Tytuł: Zahir, Księga Pierwsza: Anioł Stróż
Autor: Ja, czyli Fantasmagoria., czasem nazywana również VoicesInYourHead
Beta: Leeni ;* Błędy są przeważnie moją winą zwłaszcza, że upieram się przy Mistrzu Eliksirów z dużej, mimo że ona walczy o to jak lew ^^
Ostrzeżenia: Jak coś, to będą przed danym rozdziałem. Chociaż nie... Będzie jedno: non canon. Totalny. No i przygotować się mentalnie, że rozdziały będą nieregularnie dodawane: mogą być w przeciągu tygodnia, ale może to być równie dobrze miesiąc lub dwa... No i sama idea Zahira może być słabo widoczna jeśli chodzi o pierwszą księgę.
Ratting: Na tę księgę? W planach mam SmH, jednakże może wiele rzeczy wyniknąć, więc na wszelki wypadek tekst jest w +12.
Pairingi: Na później planowane jest Snarry, więc jak ktoś nie lubi, nie radzę się zabierać. Możliwe, że pobocznie będą występować pary DM/RW i SB/RL, ale zobaczymy.
~+~+~+~+~+~ Zahir ~+~+~+~+~+~
Według Jorge Luisa Borgesa, pojęcie Zahira wywodzi się z tradycji islamskiej i sięga XVIII wieku. Zahir w języku arabskim oznacza: widoczny, obecny, niemogący ujść uwagi. Może to być istota lub przedmiot. Gdy napotkamy go na swej drodze, zajmuje stopniowo cały nasz umysł, aż do momentu, kiedy nie jesteśmy już w stanie myśleć o niczym innym. Może to być postrzegane jako oznaka świętości albo szaleństwa...
Prolog
Nie pamiętał, kiedy to dokładnie się zaczęło. Pewnego ranka obudził się w swoich lochach, a ona unosiła się parę centymetrów nad jedynym fotelem w jego sypialni, stojącym koło kominka. Popatrzył na nią, zamrugał kilka razy, przetarł oczy, uszczypnął się, opuścił powieki i znów położył się spać, wstał piętnaście minut później – wszystko na nic. Zjawa pod postacią Lily Potter nadal była w jego sypialni. I uśmiechała się do niego, obserwując, jak stara się w każdy możliwy sposób zaprzeczyć temu, co widzi. Gdy rzucił na siebie Aquamenti - by potem natychmiast tego pożałować i rzucić parę niecenzuralnych słów - zachichotała dźwięcznie, zupełnie jak wtedy, kiedy była [i]żywą[/i] matką Chłopca, Który Przeżył.
— Dzień dobry, Severusie! — przywitała się. — Zawsze mówiłam, że jesteś przezabawny, a nikt mi nie wierzył… — dodała i obdarzyła go promiennym uśmiechem.
To było zdecydowanie za wiele dla Mistrza Eliksirów. Nie zrobił do tej pory tylko jednej rzeczy, która mogła przerwać to, co się działo, a teraz nadszedł na nią czas. Zemdlał.
Od tamtej pory hogwarcki profesor w dziedzinie eliksirów miał już kilka okazji, aby przekonać się, że pojawienie się ducha – czy Merlin wie czego – jego jedynej przyjaciółki wcale nie jest takie oczywiste i łatwe do przyjęcia dla innych. I to z bardzo prostej przyczyny – poza nim nikt inny jej nie widział. Gdy powiedział Albusowi o duchu, oczekiwał czegoś więcej niż „W porządku…Dropsa?" i wzroku dyrektora błądzącego po całym gabinecie. Tak jakby Severus nie powiedział mu, że Lily stoi tuż obok niego! Dopiero później, kiedy dyrektor zapoznał go z Davidem Crammerem, psychiatrą ze Świętego Munga, Mistrz Eliksirów domyślił się, iż coś jednak jest na rzeczy. Doktora oczywiście zwymyślał, dyrektorowi i Minerwie kazał iść w cholerę, a Lily posmęcić z Jęczącą Martą w toalecie na drugim piętrze. Jeżeli zaś chodzi o niego… Wrócił do swych kwater, wyciągnął Ognistą Whisky – za którą nieszczególnie przepadał, ale nic innego nie miał – i po prostu się upił. Zanim jeszcze stracił przytomność z powodu zbyt dużej ilości alkoholu we krwi (dalej uważał, że nieszczególnie lubi Ognistą, ale był bardzo wdzięczny opiekunce Gryfonów za samonapełniającą się butelkę) powziął twarde postanowienie, że nie da się już nigdy więcej tak ośmieszyć, a jutro spróbuje swoich sił w egzorcyzmach…
