Disclaimer: I do not own the witcher franchise, Sapkowski and CDProjektRED does.
A/N:. I started to write this story in English but somewhere along the lines, I switched to Polish. Well, that happened… Sorry…
A/N2: To opowiadanie zawiera spoilery dla cyklu wiedźmińskiego(oczywiste) i gry(jak ktoś się uprze i zacznie czytać między wierszami) – choć jeśli chodzi o książki to trudno mi mówić o spoilerach – cykl liczy sobie dobre kilka(naście) lat. To tak jakby twierdzić, że zdradzenie oczywistej relacji rodzinnej Luka Skywalkera i Darth Vadera jest spoilerem.
A/N3: och gdyby nie zakończenie cyklu wiedźmińskiego to Roche i Cahir pewnie by się spotkali w grach! płakałabym wtedy! jak dziecko bym płakała… gdyż byłoby to piękne! I czy oni nie byliby przypadkiem równolatkami?
A/N4: nie betowane!
Wyśpię się po śmierci
By your-biohazardous-friend
świat wypadł mi z moich rąk;
jakoś tak nie jest mi nawet żal
/'chciałbym umrzeć z miłości'- myslovitz/
Pod sobą miał mech, nad sobą korony drzew które ledwo przepuszczały słońce przez swoje gęste listowie. Wszystko pachniało mokrą ziemią i stagnacją. Ktoś się nad nim nachylał. Agentowi zajęło kilka chwil na skupienie wzroku na czarnym kształcie. Człowiek-cień ściągnął z głowy hełm ze skrzydłami ptaka.
Vernon poznał go od razu.
Wyglądał zupełnie jak na szkicu dołączonym do akt: blade oblicze, okalane czarnymi włosami, zdradzało wiek niewiele ponad dwudziestu lat; jednakże co przykuwało ostatecznie uwagę były intensywnie niebieskie oczy, którym, pomimo wszystkich zasłyszanych plotek, brakowało obowiązkowego chłodu i obojętności jego narodu.
Dowódca Niebieskich Pasów otworzył usta by stwierdzić oczywiste lecz co uciekło mu z spękanych warg było głuchym charkotem o rdzawym posmaku.
- Cahir - mężczyzna odpowiedział na próbę komunikacji, bezbłędnie odgadując zamiary dowódcy - Cahir Mawr Dyffryn aep Ceallach, jestem z-…
- Vico-varo – wychrypiał wreszcie Roche, na co mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i kiwnął głową z uznaniem.
Vernon znał karierę owego wywiadowcy jak własną kieszeń. W ferworze nowego stanowiska i świeżo ujarzmionego analfabetyzmu agent niebieskich pasów namiętnie zaczytywał się w aktach agentów specjalnych o których temerski wywiad miał informacje. Dopiero po dotarciu do ostatniej strony, Roche zaklął – uświadomiwszy sobie jak mało teczka Cahir Mawr Dyfftyna eap Ceallacha była mu tak naprawdę potrzebna.
- Twoje… – tekst ostatniej strony owych akt piekł pod powiekami – …śmiertelne…
- tak.
- czy to znaczy, że ja…
- a jak myślisz? - Odpowiedział Cahir, jego głos był także nie-nilfgaardzki.
Miękki, przyjazny, jakby mówił do przyjaciela, a nie wroga. Wróg… to słowo przypominało Vernonowi coś… tak… ranę która nie bolała, lecz dawała uczucie jakby coś się zapadło w piersi. Duszności pomimo głębokich wdechów. Bulgotanie, świszczenie, smak krwii na języku.
- nie… wiem… - Vernon przymknął powieki, pozwalając oczom odpocząć, jego mózg zdawał się być z wełny – zmęczony.
- Nie zasypiaj – głos Vicovarczyka zdawał się cichszy lecz bardziej zdeterminowany – jak zaśniesz to prześpisz coś ważnego.
- …śpiący… za sta-ry – wyszeptał Roche, czuł drobne ręce, szarpiących go za poły jego munduru i dziewczęcy głos wzywający jego imię.
Lecz po chwili zniknął czarny rycerz i ręce przestały szarpać jego ubranie, rozdzierający krzyk cichł i rósł to znowu cichł – jakby dziewczynka nie umiała się zdecydować czy uciekać czy czuwać albo jakby wyrywała się kompanom… lub oprawcom.
Powieki agenta opadły. Tak, musi się przespać.
A potem, jak wstanie, to wszy…
