Łup. ŁUP. Trzask.
- Liciaaa! Ta walizka totalnie nie chce się domknąć!
Głośniejsze łup.
Toris westchnął, odłożył smarowaną właśnie kanapkę i ruszył w kierunku źródła dźwięku.
Jakoś tak przemknęło mu przez głowę, że pokój Feliksa jest bardzo łatwo rozpoznać. Z lokalu zajmowanego przez Polskę często dobiegały dźwięki śpiewanych, a raczej wydzieranych się przez niego piosenek, dziwnych stukotów i tłumionych przekleństw („O kurde Felek, znowu się o skarpetki potknąłem!"). Tabliczka z napisem „Pokój Feliksa. Ludwig won, Gilbert won, komuniści won, ogórki kiszone chętnie widziane" też bardzo pomagała.
Litwa westchnął raz jeszcze i nacisnął klamkę. Feliks z mordem wypisanym na mordzie stał na swoim bagażu, który najwyraźniej nijak się nie chciał zamknąć.
- Toris, no słuchaj co za draka totalna! Ja się pakuję, a toto… A, szkoda gadać. Ja, jakby, z nią totalnie już nie mogę!
Litwa sceptycznie popatrzył na rozklekotaną walizkę i wystający z niej Kłąb Rzeczy Wszelakich (jakieś ciuchy, klapki, trzy pary kąpielówek, wielki dmuchany materac, słoik ogórków kiszonych, znów ciuchy i tak dalej).
- Poczekaj, zaraz się tym zajmę. Idź pakować bagaż do samochodu, o ile twojego malucha można tak nazwać – Litwa uśmiechnął się krzywo, zupełnie nie po litewsku. Cóż, przygotowania do wyjazdu chyba na każdego tak działają.
- Naszego, Liciu, naszego…
Litwa miał wprost niepomierną ochotę go palnąć, ale powstrzymał się, zarumienił, i podjął próby zamknięcia polskiej walizy.
Feliks zaś tymczasem (przy akompaniamencie przekleństw produkcji własnej) upychał wszystko po kątach samochodu. Hamak, namiot, torba Torisa, słoik ogórków kiszonych, durszlak, nie, wróć, durszlaka nie bierzemy, koc plażowy…
Litwa z miną jak gdyby nigdy nic przyniósł Polsce jego podejrzanie zamkniętą walizkę i torbę z prowiantem. I jeszcze słoik ogórków.
Feliks wychylił się z bagażnika, popatrzył na niego i zapytał:
- A ogórki zabrałeś?
Litwa nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Tak, Lenkija, mamy ogórki, ogórki i ogórki! Nie zapomniałem ani o ogórkach, ani o ogórkach, na twoje osobiste życzenie zapakowałem też ogórki. No i jeszcze, rzecz jasna ogórki.
Polska zmierzył go zamglonym spojrzeniem.
- Mam wrażenie, ze o czymś zapomnieliśmy...
Spojrzeli po sobie i jak na komendę wrzasnęli:
- O OGÓRKACH!
Po dopakowaniu jeszcze kilku słoików ogórków, wpakowaniu się do samochodu (a znalezienie miejsca pomiędzy wszystkimi gratami do łatwych zadań nie należało), obleceniu całego domu i sprawdzeniu, czy wszystko jest wyłączone oraz ostatecznym wypakowaniu śniegowców, Toris wpadł w panikę i zaczął biegać tam i z powrotem.
- Rajzefiber – mruknął Feliks z miną znawcy.
- Nie, zaraz, Lenkija, my czegoś zapomnieliśmy, my czegoś zapomnieliśmy...
- Ogórków – podsunął usłużnie Feliks.
- Właśnie! Nie, czekaj, Ty pakuj ogórki, a ja wszystko sprawdzę.
Feliks dopakował ostatni słoik, a potem poszedł do piwnicy, pożegnać pozostałe. Toris zaś trzy razy przebiegł przez wszystkie piętra, włączając wyłączone rzeczy i wyłączając włączone, a potem wyłączając jeszcze raz te włączone poprzednio. W końcu, uspokojony, zasiadł na miejscu pasażera.
Feliks z mina Napoleona pod Austerlitz zasiadł na szczytnym miejscu kierowcy, umieścił kluczyk w stacyjce, przekręcił... I ruszyli.
A może jednak nie.
- Co do Warszawy? - Polska wysiadł, trzasnął drzwiami i, mamrocząc coś do siebie o pruskiej zarazie w bliżej nieokreślony sposób psującej mu samochód, zajrzał pod maskę, pogmerał, pogmerał, zatrzasnął, kopnął w zderzak, trzasnął drzwiami, przekręcił kluczyk raz jeszcze, wrzasnął: „Tfu!", przesiadł się z tylnego siedzenia na przednie i, w końcu, ostatecznie, totalnie i nieodwołalnie, ruszyli.
Zaczekaj! Drzwi nie zamknąłem! - Litwa wrzasnął, wypadł z samochodu i rzucił się na drzwi.
Weź ogórki, Toris! Ogóóóóóóórkiiiiiiiii!
Litwa stoczył zwycięski bój z zamkiem w drzwiach, złapał słoik i właściwie biegiem wpadł do samochodu.
Pojechali. W końcu.
Lenkija to (oczywiście) Polska. Po litewsku.
