Wracając z pracy nadłożył trochę drogi, by przejść ulicą, przy której mieszkała Riza. Nie wiedział, dlaczego… po prostu to lubił.
Tego dnia jednak trudniej mu było po prostu przejść. Był głodny – bardzo głodny – a z kuchni Rizy przez otwarte okno wydobywał się zapach, który jego mózg dokładnie przeanalizował i zwrócił informację „placek drożdżowy z rodzynkami i kruszonką".
Drożdżowy placek z rodzynkami był czymś, dla czego Roy mógł zastrzelić. No cóż… zastrzelenie wymaga jednak nieco innego rodzaju odwagi niż zapukanie do drzwi kobiety, która mu się podobała od lat…
Nie mogąc zebrać się na odwagę, Roy przeszedł wzdłuż ulicy w tę i z powrotem. Przez chwilę wydało mu się, że widzi Rizę w oknie, ale uznał to tylko za złudzenie.
Gdy szedł szósty raz, Riza położyła gorący placek na oknie.
Tego już było za dużo. Roy zaczął się ślinić jak pies Pawłowa na dźwięk dzwonka. Już nad sobą nie panował. Musiał, po prostu musiał mieć ten placek…
Rozsądek toczył długą walkę z pożądaniem, aż osiągnęli kompromis. Roy zapukał do drzwi Rizy.
Otworzyła mu. Miała na sobie poplamiony ciastem fartuszek.
-Dzień dobry, panie pułkowniku – powitała go. – Właśnie upiekłam placek, czy chciałby pan spróbować?
-Bardzo chętnie – uśmiechnął się Roy, nadal się śliniąc. Riza uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Zdjęła placek z parapetu i pokroiła go na kawałki. Duże. Oto kobieta, która rozumie mężczyznę, pomyślał Roy. Riza z uśmiechem podsunęła mu talerzyk z dużym kawałkiem jeszcze ciepłego ciasta. Potem wstała i zaczęła robić herbatę.
-Czarna, zielona czy hibiskus? – zapytała Roya. Biedny pułkownik nie mógł odpowiedzieć, bo miał usta zapchane ciastem. Zaśmiała się na ten widok.
-Masz policzki wypchane jak chomik – zauważyła. Roy zarumienił się, co wyglądało jeszcze bardziej komicznie. Riza zaparzyła dwa kubki hibiskusa i podała jeden Royowi. Pułkownik jakoś zdołał przełknąć kęs placka i napił się gorącej herbatki.
-Uch, dziękuję – wymamrotał i nagle wstał i chwycił obie ręce Rizy.
-Riza. Wyjdź za mnie – wyrzucił z siebie. Riza spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
-Że co?
-Kocham cię. Wyjdź za mnie. Proszę. Czy… czy wyjdziesz za mnie?
Riza westchnęła.
-Tak – wyszeptała. – Wiedziałam, że przez żołądek do serca… ale żeby aż tak?
