Początek
Tacy podobni, myśli Roseamanelle Ouka Barsburg, otwierając szkatułę z biżuterią. Te same ostre, wyraziste rysy, te same lekko skośne oczy w oprawie długich ciemnych rzęs, różniące się jedynie barwą. Jasne, regularnie zarysowane brwi. Włosy, nieomal tak samo okalające twarze, choć różnej długości i w innym odcieniu bladego złota. Te same szczupłe dłonie o długich, smukłych palcach…
Podobni — nie jak kuzyni. Jak bracia.
A jednak…
Gdy Roseamanelle Ouka Barsburg pierwszy raz spotyka Shuriego Oaka, z początku jest zauroczona. Nic w tym zresztą dziwnego — to dzień jej piętnastych urodzin, a Shuri znakomicie prezentuje się w mundurze i ma oczy barwy akwamarynów. W sali balowej cesarskiego pałacu nie ma chyba panny, która nie powiodłaby za nim powłóczystym spojrzeniem — i podczas pierwszego wspólnego tańca cesarzówna naprawdę uważa się za wybrankę losu.
Iluzja pryska prędzej, niż mogłaby oczekiwać. Wprawdzie początek rozmowy nie zwiastuje jeszcze katastrofy, ale z czasem Ouka uświadamia sobie, że Shuri nie traktuje jej bynajmniej jak równorzędnej partnerki w dyskusji. Nie zależy mu, by odpowiadała, nie obchodzi go jej punkt widzenia; oczekuje tylko, by z podobnym jak on zachwytem wysłuchiwała wywodów, na jedyny temat, jaki wydaje się go interesować — jego własny.
Po niespełna godzinie cesarzówna ma już serdecznie dość swojego towarzysza. Shuri Oak każdą swą wypowiedź, nawet na najbardziej odległy temat, w jakiś niepojęty sposób potrafi sprowadzić do własnej osoby; zaś o wszystkich, którzy stoją choćby odrobinę niżej od niego, wypowiada się z lekceważeniem i pogardą. W błękitnych oczach nie odbija się nikt poza samym Shurim, który we własnej opinii jest najprzystojniejszy, najbardziej utalentowany i najbardziej godny przywilejów — podczas gdy według Ouki jest ledwie pustym, rozpieszczonym dzieciakiem, samolubnym, zarozumiałym i zapatrzonym w siebie. Nie ma w nim nic, co mogłoby jej imponować. Nic, co mogłoby ją pociągać…
Jeszcze tego samego wieczoru Shuri Oak zostaje ogłoszony jej narzeczonym.
Roseamanelle Ouka Barsburg nie może pogodzić się z faktem, że dokonano wyboru bez jej wiedzy.
Nie pytali o nic, przemyka przez głowę Ouce. Na chwilę unosi wzrok znad szkatuły, spogląda w lustro — jest ubrana w jasnoniebieską suknię. Nikt nigdy nie pytał mnie o zdanie…
Aż do jego przybycia.
Gdy Roseamanelle Ouka Barsburg po raz pierwszy spotyka Hakurena Oaka, początkowo jest pełna uprzedzeń. Nie ma się czemu dziwić — w jej pamięci wciąż żywe jest spotkanie z Shurim. Czemu ten cały Hakuren miałby różnić się od kuzyna? Wszak obaj pochodzą z tego samego rodu…
Przez pierwszych kilka dni wątpliwości wydają się wcale zasadne: Hakuren Oak sprawia na niej wrażenie cokolwiek wyniosłego i bardziej niż trochę próżnego. Stopniowo jednak lody zaczynają pękać i to szybciej, niż mogła przewidzieć. Hakuren zdaje się być całkowitym przeciwieństwem Shuriego: nie pyszni się, nie wywyższa, nie wyolbrzymia własnych zasług — ale też nie wdzięczy, nie narzuca, nie zabiega usilnie o jej względy, jak czyni to większość osób na cesarskim dworze. Jest sobą — i pozwala, by Ouka sama wyrobiła sobie opinię na jego temat. Ona zaś odkrywa, że nie potrafi go nie słuchać, gdy Hakuren zaczyna opowiadać o wszystkim, czego zawsze chciała się dowiedzieć… czego nigdy jej wiedzieć nie pozwalano. Hakuren Oak mówi o tym, co naprawdę ważne i choć jest tak niewiele od niej starszy, jego słowa przepełnia mądrość. Jest też pierwszą osobą, która naprawdę słucha, co cesarzówna ma do powiedzenia — i nie waha się jej skrytykować, jeśli trzeba; i pierwszą która odpowiada na jej pytania, wyczerpująco i szczerze. To dzięki niemu Ouka odnajduje swój cel i siły, by do niego dążyć.
Oczy Hakurena Oaka mają barwę ametystu i nie ma w nich cienia pogardy; jest za to głęboka chęć zrozumienia każdej żywej istoty. Hakuren pragnie przede wszystkim pomagać innym — i Ouka chce być taka jak on. Nie tylko dlatego, że jej imponuje — ale dlatego, by kiedyś móc go wesprzeć. Chciałaby jak najdłużej mieć go u swego boku…
Po dwóch tygodniach próby Hakuren Oak zostaje oficjalnie mianowany jej nauczycielem. Tym razem Roseamanelle Ouka Barsburg dziękuje losowi, że wybrano za nią.
Jak to możliwe?, myśli Ouka, jej palce przesuwają się po gładkich powierzchniach klejnotów. Naszyjnik z akwamarynów pasowałby idealnie. Tacy podobni — a przecież tak bardzo różni. Jak…
Jak ogień i woda. Piasek i skała. Zmierzch i świt.
Czerń — i biel. Oak — i Oak.
Idealna sprzeczność. Doskonałe przeciwieństwo — całkiem jak z traktatu o naturze rzeczy.
Jak to możliwe, że jest między nimi pokrewieństwo? Więzy krwi? Czy faktycznie mogą być kuzynami w pierwszej linii, jeżeli dzieli ich niemal wszystko — choćby nawet wygląd czynił z nich braci?
A skoro rzeczywiście tak jest — czemu kolejny raz zdecydowano za nią?
Akwamaryn i ametyst… Ha.
Roseamanelle Ouka Barsburg uśmiecha się lekko, pewnym ruchem wyjmuje ze szkatuły wybrany wisior, zapina na szyi. Jest następczynią tronu. Przyszłą cesarzową. Nie pozwoli dłużej, by ktokolwiek dokonywał wyboru w jej imieniu.
Pojedynczy, pięknie oszlifowany ametyst wyraźnie odcina się ciemnym fioletem od błękitu sukni.
To dopiero początek.
