Ciemność.
Otaczający szczelnie pokój mrok, zakradał się do niego coraz mocniej i bliżej. Przerażający jednak jednocześnie kojący i miły. Na swój sposób niesamowicie znajomy.
Harry leżał w swoim wąskim łóżku, pozwalając, by jego nieskrępowane niczym myśli krążyły dookoła. Dźwięcząca cisza sprzyjała oddawaniu się marzeniom i ucieczce do nierealnych światów. Wiedział, że powinien czuć szczęście. Radość. Rozkosz. Całkowitą beztroskę. Jednak jedyne co znajdowało się teraz w jego sercu to wielka, ziejąca pustka. Czuł jakby ktoś wyrwał mu kawałek duszy i uciekł z nim daleko, nie zamierzając go już nigdy zwrócić. Był na swój sposób jak zepsuta zabawka z której wyciągnięto najważniejsze części – poruszał się jednak jego ruchy były powolne i nie tak precyzyjne jak dawniej.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że powinien być wdzięczny. Za miejsce do spania, swój własny pokój, jedzenie, przyjaciół, ludzi, którzy się o niego troszczyli... Każdy z tych powodów zapewne był wystarczający, w nim wywoływał jednak dziwne poczucie irytacji. Nie umiał nawet dokładnie tego wytłumaczyć. Milczał więc, zakładając na swoją twarz kolejne maski i udając, że to wszystko czego pragnął.
Złoty Chłopiec, Ten Który Przeżył, Wybraniec, Ten Który Pokona Czarnego Pana...
Na jego ustach pojawił się cyniczny uśmiech.
Puste etykietki, nie mówiące tak naprawdę zupełnie niczego. Za każdym razem, gdy je słyszał, czuł jakby wszyscy mówili o kimś innym. Jakimś innym Harrym Potterze, wielkim bohaterze czarodziejskiego świata, który jednym skinieniem ręki miał ich wszystkich uratować i przywrócić jakże oczekiwany porządek i ład. Pokonać Voldemorta zaledwie słowem, zupełnie jakby ten był jedynie nic nie znaczącym pyłem, a nie jednym z najpotężniejszych czarodziejów na świecie.
Zacisnął mocno powieki, pragnąc oczyścić swój umysł i wyrzucić wszystkie wizje z głowy. Emocji było jednak zbyt wiele, by schować je pod dywan i udawać, że te nigdy nie istniały. Odkąd tylko trafił do czarodziejskiego świata był skłonny oddać siebie, poświęcić swoje życie, swoje wszystkie marzenia oraz pragnienia w imię wyższej sprawy. Dumbledore był dla niego istnym ideałem za którym pragnął ślepo podążać, wierząc głęboko w duszy, że przyczynia się tym samym do budowania lepszego świata. Teraz jednak?
Teraz nie wiedział co ma robić. Był po prostu zagubiony.
Samotny...
Wszyscy tak wiele od niego wymagali. Każdy czegoś się po nim spodziewał i miał swoje oczekiwania względem jego osoby. Nie chcieli dostrzegać w nim Harrego, a jedynie slogany, które przeczytali w jednej z gazet czy też usłyszeli od swoich znajomych. Gdzie zaczynał się on, a gdzie jego idealne stworzona maska ? Powoli sam zaczynał się gubić w swoim własnym kłamstwie, nie będąc nawet pewien czy potrafi żyć bez sztucznego uśmiechu przecinającego jego twarz.
Dlaczego nie był w stanie zerwać go w jednej chwili i odetchnąć pełną piersią ? Być naprawdę Harrym, a nie jedynie Wybrańcem.
Dlaczego...
