Może nie była to najlepsza metoda wyznawania miłości, ale Dean był z niej całkiem zadowolony.
-Idź do diabła!- krzyknął. W jego głosie można było usłyszeć głęboką urazę, jaką można spotkać tylko i wyłącznie wtedy, kiedy twój nie do końca martwy kochanek, którego śmierć była bardzo wyraźna, pojawia się w twojej sypialni nago pokryty czymś fioletowo zielonym (bo powrót z martwych według wszelkich neoromantycznych prawidłach wiąże się z czymś mazio podobnym i fioletowo zielonym)
-Nie mogę…- Odparł ten cicho, z nutą… Smutku?- mam zakaz zbliżania się.
Dean z miną wyrażającą wszystko popchnął archanioła w ogólnym kierunku łazienki, i natychmiastowo zmieniając nastawienie do sytuacji, stwierdził
-Zmyj to z siebie, zaraz dołączę. Tylko powiem chłopakom, że niema mnie na dwie godzinki. I że żyjesz może też- to powiedziawszy wybiegł z pokoju krzycząc naprzemiennie „Sam", oraz „Cas"
-Czekaj. Co?- Zawiesił się Gabriel- Kompletnie nie rozumiem.
