Prolog

Sebastian odchylił nieznacznie głowę, kiedy Finni nieumyślnie wyrzucił w powietrze zestaw noży do krojenia mięsa. Dwa tasaki z impetem wbiły się w pokrytą zielonkawą tapetą ścianę, zaś kolejne trzy do szynki, wołowiny i drobiu niczym rozwścieczone osy wzbiły się ku górze i z gracją rakiet samonaprowadzających świsnęły ku lokajowi.

Sebastian westchnął cicho i nim ktokolwiek zdołał krzyknąć w obawie o swoje życie kilkoma zgrabnymi ruchami oraz pół obrotem wyłapał niebezpieczne narzędzia i 'przytulił' je do swojej piersi ze standardowo sceptyczną miną.

- Dlaczego się tym zajmujesz? - zapytał z lekko uniesionymi brwiami, kulącego się gdzieś przy podłodze Finniego.

- P-przepraszam!

Sebastian westchnął i z niezadowoleniem wyciągnął zaklinowane w ścianie noże, a następnie wypolerował je śnieżnobiałą serwetką (którą wyjął nie wiadomo kiedy i skąd). W końcu był lokajem, trzeba dodać piekielnie dobrym lokajem, który z racji swojego stanowiska musiał być przygotowany na wszystko.

Dzisiejszy dzień okazał się jednak wyjątkowo kapryśnym. Począwszy od brzydkiej, deszczowej pogody, po kilka niefortunnych zdarzeń, które w żaden sposób nie ułatwiały Sebastianowi pracy, za to sprawiły nie lada kłopot.

Dokładnie o szóstej nad ranem wręczył poszczególnym członkom służby listę zadań, które powinni wykonać jeszcze zanim obudzi się panicz. Istotnym było, aby zaplanowane prace wykonywać możliwie cicho, bez zbędnego szumu i harmidru, które to mogłyby zakłócić sen drogiego panicza, czego następstwem mogłoby być pogorszenie się jego zdrowia. Zdecydowanie nie można było na to pozwolić.

Maylen skwapliwie kiwała głową pozwalając swoim ciemno-amarantowym włosom podrygiwać w rytm wypowiadanych przez Sebastiana poleceń.

Odkąd rezydencja Phantomhive po raz drugi została strawiona przez demoniczny ogień wraz z częścią Anglii, a hrabia Ciel zniknął na dwa miesiące by pojawić się zaledwie tydzień temu - jej determinacja dotycząca służby owemu młodzieńcowi wzrosła trzykrotnie. Po części mogło być to spowodowane bliską obecnością nadal tajemniczego i niezwykle pociągającego lokaja, jednakże niezbyt rozgarnięta służąca świetnie radziła sobie z rozpraszaniem tego typu myśli.

- Tak jest, sir! - rozległ się pełen entuzjazmu bojowy okrzyk. Zaraz po tym służba rozproszyła się po letniej rezydencji Phantomhive i zabrała do pracy.

Już po niespełna dwóch godzinach Sebastian utwierdził się w przekonaniu, że będzie musiał przejąć większą część obowiązków zaplanowanych dla podopiecznych. Nie było w tym nic dziwnego, jednakże tym razem fakt ten zirytował go nieco bardziej niż zwykle. W końcu to był wyjątkowy dzień dla panicza. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik tym czasem nie zapowiadało się aby ktokolwiek był w stanie zapiąć chociaż pierwsze trzy z nich.

Najpierw zupełnie przypadkiem spalone zostały wszystkie garnki ( w raz z nimi znajdujące się w środku potrawy) oraz pół ściany w kuchni. Następnie w ruch poszła najlepsza zastawa stołowa nieumyślnie potłuczona na schodach, za nią zaś uszyte z najdelikatniejszego płótna białe koszule panicza, które po praniu i wysuszeniu niewiele różniły się od podłogowych ścierek. Wyłącznie przyjemnie różowym kolorem. Na wspomnienie o nowo posadzonych różach tuż przy wejściowych drzwiach demon skrzywił się nieznacznie. Finni w ich opiekę wsadził zdecydowanie za dużo pasji.

- Jeżeli skończyłeś już swoją pracę, możesz udać się na targ - oznajmił beznamiętnie i nie tracąc kolejnych cennych sekund odwrócił się i odszedł w przeciwną stronę korytarza.

- Dziękuję! - zakrzyknął za nim chłopak, jednak po ciemnowłosym lokaju nie było już śladu.

Minął dokładnie tydzień od TEGO wydarzenia. Najbardziej nieprzyjemny, stresogenny i irytujący zarazem w życiu Ciela Phantomhiva. Kto by pomyślał, że TO tak się skończy. W zasadzie nikt nie miał prawa o TYM myśleć z wyjątkiem samego Ciela oraz, no cóż, osoby wszystkiemu winnej.

Młody hrabia przekręcił się na drugi bok i prychnął z niezadowoleniem. Pomięta pościel zsunęła się na wyściełaną barwnym dywanem podłogę. Ciel zmrużył oczy obserwując zza poduszki srebrzyste drobinki kurzu wydostające się z fałd opuszczonej do połowy, burgundowej kotary.

Za parę minut powinien pojawić się tu Sebastian, przeszło mu przez myśl i mimowolnie zacisnął palce na prześcieradle. Z pewnością jego usta wykrzywione będą w tym nazbyt uprzejmym uśmiechu, który nie sięgnie brązowych, przebiegłych oczu.

Hrabia wepchnął twarz w stłamszoną puchową poduchę i wywarczał kilka niewybaczalnych dla osoby o jego statusie słów, poprzedzając je kilkoma agresywnymi walnięciami pięścią w łóżko oraz kompletnym znieruchomieniem.

Po komnacie poniosły się dźwięki subtelnego pukania do drzwi.

- Wejść.

Schludnie ubrany mężczyzna ukłonił się w wejściu i z wiadomym wyrazem twarzy skierował w stronę Ciela. Młodemu hrabiemu widok ten sprawił niejaką satysfakcję. Krótką i powierzchowną, ale dzięki niej udało mu się zachować na twarzy imitację zaspanej miny, idealnie maskującej wyzierającą z jego oczu złość.

- Dzień dobry paniczu. Muszę przeprosić za wszelkie hałasy, które mogły cię zbudzić. - oznajmił z pokornie spuszczoną głową, a kiedy hrabia nie raczył odpowiedzieć szybko przyszykował świeży i pachnący strój. Beżowa koszula z zakończonymi finezyjną falbaną rękawami, zapinana z przodu, z niewysokim pionowo postawionym kołnierzem, czarna, elegancka kamizelka z czterema guzikami i błyszczącą podszewką, prostego kroju pantalony w kolorze ciemnej zieleni, a to wszystko zwieńczone sięgającym kolana tego samego koloru płaszczem wprost z francuskiego wybiegu mody.

Ciel opuścił nogi na podłogę i pozwolił założyć sobie lakierowane pantofle. Podczas gdy Sebastian zajmował się wiązaniem sznurówek, on toczył ze sobą wewnętrzną bitwę, która z góry skazana była na niepowodzenie. Żadna z opcji, które jeszcze 5 sekund temu wydawały się logiczne, teraz nie nadawała się do realizacji. Kiedy bowiem przypominał sobie wyraz twarzy swojego demonicznego towarzysza z dnia, kiedy wszystko potoczyło się NIE tak, po plecach przechodził mu zimny dreszcz, kwintesencja jeszcze nie wyblakłych za pośrednictwem czasu emocji. Czuł się niekomfortowo, choć i to słowo w pełni nie oddawało jego stanu. Z trudem powstrzymał się od cichego syknięcia, co zaowocowało cierpkim grymasem na jego ustach.

Lokaj podniósł się do pozycji stojącej i niemal niezauważalnie zmarszczył brwi. Panicz wydawał się być nadąsany, niby nic niezwykłego w jego przypadku, jednak dla pewności Sebastian ponownie skłonił się i z ręką przytkniętą do piersi zadeklamował:

- Jeszcze raz chciałbym powiedzieć, że jest mi niezmiernie przykro z powodu wszelkich niedogodności.

Uniósł wzrok ku górze spodziewając się dojrzeć dobrze znane zniecierpliwienie w granatowych oczach Ciela, ten jednak wstał i z głową odwróconą w stronę okna wyraźnie uciekał spojrzeniem. Jego szczupłe, zarysowane przez wątłe mięśnie ręce uniosły się mechanicznie, co znacznie ułatwiało zdjęcie koszuli nocnej.

- Nic nie słyszałem.

Nie pozostawiał złudzeń, jeżeli chodziło o jakąkolwiek konwersację. Była w tym momencie zbędna, jeżeli nie, niepożądana. Prawdę mówiąc panicz nigdy nie należał do rozmownych osób. Przez te kilka lat, podczas których byli właściwie nierozłączni, nigdy jeszcze nie udało mu się sprowokować hrabiego do dyskusji wykraczającej poza kilka, w porywach kilkanaście zdań złożonych. Gdyby jednak liczyć każdy grymas, który w trakcie tej skomplikowanej operacji gościł na twarzy panicza ich wzajemna 'konwersacja' mogłaby zostać uznana za rozbudowaną i bogatą merytorycznie. Nie chodziło bynajmniej o różnice wynikające ze statusu społecznego lub nieśmiałości wobec służby (i takie przypadki się zdarzały) - nawet na osobności Ciel ograniczał się jedynie do wydawania poleceń i złośliwości.

Lokaj nie wiele robił sobie z tego typu humorów. Początkowo nawet go bawiły, ten ton, emanująca od panicza krnąbrność i stanowczość. Z czasem nieoszlifowane szkiełko miało coraz większe szanse stać się prawdziwym diamentem, perełką w jego osobistej kolekcji.

Hrabia mimowolnie zerknął w stronę swojego podwładnego. Coś było nie tak, ale skoro nie zmuszano go do bezsensownej gadaniny, mógł to zignorować. W zasadzie miał szczerą nadzieję, że może tak zrobić.

Woda w wannie była letnia. Oplatające go w pasie bandaże nasiąknęły szybko, powodując swędzące szczypanie.

Tam gdzie byli TAMTEGO dnia, czas ludzki nie obowiązywał. Zaledwie godzina okazała się być dwoma miesiącami. Rana postrzałowa była więc wciąż świeża i skrzętnie ukrywana przed resztą społeczeństwa. Sam fakt, że zjawił się, kiedy wieść, że umarł była już nieco przestarzałą, budziła wystarczającą ilość kontrowersji.

- Sebastian!

- Tak paniczu?

- Ręcznik.