Najgorszy dźwięk, jaki Natsu słyszał w swoim życiu.
Śmiech Fausta w Królewskim Mieście.
Wraz z odgłosem spadających okruchów lakrymy Natsu czuł, jakby znów znajdował się w domu, w ziemskim Fairy Tail. Miał w uszach marudzący ton głosu Graya, śmiech Lucy i dźwięk stawianego przez Mirajane zamówienia na barze. Przywoływał w pamięci Dziadka, gdy ten usiłował zapanować nad wesołym rozgardiaszem w gildii. Wspominał wojownicze okrzyki Cany, gdy ktoś zarzucał jej przesadne picie.
Teraz to wszystko miało obrócić się w pył. Być może ktoś z jego przyjaciół cierpiał, być może ktoś z nich utracił część siebie. Natsu czuł ten ból razem z nimi, bezradnie wściekał się. Zacisnął gniewnie pięści. To niesprawiedliwe, tak nie powinno, tak nie może być...!
Przez tę gorącą barierę wściekłości przebijało się coś jeszcze – łamiący się głos Lucy. Gdy przez słowa nic nie osiągnęła, musiała sięgnąć po coś więcej. Niespodziewanie Natsu poczuł ciepło jej ciała przy swoim. Przycisnęła policzek do jego pleców i coś mówiła. Nie rozumiał co, nawet nie słuchał. Wiedział, że dzieliła z nim ból i wściekłość, ale ona, w przeciwieństwie do niego, nie straciła zdrowego rozsądku. Próbował się wyrwać, ale trzymała mocno, zaskakująco mocno.
Trzęsąc się i płacząc, stali na placu pełnym roześmianych, szczęśliwych ludzi Edolas.
