Prompty ze styczniowego kramiku (drabble dla tych, którzy komentują i odpowiadają na komentarze, plus dla znajomych drabble lub dłużej z tytułu 439 rocznicy podpisania Konfederacji Warszawskiej - 28 I 1573), do fandomu Avengers - już nie rozdrabniam na życzeniodawców, żeby nie spamować ffnetu. I nie psuć sobie stosunku komentarzy do fików. ; - )


Sonmi451, prompt superbohater w śniegu

Since we've no place to go

Śnieg pokrywał Nowy Jork, osiadał na czapeczkach mieszkańców, wieżach drapaczy chmur i lśniącej zbroi Iron Mana.

I natychmiast był wsysany do środka: ekologiczny system chłodzenia wykorzystywał warunki klimatyczne. Sam Tony wypróbowywał właśnie nowy gadżet – automatyczny miotacz śnieżek. Ze zbroi wyskakiwała mała „łapka", zbierała śnieg, ugniatała go w kulę i posyłała w kierunku namierzonego laserowym celownikiem celu. Czyli Pepper.

Zabawę przerwał im Jarvis.

— Dzwonią z TARCZY. Miał pan u nich być kwadrans temu.

Miliarder odkrzyknął:

— Powiedz, że jestem w środku ćwiczeń bojowych o znaczeniu strategicznym, których nie mogę przełożyć! — Uśmiechnął się do dziewczyny: — Kto wie, kiedy znowu się taki śnieg powtórzy?


Dla Pastisz, życzeniem było Loki i:
a) stara szafa
b) walka na śnieżki
c) piosenka nie dająca się wygonić z myśli

Stara szafa

Loki, małym Asem będąc, uwielbiał myszkować po zakamarkach pałacu. Szczególnie po bibliotece, ale inne miejsca również były interesujące. Choćby wielki pokój, starannie ukryty magią – musiał rozebrać trzy zaklęcia maskujące, nim w ogóle zobaczył drzwi – w którym, poza milionem szpargałów, już na pierwszy rzut oka czarnoksięskich, stała szafa.

Zwykła stara szafa. Loki, zaciekawiony, wszedł do środka i – poczuł, jak magia jeży mu włosy na głowie. Kiedy ponownie otworzył drzwi, nie był już w Asgardzie, ale jakimś zaśnieżonym świecie.

Przeszedł parędziesiąt kroków, rozglądając się zdumiony, i niemal kogoś przewrócił. Podniósł oczy, a „przepraszam" zastygło mu na ustach. Wpadł na elegancko ubranego fauna.


Wojna

Loki patrzył na płatki śniegu. Duże, ciężkie, mokre, kłapały, uderzając w szybę. Bóstwo, po ucieczce z Asgardu wypoczywające w Rosji, za nic nie przyznałoby się, że wspomina.

W dzieciństwie uwielbiał bitwy na śnieżki. Zimna nie czuł, magia pozwalała mu tworzyć w powietrzu kilka kul na raz, był niepokona...

Łup! Coś walnęło go w plecy. Obrócił się, zaskoczony, i dostrzegł dzieciaki, uciekające ze śmiechem od uchylonego – uwielbiał zapach zimy – okna.

Zgarnął śnieg z parapetu i posłał za łobuziakami, nie czując wściekłości, lecz dziecinną ekscytację. Odpowiedzieli ogniem... mokrym, zimnym, lodowym ogniem. Cóż, pomyślał Loki, kto powiedział, że przymusowy wypoczynek musi być nudny?


Muzyka jest jako morze

Loki chlubił się swoim wyrafinowaniem kulturalnym, także w zakresie muzyki. O Thorze zwykł mawiać z przekąsem, że najbardziej skomplikowanym utworem, jaki tamten trawi, bez zrozumienia, oczywiście, jest Peer Gynt Griega.

Nic dziwnego, że kiedy pewnego poranka zdał sobie sprawę, że nuci jakieś polskie disco polo, różniące się od innego tylko wykorzystaniem dubstepu (Polacy odwiedzający rosyjskie miasteczko puścili rzeczone „dla jaj), przeżył szok. Spróbował przestać. Melodia rozbrzmiewała mu w czaszce. W jej rytm brzdękały sztućce, w jej takt bił paznokciami po oparciach ciężkich foteli.

„Polscy czarnoksiężnicy przeklęli mnie za próbę podbicia świata" uznał. W panice przypominał sobie kolejne czary, zdobywał składniki – dzięki losom za ruską mafię! inaczej z kłem mamuta byłoby ciężko – warzył mikstury, o północy, nowiem, nagi w lesie chłeptał je łapczywie; na próżno!

Aż po paru tygodniach piosenka odeszła, tak zupełnie sama z siebie. Opadł na fotel i odetchnął – a wówczas z radia u sąsiadów popłynęło Call me maybe.