AOMINE
Byłem zirytowany.
- Aominecchi, zaczekaj!
Byłem wkurwiony.
- Aoooomineeecchi!
Byłem sfrustrowany do tego stopnia, że przeleciałbym każdą napotkaną laskę. No dobra, nie każdą. Każdą cycatą. A zamiast zaliczania owej cycatej laski w jednym z szkolnych toalet, byłem goniony przez niezwykle irytującego transwestytę, który uwziął się na mnie i nie pozwala zaliczyć numerka.
- A-o-mi-ne-cchi! – zawołał blondyn. Oh nie, przepraszam za błąd - blondynka. Kise przecież nie zaliczał się do mężczyzn. Jak mógł? I nie mówię tu już o zachowaniu, które nawiasem było płaczliwe i zawsze zmienne, a o jego wyglądzie. Chude długie nogi, idealna cera, długie rzęsy, tlenioną i seksowną (zaraz, zaraz…CO?! )grzywkę oraz twarz bóstwa, za którym szalały tłumy kobiet… i nie tylko. Tak w sumie to nie jestem pewien co do jego płci. Może tak naprawdę jest płaską deską? Podrapałem się w zastanowieniu po głowie i przyśpieszyłem kroku. Trzeba będzie go zmolestować jak nikt nie będzie patrzył. A jak się odkryje coś dziwnego, to można wziąć co swoje. ZARAZ! STOP! O czym ja w ogóle myślę? Czy ja naprawdę myślałem o rozdziewiczaniu Kise? Nie… Nie! To zdecydowanie nie jest na moje nerwy. Szczególnie dzisiaj.
- Może kiedyś…- zarechotałem drapiąc się po podbródku. Nie! O czym ja znów myślę? To się nigdy nie zdarzy! Eh… Ten dzień będzie bardzo długi….
- Aominecchi ! - Trzeba pozbyć się tej pijawki…
MURASAKIBARA
- Aka-chin, ale mi się naprawdę nie chce… - powiedziałam znudzony - Zróbmy sobie przerwę i coś zjedzmy!
Poczułem na sobie spojrzenie dwukolorowych tęczówek i mimowolnie zadrżałem. Aka-chin potrafił być naprawdę przerażający. I słodki.
- Robiliśmy ją pięć minut temu, Atsushi. Chyba nie chcesz mnie zdenerwować ?
Wybornie słodki. Gdy ziewnąłem przeciągle zobaczyłem niebezpieczny błysk w jego oczach. Aka-chin, kocham Cię prowokować.
-Powinieneś być wdzięczny, że poświęcam swój cenny czas Puchonowi. A teraz… - wyciągnął rękę w moją stronę i delikatnie przejechał opuszkami palców po moim gardle - Napisz ten referat, a dostaniesz coś słodkiego w nagrodę.
Słodkie jest czasem najbardziej nieosiągalne, prawda, Aka-chin?
KAGAMI
Snape wszedł do gabinetu gniewnym krokiem i usiadł przy biurku. Mrużąc oczy, przyjrzał się całej klasie.
- A Tetsuya znów nieobecny?! - wysyczał. Rozejrzałem się za Kuroko, ale nie zauważyłem go. Jak zawsze zresztą… I jak tutaj żyć z takim człowiekiem? Myślisz, że jesteś sam, chcesz się rozluźnić, porobić rzeczy, które robi się, jak się jest samemu (bez skojarzeń, proszę), a tu nagle okazuje się, że ten diabeł był cały czas koło ciebie. I co tu poradzić? Trzeba zawsze się pilnować! Stała czujność!
- Jestem tutaj, profesorze. - podskoczyłem na krześle, słysząc głos przyjaciela tuż obok siebie.
Odwróciłem głowę i spojrzałem na niebieskowłosego chłopaka, który z kamienną twarzą wpatrywał się w Snape'a, który również wzdrygnął się przestraszony.
Przestraszenie starego nietoperza to już jest mistrzostwo.
Jakkolwiek przerażały mnie jego ,,moce ninja", to talentu wkurzania ludzi mu zazdrościłem.
- Tetsuya! Ile razy mam Ci powtarzać, byś się nie ukrywał na moich zajęciach?! – wrzasnął nauczyciel.
Będąc tak blisko niego mogłem zobaczyć jak kąciki jego ust lekko się unoszą. Spędzam z nim tyle czasu, że zauważam nawet jego najmniejsze gesty.
- Przepraszam, profesorze ale ja się nie ukrywam. Byłem tu od początku. – odparł spokojnie. No chyba nie! Przecież się rozglądałem! Nie było go tam! Jeszcze tego brakowało, żebym następnym razem znalazł Kuroko pod prysznicem, kiedy będę się mył! I nawet to nie było by dla mnie zaskoczeniem... On i te jego dziwactwa!
- Już cicho! Siadaj! Minus pięć punktów dla Gryffindoru za wykłócanie się.
Spojrzenie niebieskich oczu skierowało się w moją stronę i przez krótką chwilę zatonąłem w jego intensywności. Jednak to była tylko chwila. Uśmiechnąłem się złośliwie i poczochrałem mu włosy.
- Następnym razem zaznacz swoją obecność chrząknięciem, czy coś.
- Miałem nadzieję, że po tak długiej znajomości nauczyłeś się już rozpoznawać moją obecność. Zawiodłem się, Kagami-kun.
- Osz ty…! – zacisnąłem rękę na jego głowie i spojrzałem na niego gniewnie.
- Moja głowa to nie piłka, Kagami-kun, mógłbyś ją puścić?
- Oi! Kuroko! Jak ty czasem… - wstałem z krzesła i wydarłem się na pół klasy. Ten chłopak potrafił naprawdę wnerwiać ludzi! I jeszcze ten spokojny wyraz twarzy!
- Taiga! Tetsuya! Widzę, że jesteście ochotnikami do nowego eksperymentu…

Każdy byłby przerażony gdyby został ochotnikiem do tego eksperymentu. Ale kiedy Snape poprowadził nas do osobnego pokoju i spojrzał na nas z nutką litości, byłem przerażony nawet bardziej niż wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyłem Kuroko! Ten człowiek nigdy nikomu nie współczuje… Co to był za eksperyment? Profesor oparł się o biurko i głęboko westchnął.
- Żeby potem nie było, to nie jest mój pomysł. Spełniam prośbę dyrektora, a jemu nie można odmówić. Wyznaczyłbym kogo popadnie, najlepiej Daikiego, za te jego wybryki, ale musieliście pokrzyżować moje plany.
- Zawsze może pan zrezygnować i wziąć Aomine-kun'a - oznajmił ze spokojem Kuroko.
- Zrobiłbyś nam wielką przysługę, Tetsuya, gdybyś przestał się odzywać nie proszony.
Uśmiechnąłem się lekko i ponownie poczochrałem niebieskowłosego, zapominając na chwile o naszym problemie.
- Wtedy Kuroko już w ogóle przestanie się odzywać.
- To nie było miłe, Kagami-kun.
Spojrzałem na niego gniewnie i już chciałem mu coś odpowiedzieć gdy profesor rzucił na nas zaklęcie, przywracając do porządku.
-Powinniście wziąć to na poważnie. Ja bym chyba wolał dożywocie w Azkabanie, niż to.
Było źle! Cholera! Było naprawdę źle! Jeśli Snape nie rzucał obelg i był w miarę ,,współczujący" -musiało być NAPRAWDĘ źle. Spojrzałem kątem oka na przyjaciela. Zwęził lekko oczy, widocznie się zastanawiając.
- Według dyrektora tacy ułomni nastolatkowi, jak wy, nie są w stanie zajmować się dziećmi. Co oczywiście jest prawdą. Wam tylko jedno w głowach, a jak już wpadniecie to koniec! Durne bachory. I z powodu waszej durnoty muszę się zajmować takimi sprawami.
Było coraz gorzej…
-Jakimi sprawami ?
-Zajmiecie się magicznie stworzonym dzieckiem. Oczywiście nie będzie ono prawdziwe, ale wszystko będzie wyglądało jak przy normalnym dziecku. Mugole nie zauważyliby różnicy.
Wmurowało mnie. Albo nie… jeszcze gorzej. Zaliczyłem zgona… i to w pokoju Snape'a. Na jego brudnym dywanie. Mam tylko nadzieję, że Kuroko nie zdążył nigdzie zniknąć…
Spojrzałem w bok i odetchnąłem z ulgą widząc mojego partnera. Zaraz, zaraz…. Cofnijmy się i usuńmy słowo ,,partner".
- ŻE CO?! – wydarłem się nie będąc już w stanie wytrzymać. Nietoperz tylko wzruszył ramionami.
- Będziecie się musieli zająć tym dzieckiem, jakby było wasze. A no i w dodatku w pewnym sensie będzie wasze.
Nasze? Nie… zdecydowanie to dziecko nie będzie NASZE! Pomijając to, że mężczyźni nie mogą mieć dzieci! Chociaż to najmniejszy problem! Nie chcę nawet myśleć o Kuroko jako o żonie! Pokręciłem głową chcąc się uspokoić.
- Jak t ? – spytałem drżącym głosem.
- Połączymy wasze geny więc byłoby tak, jakby naprawdę było to wasze dziecko. Gratulacje. Od teraz jesteście rodzicami.
Oniemiałem i spojrzałem przerażony na Kuroko, który jak zwykle zachowywał kamienną twarz. Jak on to robi? Snape skierował swoją różdżkę w ich kierunku, a następnie ku małemu zawiniątku leżącemu na kanapie. W tej chwili miałem ochotę schować się za Kuroko. Mimo, że byłem świadomy tego, że z moją posturą nic mi to nie pomoże. Niebieskowłosy przysunął się trochę do mnie i skierował na mnie wzrok swoich wielkich oczu.
- Kagami-kun... - zaczął łagodnie - Nie musisz się niczym martwić. Będziesz dobrą mamą.
No ja wypraszam sobie! Zacisnąłem pięści z zamiarem rzucenia się na tego bezczelnego kurdupla.
- Ja mamą? Chyba ci się coś pomyliło, Kuroko. Spójrz na nas. W tym związku to ty jesteś mamą, a ja tatą.
Kąciki ust niższego chłopaka uniosły się lekko ku górze, a w oczach błyszczały zabawne iskierki. Cholera! Co ja powiedziałem?! To przez tego diabła !
- Znaczy… eee… Ja tego no… eemm…
- Widzę, Taiga, że twoje słownictwo jest bardzo ograniczone. Jak zresztą można było się tego spodziewać. Tak więc będę musiał polegać na Tetsuyi.
Kończąc zdanie, profesor wyciągnął ku niebieskowłosemu małe zawiniątko. Gdy Kuroko wziął je na ręcę, podszedłem bliżej i zerknąłem na dziecko z góry. O ja pierdole... Jak TO jest możliwe? Kuroko w swoich wątłych ramionach trzymał małe dziecko z dużymi, uroczymi oczami - jednym błękitnym, a drugim czerwonym (No pięknie. Mamy tu małą podróbę tego siejącego postrach Ślizgona - Seijurou) - i niebieskimi włosami. Rysy twarzy miał po ,,mamusi". Brwi też po niej. Ale to chyba dobrze. W większości przypominał Kuroko. Zaraz poczuję się zazdrosny… Nie mogąc wykrztusić z siebie słowa, przyglądałem się, jak ,,mamusia" delikatnie kołysze dziecko na ramionach. Skąd on w ogóle wiedział jak zajmować się dziećmi? A co jak Kuroko będzie się nim zajmował i gdzieś nam to dziecko wsiąknie? Co to, to nie! Trzeba będzie ich pilnować.
- Chcesz zobaczyć mamusie? – zapytał spokojnie Tetsu i obrócił dziecko tak, by mogło spojrzeć w moim kierunku - Poznaj mamę. To mama - Kagami-kun.
- Kuroko! Ty diable! Ile razy mam ci mówić, że to ty jesteś mamą?!
- Naprawdę nie rozumiem, czemu się tak gorączkujesz, Kagami-kun. Zupełnie jak kobieta podczas napięcia przed miesiączkowego.
- Ty… – już miałem się na niego rzucić, gdy przypomniałem sobie o ,,owym czymś" , co zaśmiało się spoglądając na zachowanie rodziców - Boże… co to?
- Nasze dziecko się śmieje, Kagami- kun. Naprawdę, nawet ty powinieneś to zrozumieć.
- Co miało znaczyć to ,,nawet ty"?
- Mówiłem o twoim poziomie inteligencji, Kagami-kun.
Miarka się przebrała! Ten mały, niebieskowłosy diabeł nie będzie mi tak ubliżał! I to na oczach mojego własnego dziecka! No dobra… To ostatnie zdanie możemy skreślić bo tak naprawdę to NIE jest moje dziecko… Ale kiedyś będę miał! Z piękną niską niebieskowłosą dziewczyną, z którą będę mógł się drażnić i czochrać jej włosy. To mi kogoś przypomina… może spotkałem kiedyś podobną kobietę?
- Sugerujesz, że jestem idiotą? – zapytałem gniewnie.
- Ależ nie. Jak mogłeś mnie posądzić o coś takiego, Kagami-kun? To było niemiłe. Teraz jest mi przykro.
Spojrzałem na niego wymownie i zaśmiałem się.
- To może Cię jeszcze przytulić , żono?
- Bałbym się, że nas zgnieciesz….
Nadąłem policzki i udałem obruszonego, odwracając się od Tetsu.
- To czym ja niby jestem, co ? Przecież nikogo bym nie skrzywdził! – broniłem się zawzięcie.
- Musiałbyś to nam udowodnić.
Spojrzałem na niego zszokowany, nie wiedząc co powiedzieć. Czy Kuroko specjalnie mnie podpuścił. Nie…to głupie. Ale teraz nie mogę zrobić nic innego niż udowodnić diabłu, że potrafię być delikatny!
Zbliżyłem się do niebieskowłosego i nachyliłem się trochę ku niemu i dziecku. Delikatnie położyłem dłonie na jego ramionach, przesuwając je na plecy. Przyciągnąłem go do siebie i oparłem lekko głowę o jego policzek, wdychając jego zapach. Zszokowany odkryłem, że od razu go rozpoznałem. Towarzyszył mi każdego dnia. Tak jak Kuroko. Uniosłem rękę i przykryłem nią dłoń Tetuyi, przytrzymując dziecko.
- Rzeczywiście nie jesteś jak goryl, Kagami-kun – i czar prysł…
AOMINE
Mhyymmm. Ciepło. Dobrze. Miękko. Przewróciłem się na drugi bok i przytuliłem się do tego ,,ciepłego, dobrego, miękkiego". Zaraz, zaraz… Przecież ja zawsze śpię sam. Czyżbym przeleciał jakąś damulkę i teraz o tym zapomniał. Zastanowiłem się. Nie. Jestem przekonany, że nikogo nie przeleciałem. Więc co leży w moim łóżku? Otworzyłem oczy i spojrzałem na śpiącą twarz, na którą opadała kurtyna blond-tlenionych włosów. Co on tu, kurwa, robi?! Moją pierwszą myślą było: zrzuć debila, niech się trochę poobija. Ale jego zajebiście przystojna twarz tak mnie urzekła, że uznałem, że tym razem będę miłosierny. Ale tylko troszkę. Najpierw zobaczę, czy ma tego penisa. Rechotając włożyłem rękę pod kołdrę i wsunąłem mu między nogi. Wow. Tego się nie spodziewałem. Całkiem duży ma ten sprzęt! Usłyszałem jęk i gwałtowne wciągnięcie powietrza.
- Aomi… - jego głos się załamał - Aominecchi… Co ty robisz?
- Molestuje Cię. Nie widzisz? Nikt bez karnie nie wchodzi do mojego łóżka.
Znów się zaśmiałem widząc, jak jego twarz oblewa się purpurą. Poruszyłem się.
- Aaa! - krzyknął Kise i wyskoczył z mojego łóżka - Jak zwykle musisz mi robić na złość!
- Nie sądzę, że dotykanie Cię było dla ciebie czymś nieprzyjemnym. To przecież ty tu wlazłeś…
- Ja tylko chciałem… chciałem… - moi koledzy z pokoju już się obudzili i z ciekawością przyglądali całemu zdarzeniu. No to będę miał jutro przerąbane przez tego dobrze obdarowanego Ken'a…Aghrr! A teraz co? Odwrócił się i wyszedł z pokoju. Ot tak, po prostu. Co za człowiek… Irytujący. Wkurzający. Upierdliwy. Dziecinny. Seksowny. Głupkowaty. Tleniony. Zaraz…zaraz. Co ja mówiłem ? Ehh… nie ważne. Mam mętlik w głowie…