Chapter 1

Harry nie mógł spać. Bezszelestnie wyślizgnął się z pościeli, wyciągnął spod łóżka pelerynę niewidkę i pod jej osłoną wyszedł z dormitorium. W Pokoju Wspólnym nie było już nikogo o tej porze, dlatego mógł spokojnie wyjść na pusty korytarz. Wszędzie panowała (idealna) cisza przerywana tylko chrapaniem co niektórych portretów. Przemykał przez cienie, zmierzając do znanej już komnaty. Był to mały, przytulny pokoik z kominkiem, wystrzępionym dywanem i starymi, wyleniałymi meblami.

Skulił się w horrendalnym fotelu, różdżką zapalając jednocześnie ogień. Zostawiwszy pelerynę na oparciu kanapy, wtapiał się w miękką tapicerkę ubrany w wyciągnięty dres po Dudley'u. Przymknął oczy, zatapiając się w niespokojnych myślach. Skupił uwagę, na wspomnieniach w swoim umyśle. Przypominał sobie tembr głosu swojej miłości, przy wypowiadaniu jego imienia i poczuł dreszcz podniecenia. Nie ważne, że głos ten wypełniały obrzydzenie i pogarda, i jego oczy były zimne i pełne nienawiści. Jednak jego dłonie, tak ostrożnie obchodzące się z różnymi instrumentami, hipnotyzowały go nieodparcie, skłaniając do myślenia, jak by to było, czuć te dwa dzieła sztuki na swoim ciele, pieszczące go i trzymające delikatnie, jak coś szklanego.

Pozbył się zawadzających mu dresów, przesuwając dłońmi, po swoim ciele. Wyobrażał sobie, że to on go dotyka, to on pieści i przyprawia o dreszcze przyjemności. Czuł, że długo nie wytrzyma. Jęcząc cicho, delikatnie wsunął w siebie nawilżone palce i zaczął nimi poruszać rytmicznie. Odchylił w tył głowę, pojękując i ruszając delikatnie biodrami. Doszedł z jego imieniem na ustach.

Kiedy szum krwi w jego uszach trochę zmalał, dotarło do niego, co zrobił. Znowu. Skulił się w fotelu, nie mogąc powstrzymać łez. Był beznadziejny, był żałosny, był idiotą. Łkał cicho, nie mogąc przestać. Wiedział, że nikt go tu nie nakryje, nie zmieniało to jednak faktu, że wstydził się samego siebie.

„Jesteś żałosny. On cię nienawidzi, brzydzi się tobą"- mruknął do siebie, wycierając mokre policzki „Gdyby to widział, miałbyś tysiąc lat szlabanu, plus wiecznie słyszałbyś jak bardzo żałosnym i obrzydliwym jesteś" -pociągnął nosem, rozmazując łzy na twarzy.

Snape z zadowoleniem przemierzał puste korytarze Hogwartu. Nocne dyżury miały swoje plusy: mógł pomyśleć w spokoju nie będąc nękanym wrzaskami dzieciarni. Kiedy mijał jeden z wielu korytarzy mignęło mu coś. Cofnął się. Zza pewnych drzwi widać było wąski strumień światła. "Jakiś uczeń nie śpi " –wyszczerzył się do siebie i podkradł do drzwi. To, co zobaczył wewnątrz, przyprawiło go o przyjemny dreszcz. Chyba święta przyszły wcześniej, a tożsamość delikwenta była niczym wisienka na torcie. "Harry Potter" –zamruczał do siebie w myślach, ale zanim zdążył go przyłapać i dać mu tysiącletni szlaban, ujrzał ruchy chłopaka. Z niedowierzaniem patrzył na poczynania „Złotego Bachora", który właśnie w tamtym momencie zdecydował się ulżyć swojemu ciału. Jego ręka, jakby bezwiednie, wślizgnęła się w spodnie od dresu i zaczęła powoli się poruszać. Snape oblizał nagle suche usta, stwierdzając, że poczeka na dalszy przebieg wydarzeń. W końcu nie na co dzień da się zobaczyć „Wybrańca" w tak kłopotliwej sytuacji. Zbaraniał jednak, wybałuszając oczy na rozgrywającą się przed nim scenę. „Cholera" –pomyślał zszokowany- „Potter jest… seksowny…" –aż się przestraszył własnych myśli. Zadrżał, słysząc ten namiętny jęk, wydobywający się z czerwonych ust chłopaka. Czuł rosnące podniecenie, chociaż ewidentnie nie powinien cieszyć się sytuacją tego rodzaju. Zacisnął palce na framudze drzwi, widząc, że Potter zmienia pozycję. Teraz był doskonale wyeksponowany. Jego skóra lśniła w świetle ognia jak złoto, a rumieniec podniecenia sprawiał, że jego spodnie stały się zbyt ciasne i niewygodne. Ta deprawacja niewinności, jaką prezentował sobą Potter doprowadzała go do szaleństwa. Ale kiedy chłopak doszedł, jęcząc na głos „ Severus" zdębiał. Przełknął, czując rosnącą w gardle gulę. Przez chwilę myślał, że się przesłyszał, ale najwyraźniej nie, skoro bachor powtarzał jego imię jak mantrę, dysząc lekko. Nie zdążył powstrzymać słów, wychodzących z jego ust, kiedy chłopak zaczął płakać.

„Nieprawda, panie Potter"