Patrzyła w jej oczy przypominając sobie jak były ze sobą blisko... Kiedyś. Dawno, dawno temu.
Zrzuciła filiżankę ze stołu patrząc wściekle na swoją partnerkę.
- Jakim cudem wszystko, każdy, nawet najmniejszy znaczek oznacza śmierć? – Warknęła zdenerwowana do granic ostateczności.
- Otwórz swoje wewnętrzne oko Kochana – w odpowiedzi usłyszała tajemniczy głos towarzyszki.
- Syb, ale ja tu naprawdę nic nie widzę – zirytowana przyznała się do porażki.
- Nie możesz być we wszystkim najlepsza – odpowiedziała wróżka. – Subtelna sztuka wróżbiarstwa to nie jest ta twoja transmutacja. – Tym razem w tajemniczym (wręcz przyćpanym) głosie wróżki odbiła się uraza. Czyżby transmutacja jako taka w czymś jej zawiniła?
- Transmutacja nie jest wcale taka prosta – warknęła poirytowana słowami przyjaciółki.
- Za to barbarzyńska – odpowiedziała zirytowana i dodała złośliwie – Po za tym... Koty to zwierzęta wróżek.
- Przyrównujesz MNIE do zwierzaka? – prychnęła z świętym oburzeniem nauczycielka transmutacji.
- Tego nie powiedziałam Kochana. – Kojący głos wróżki tylko bardziej ją rozsierdził.
- Nie musiałaś – warknęła, mimowolnie transmutując swe oczy w te należące do jej animagicznej postaci. Zaraz po tym wstała i trzaskając wściekle drzwiami wyszła.
Sybilla Trelawnej uśmiechnęła się smutno wiedząc, że jej partnerka nigdy nie zrozumie i nie zaakceptuje jej miłości do wróżb.
Od czasu ich ostatniej rozmowy bez dogryzania i cierpkiej ironii minęło już 6 lat. Sybilla usychała z tęsknoty za swoją partnerką ćwicząc ten jeden, jedyny czar z transmutacji. Akurat tego dnia Minerwa miała dyżur. Wystarczyło się zaczaić w odpowiednim momencie. Czekała we wnęce na zbroję na przejście drugiej kobiety. Długi cień animaga pojawił się w korytarzu. Teraz tylko unieść różdżkę... Wypowiedzieć zaklęcie... I voila. Już po chwili na miejscu animaga stał mały, słodki kociak. Drugie zaklęcie i ten kociak już nigdy nie przemieni się w człowieka. Szaleńczy chichot wydobył się z ust wróżki.
- Teraz już zawsze będziemy razem.
