- Sven! - wykrzyknął z wyrzutem zdyszany bałwanek. Biegał za nim od rana, by odzyskać swój nos, który renifer zabrał podczas śniadania. Olaf miał wielkie szczęście, że marchewka nie została zjedzona przez jego włochatego przyjaciela, ale myślał, że to tylko kwestia czasu. Wiadomo nie od dziś, że Sven nie przepuści żadnej okazji do napełnienia swojego brzucha, a bałwanek nie chciał poszukać innej marchewki, bo jego dawny nos był szczególny, zwłaszcza, że podarowała mu go Anna. Olaf został daleko w tyle i mógł jedynie obserwować znikającą sylwetkę przyjaciela. Spojrzał w górę na błękitne niebo i zatęsknił za swoją puszystą chmurką, która jego zdaniem nadawałaby się na watę cukrową.

- Ciekawe, czy chmury są słodkie... -powiedział na głos. Był środek zimy, co tłumaczyło nieobecność jego chmurki, a białe obłoki były tak odległe, jak gwiazdy więc Olaf nie mógł zaspokoić ciekawości.

Czuł się samotny. Odkąd Elsa powróciła na tron, nie widywali się tak często. Kristoff i Anna przygotowywali ślub więc również nie poświęcali wiele czasu bałwankowi. Miał tylko Svena. Nie ważne jak irytująco i głupio potrafił się zachować. Renifery widocznie tak mają. Olaf potarł miejsce, gdzie jeszcze rano znajdował się jego nos i ruszył w dalszą drogę. Sven nie mógł się bardzo oddalić, bo gdy nie widział za sobą przyjaciela, zatrzymywał się.

Dzisiejszy dzień mógłby być na prawdę cudowny. Słońce świeciło radośnie, śnieg delikatnie prószył z nieba, a chmury kontynuowały swoją wędrówkę, przybierając różne ciekawe kształty. Bałwanek mógł przysiąc, że widział uśmiechniętego trolla, który radośnie do niego machał. Odwzajemnił ten gest i przestał zajmować się obłokami, które skutecznie go rozpraszały.

Zaczął się zastanawiać nad więzią, która została utworzona między nim, a reniferem w tak krótkim czasie, jakim była podróż do lodowego pałacu Elsy. Sven, pomimo braku zdolności mówienia, był bardzo rozmownym stworzeniem. Olaf zawsze mógł mu się zwierzyć, a nawet otrzymywał poradę, którą w każdym przypadku, sam sobie sobie dawał.

Dobrze pamiętał moment, w którym zdał sobie sprawę, że jest jego najlepszym przyjacielem. Zaczęło się, jak zawsze, niewinnie. Olaf spacerował po zielonej trawie, podziwiając krajobraz. Nagle zauważył różowy kwiatek. Pochwycił go w gałązkę, powąchał i kichnął. Pech chciał żeby marchewka, która służyła mu za nos, odleciała i upadła na zamrożone jezioro. Bałwanek spojrzał w tamtą stronę i zaczął przybliżać się do lodu. Zatrzymał się na chwilę, widząc, że renifer z drugiej strony próbuje się przedostać do warzywa. Olaf zaśmiał się widząc jak nieudolnie mu to idzie. Jemu również zrzedła mina, gdy sam musiał to zrobić. Szło mu całkiem nieźle. Szkoda tylko, że Svenowi również. Już prawie odzyskał swój nos, ale kolejny wypadek spowodował to, że marchewka odleciała w miejsce, gdzie stał Olaf zanim to się wszystko zdarzyło.

Wyścig trwał, a szanse Olafa malały. Rozsypał się cały na miękkim śniegu, patrząc z utęsknieniem na marchewkę. Wtedy przyszedł Sven z nosem bałwanka w pysku i zwrócił mu własność. Olaf pogłaskał go i przytulił. Bardzo się do siebie zbliżyli.

Bałwanek uśmiechnął się na to wspomnienie.

- Ahhh! - wykrzyknął, gdy zauważył marchewkę na swoim miejscu, na swojej lodowej twarzyczce. Za to przed nim pojawił się wesoły Sven. Olaf poklepał go po szyi i powiedział:

- Nigdy ci się to nie znudzi, co?