nie chcieliśmy cię przestraszyć" powiedział łagodnie. Merlin nie odpowiedział "Jestem Doctor, a to Rose, a ty jak się nazywasz?"
Merlin zmarszczył brwi „to bardzo dziwne imię, Doctor…"
Mężczyzna uśmiechnął się do niego „ powiesz nam gdzie jesteśmy?"
Merlin wyszedł z wody i wzruszył ramionami „Na zewnątrz Ealdoru, w królestwie Cenrada" odpowiedział.
Doctor i Rose wydawali się bardzo podekscytowani. Ktoś słabo zawołał.
„To moja mama. Powinienem iść." Merlin odwrócił się, po czym się zatrzymał „Przy okazji, nazywam się Merlin" to mówiąc czmychnął.
Doctor i Rose zagapili się za nim, po czym odwrócili się do siebie.
„Nie." Doctor wyglądał na oszołomionego. Spojrzał za Merlinem, po czym na Rose i zaczęli się śmiać.
