Czas do szkoły
Kłęby dymu unosiły się nad peronem numer 9 i ¾. Ekspres do Hogwartu czekał już tylko na sygnał do odjazdu i uczniowie w pośpiechu wnosili swoje kufry do przedziałów. Wskazówki zegara za moment miały wskazać godzinę 11 i dla wielu dzieci przygoda z magią miała się rozpocząć po raz pierwszy.
Gwar rozmów, śmiechu i skrzeku zwierząt zamkniętych w klatkach mieszał się z odgłosem lokomotywy, która jakby ponaglała uczniów do zajmowania miejsc.
Wiele matek miało łzy w oczach. W końcu nie codziennie wyprawia się swoje dziecko po raz pierwszy do szkoły. Z tym problemem musiała sobie także poradzić kobieta o bujnych kasztanowych włosach i brązowych oczach. Jej szklany wzrok z miłością wpatrywał się w czarnowłosego chłopca, który dumnie kroczył w jej kierunku. Pochłonięta tym widokiem, dopiero po chwili zorientowała się, że ktoś do niej coś mówi.
- Musisz się tak mazgaić? - dźwięczny, głęboki głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Słucham?
- Wiesz, że nie lubię się powtarzać – tak, to był sam Severus Snape. - Mazgaisz się jakby znów zdechł ten przeklęty rudy sierściuch.
- Nie mazgaję się – odparła buntowniczo, na co mężczyzna prychnął lekceważąco i odparł:
- A co, oczy Ci się pocą?
Tego Hermiona już nie mogła podarować.
- Mógłbyś okazać trochę więcej uczuć, Severusie. Nasz syn pierwszy raz jedzie do Hogwartu jako uczeń. I nie przewracaj oczami bo... - niestety nie dane jej było dokończyć, gdyż przed rodzicami stanął chłopiec. Pani Snape tylko się uśmiechnęła. - Jesteś gotowy Connor?
Jedenastolatek gorliwie przytaknął.
- Nie martw się mamo. Wszystko zabrałem i wiem jak mam się zachowywać. Zresztą sama zobaczysz – uśmiech nie schodził z twarzy dziecka, które podniecone, co chwilę zerkało na ekspres do Hogwartu.
- Widzisz kobieto? Nasz syn znosi to lepiej od Ciebie – Snape nie mógł oprzeć się pokusie, by nie dogryźć swojej żonie. Nigdy się do tego nie przyznał, ale uwielbiał wdawać się z Hermioną w potyczki słowne, które przeważnie kończyły się sypialni.
- Policzę się z tobą w domu, Severusie Snape – odparła kobieta z uśmiechem, ale mężczyzna doskonale wiedział, że ten uśmiech to tylko pozory. Ponadto użyła jego imienia i nazwiska, a to nie wróżyło dobrze. Nie to, żeby Snape wierzył w jakieś wróżby, co to to nie.
- Oczywiście żono – powiedział mężczyzna zwracając się do Hermiony, po czym skupił swój wzrok na chłopcu. - Nie przejmuj się matką. Zawsze dramatyzuje.
Ta wypowiedź zaowocował uśmiechem ojca i syna oraz wściekłym spojrzeniem kobiety.
- A teraz idź już, bo ekspres odjedzie bez Ciebie – dodał Snape.
- To wtedy pojadę w wami – odparł Connor. - Przecież będziecie na uczcie...
- Oczywiście skarbie – przytaknęła Hermiona, a Snape dodał:
- Przecież nie może zabraknąć Mistrza Eliksirów i profesor Numerologii.
