- Cztery, trzy, dwa... – Syriusz uporczywie wpatrywał się w zegar stojący w niewielkim salonie. – No, w końcu! – odetchnął, gdy tylko wybiła północ, natychmiast zrzucając z siebie marynarkę i z pasją zabierając się za rozwiązanie krawata.

Remus przez chwilę mierzył go spojrzeniem pełnym udawanej dezaprobaty.

- Zdajesz sobie sprawę, że miewasz tendencje do przesady, prawda, Syriuszu? – powiedział uśmiechając się ciepło i poluzowując własny krawat.

- I właśnie za to mnie kochasz! – rzucił Syriusz, znikając gdzieś w kuchni.

Remus wywrócił oczyma.

Po krótkiej serii huków i trzasków do salonu powrócił Syriusz z dwoma szklaneczkami Ognistej Whisky w dłoniach i szerokim uśmiechem na przystojnej twarzy. Włosy miał już rozczochrane, koszulę lekko wymiętą (i chyba poplamioną) i oczywiście podwinął rękawy.

Remus od dawna podejrzewał, że Syriusz musi znać jakieś zaklęcie powodujące natychmiastowe... hmm, wymiętoszenie. Bez użycia magii chyba nikomu nie udałoby się przejść od prawie perfekcyjnej mugolskiej elegancji do tego w tak zawrotnym tempie.

- Koniec ze świętami! – Syriusz wręczył Remusowi szklaneczkę i pociągnął go za sobą na kanapę.

- Myślałem, że lubisz święta...

- Och, oczywiście, że lubię! – powiedział Syriusz niecierpliwie, wychylając zawartość szklanki jednym haustem. – Ale nie lubię tego – dodał, wskazując brodą na porzucone na podłodze marynarkę i krawat i krzywiąc się przy tym malowniczo.

Remus zaśmiał się krótko i pokręcił głową.

- A Ty wciąż swoje, panie Black. Ktoś mógłby pomyśleć, że szlachectwo zobowiązuje...

- Właśnie – Syriusz niemal wypluł z siebie to słowo. – a ja nie chcę mieć ze szlachectwem absolutnie niczego wspólnego.

Ich spojrzenia na chwilę się spotkały. Remus odstawił na bok swoją pustą szklankę.

- Zresztą jestem już taaaaaaaki zmęczony – dodał Syriusz ziewając potężnie i rozpierając się na całej długości kanapy, z głową na remusowym podołku.

- Cóż, w takim razie należy ci się pochwała za sprawienie Lily przyjemności i zniesienie całych świąt w mugolskim garniturze. – Remus poklepał go po głowie jak psiaka.

- Tylko pochwała, Luniaczku?

- Niestety... – odpowiedział Remus niewinnie zdawkowym tonem. – Wielka szkoda, że jesteś taki zmęczony...

- Na pewno nie aż tak – odciął się Syriusz wyciągając rękę ku krawatowi, który Remus wciąż na sobie miał.