Ta miniaturka to nawiązanie do huraganu Sandy. Mam nadzieję, że USA i inne kraje, które zostały dotknięte przez żywioł, szybko podniosą się na nogi.
xxx
Deszcz bębnił o okna, którymi wiatr trząsł nieprzerwanie od jakiegoś czasu. Woda powoli zalewała opustoszałe od dawna ulice. Gdzieś w oddali dało się słyszeć potworny trzask łamanego i rozrywanego metalu. Nowy Jork dawno już nie zmagał się z tak potężnym żywiołem.
Tony stał tuż przy oknie i słuchał wycia wiatru na zewnątrz. Z każdą minutą był coraz głośniejszy i przyprawiał o dreszcze każdego w tym pokoju. Zbliżała się Sandy.
Odwrócił się i spojrzał na swój zespół. Ziva i McGee zasnęli, tak samo jak inni ludzie, których poznał zaledwie wczoraj. Gibbs siedzący pod ścianą, obserwował go od samego początku, gdy tylko stanął przy oknie.
- Tony, idź spać. – powiedział klepiąc miejsce obok siebie.
Spojrzał ostatni raz przez okno nim usiadł przy szefie.
- Nie mogę spać. – wyznał przecierając zmęczone oczy.
- Będziesz potrzebował dużo siły, gdy to wszystko się skończy.
Zespół przyjechał do Nowego Jorku, by pomóc mieszkańcom z następstwami huraganu. Dopiero zaczęło się najgorsze, a oni już słyszeli o ofiarach śmiertelnych. Woleli nie myśleć, co będzie, gdy wszystko się skończy, ale nowojorczykom niewątpliwie będzie wtedy potrzebna pomoc.
Tony cieszył się, że może pomóc, nie mógłby po prostu siedzieć w Waszyngtonie, który co prawda też był na drodze huraganu, ale jego skutki byłyby tam mniejsze. Nowojorczycy bardziej potrzebowali wsparcia.
- Zupełnie jak we wrześniu, co? – zapytał, przypominając sobie, jak on i szef przyjechali pomagać ofiarom ataków z 11 września. Nie zapomniałby tego do końca życia, podobnie jak huraganu, którego ryk był już doskonale słyszalny.
- Dokładnie tak, Tony. Pamiętasz, co się wtedy działo? Teraz będzie nawet gorzej, dlatego śpij i nabierz sił.
Uśmiechnął się do szefa i oparł głowę o jego ramię.
- Ty tez idź spać, szefie, starsi ludzie potrzebują więcej snu.
Zamiast klepnąć Tony'ego w głowę, Gibbs objął go ramieniem.
- Śpij, Tony.
- Okej.
Gdy zamknął oczy, nie słyszał już deszczu ani wiatru. Słyszał tylko coraz wolniejszy oddech szefa, a chwilę potem, jego ciche chrapanie. Jutro czekała ich trudna praca, ale byli na nią przygotowani. Musieli pomóc ludziom, nie ważne za jaką cenę.
