Czerwona mgła furii zaślepiała, kierowała ruchami ciała właściwie bez jego wiedzy. Ukarać, zmiażdżyć tego krnąbrnego bachora… tak… miarka się przebrała… po tym wybryku nie zasługuje na pobłażliwość! Długo miał na to ochotę, wreszcie da upust swojej złości.
Gówniarz dostanie w końcu porządną nauczkę. Teraz pożałuje, że śmiał kiedykolwiek mu się przeciwstawić, przeklęty bachor! Te przerażone zielone oczy to najwspanialszy widok na świecie, nieprawdaż?
– Co ty robisz?! Dlaczego ty…? Zostaw mnie, zostaw! – strach w jego głosie, czy tak właśnie brzmią zastępy anielskich chórów?
– Karzę pana, panie Potter. – mniejsze ciało wyrywa się rozpaczliwie. Szarp się, głupi dzieciaku. I tak nie masz szans. Nie zatrzymam się.
– Przestań! Aaaa! Przepraszam, ok?! Tylko przestań! – cóż to? Zażenowany? Uległy? Tak szybko? A to dopiero początek zabawy!
– Gdzie twoja słynna butność panie Potter?
Chłopak nie odpowiada, szarpie się tylko bezradnie, spanikowany pozycją w jakiej się znalazł. Unieruchomiony w stalowym uścisku. Bezbronny. Na jego łasce. Gwiazdka tego roku przyszła dla ciebie wcześniej Severusie…
– Po pierwsze – Snape unosi wysoko dłoń – nie będziesz już więcej sabotował moich lekcji. – pierwszy klaps rozlega się dziwnie donośnie w komnacie.
Bachor pisnął cicho. Marzenia się spełniają…
– Po drugie – kolejny klaps – nie będziesz więcej próbował zrobić ze mnie idioty. – patrzył zafascynowany na czerwony ślad na jędrnym pośladku. Nie przypuszczał, że to będzie takie przyjemne uczucie; zlać w końcu tego małego gnojka.
– Po trzecie – Potter już się nie szarpał – nie będziesz pyskować – klaps.
– Chyba, że – klaps – podoba ci się – klaps – taka forma – klaps – kary!
Nie podniósł już więcej dłoni, trzymając ją nonszalancko na lewym pośladku Chłopca Który Przeżył. Bezwiednie poruszył palcami. Zaczerwieniona od uderzeń skóra była przyjemnie rozgrzana. Pogłaskał ją znowu. Kiedy ostatnio dotykał kogokolwiek w taki sposób? Nie pamiętał.
Czerwona mgła wściekłości zaczęła się powoli rozwiewać. Snape zamrugał, patrząc przytomniej w dół. Przez jego kolana leżał przewieszony Złoty Chłopiec ze skrępowanymi na plecach nadgarstkami (jego własnym złoto-szkarłatnym krawatem!) a on, Mistrz Eliksirów, głaskał go po jego wypiętych, nagich, czerwonych od klapsów pośladkach!
Słodki Merlinie!
Zrzucił go gwałtownie z kolan, przerażony nagle tym co zrobił. Potter upadł na podłogę jęcząc głośno. Snape spróbował się opanować. Cóż, naważyło się piwa kremowego to trzeba je teraz wypić. Rozwiązał chłopaka i odszedł od niego parę kroków obserwując uważnie jego reakcje.
Potter podźwignął się na nogi, poprawiając bez słowa jeansy. Severus z pewnym żalem obserwował znikające pod warstwą materiały jędrne półkule. Zaraz wymierzył sobie jednak mentalny policzek. Czyżby do końca poprzewracało mu się już w głowie od cruciatusów Czarnego Pana?
Z pewną dozą niepokoju i skrępowania patrzył, jak chłopak odwraca się powoli w jego stronę. Nie wiedział co powinien powiedzieć w zaistniałej sytuacji więc milczał. Bo i co mógłby powiedzieć? Tekst: „Masz milusie pośladki. Może jutro też klepniemy sobie szlaban?" raczej odpadał.
Chłopak obdarzył go spojrzeniem godnym bazyliszka. Nie powiedział nic, wlepiał tylko w niego te swoje intensywnie zielone oczyska i zaciskał pięści. Mężczyzna czuł wręcz namacalną nienawiść unoszącą się w powietrzu. Co dziwne, chłopak nie skomentował ani słowem całego zajścia. Severus spodziewał się krzyków, wyzwisk, nawet płaczu ale nie takiej złowrogiej ciszy. A ten bachor tylko zebrał swoje rzeczy i ruszył do drzwi. Nagle, stojąc już w progu, odwrócił się w stronę zastygłego bez ruchu profesora. Wargi Harry'ego Pottera wykrzywił zły, złośliwy uśmiech, zwiastujący słodką zemstę.
Paradoksalnie to właśnie wtedy Severus Snape zaczął się bać.
