Autor: earlgreymilktea

Zgoda: jest

Rating: za autorem

Oryginał: s/10667972/1/kenma-vs-trashcat


Does stray rhyme with rain

Kenma znajduje dachowca. Podczas ulewy. Tak to się wszystko zaczyna.

To dopiero czwartkowe popołudnie w środku długiego, nudnego tygodnia, z nieba deszcz niemiłosiernie leje się strumieniami, a Kenmie absolutnie się to nie podoba. Robi się jeszcze gorzej, kiedy po zakończeniu lekcji wyciąga wreszcie telefon i widzi, że zostało mu mniej niż dziesięć procent baterii.

- Ugh – jęczy, waląc głową o ławkę.

- Stary, co jest nie tak z Kenmą? – słyszy pytanie Yamamoto. Nie ma odpowiedzi, ale Kenma ma niejasne wrażenie, że ktoś po lewej wzrusza ramionami. Zakłada więc, że hałaśliwy chłopak rozmawia z Fukunagą, który odzywa się jeszcze rzadziej niż Kenma, kiedy ma zły dzień.

- Facet, co jest? – Yamamoto decyduje się na zignorowanie powiększającej się czarnej chmury otaczającej Kenmę i szturcha go w ramię. - Zajęcia się skończyły, chodźmy już.

- Ugh – Kenma, wstając, stęka ponownie. Patrzy z ukosa na swoich kolegów z drużyny, ale są już na tyle przyzwyczajeni do jego ponurego usposobienia, że nie reagują.

Fukunaga wykonuje rękami jakieś gesty, a Yamamoto wydaje z siebie dźwięk brzmiący jak skrzyżowanie zdychającej wiewiórki z rozzłoszczonym hipopotamem.

- Fakt, dzisiaj nie ma treningu. Co robimy?

- Ja wracam do domu – mamrocze Kenma, odchodząc ze spuszczoną głową.

- Co, z Kenmą nie ma zabawy – zawodzi Yamamoto, ale Kenma już jest w korytarzu.

Zastanawia się nad postacią, którą powinien dzisiaj ulepszyć, kiedy sięga do torby i czuje, jak pogarsza mu się humor. Zapomniał parasola. Chwyta swoje na wpół zafarbowane włosy, jęcząc z rozpaczy, co wywołuje dziwne spojrzenia od grupki przechodzących pierwszoklasistek. Kiedy dziewczyny odbiegają dalej, wzdycha i naciągaja na głowę kaptur. To najgorszy dzień w życiu.

Kilka minut później Kenma jest przemoczony do suchej nitki i wypruty ze wszelkiej motywacji. Mechanicznie wlecze się przez kałuże, a jedyną rzeczą zdolną go poruszyć jest myśl, że jego czarodziejka z trzydziestego ósmego poziomu może otrzymać nowe berło, jeżeli dzisiaj uda mu się pokonać bossa. Wyobraża sobie wszystkie rzeczy, które byłby w stanie odblokować, kiedy przez deszcz słyszy dziwny odgłos. Przystaje, obraca się w prawo i znowu go słyszy. Brzmi to podejrzanie jak miauczenie.

Kenma marszczy lekko brwi potrząsając głową, żeby deszcz nie wpadł mu do oczu. Jest bardzo przemoczony i okropnie zmarznięty i naprawdę, jedyne czego chce, to wrócić do domu i zabrać się za ostatni kawałek szarlotki, kiedy będzie siedział i rozprawiał się z iguano-podobnym bossem w wyższej części lochów. Jednak kiedy dźwięk się powtarza, wzdycha z rezygnacją. Ta jego cholerna słabość do kotów.

Cofa się i skręca w małą alejkę, kilka ulic przed jego domem, gdzie może się odrobinę schronić przed deszczem. Marszczy nos na widok sterty puszek i toreb ze śmieciami. Tu miauczenie jest głośniejsze. Podchodzi bliżej, odsuwa włosy z twarzy, chcąc zobaczyć kota. Przez chwilę nic nie widzi, gdy nagle, spod torby z Bóg-wie-czym i jakiejś tektury, czarne oczy napotykają jego własne.

Przez chwilę tylko odwzajemnia spojrzenie, nie mrugając. Kot jest czarny, jego całe futro jest zmierzwione. I albo to wina tego niedorzecznego deszczu, albo to jego wyobraźnia, ale Kenma mógłby przysiąc, że kot uśmiechał się do niego ironicznie. Kenma przykuca ostrożnie i wyciąga rękę.

- Chodź, kotku – mówi, patrząc na zwierzę. – Tobie też nie podoba się ten deszcz, prawda? Chodź ze mną, pójdziemy gdzieś, gdzie jest ciepło.

Kot gapi się na niego jeszcze przez chwilę, głowę ma przekrzywioną i delikatnie rusza ogonem. Znowu miauczy, a Kenma zastanawia się, czy się z niego nie śmieje. Wtem kot doskakuje do jego wyciągniętej ręki i Kenma marszczy brwi, kiedy kot uderza głową jego dłoń.

Kot robi to ponownie, a chłopak nie wie jak zareagować.

- Um. Czy ty... Czy, - Kenma kaszle, zastanawiając się, dlaczego tak trudno rozmawia mu się z kotem. – Chodź, – mówi, podejmując decyzję. Deszcz wciąż pada, a jego ubrania są przemoczone i te śmieci śmierdzą jak cholera, a on chce tylko wrócić do ciepłego domu. Podnosi kota i chowa go pod kurtką, zapinając zamek pomimo, że kot był trochę większy, niż przypuszczał. Zwierzę trochę się wierci, obijając się o jego klatkę piersiową, ale Kenma jest zbyt zajęty marszem w deszczu, żeby go poprawić.

- Dobra, przestań – mamrocze, kiedy wreszcie otwiera drzwi, a oni robią kałużę w przejściu. Wypuszcza kota, kiedy ściąga z siebie mokrą kurtkę. Kot ani drgnie. Po prostu gapi się na Kenmę w sposób, który na pewno nie jest u kotów normalny – no bo koty nie potrafią uśmiechać się szyderczo, prawda?

- Najpierw się rozgrzejmy – oznajmia kotu, idąc po schodach do łazienki. Rozbiera się i wskakuje pod prysznic, a po jego zmarzniętej skórze przechodzi dreszcz, od którego prawie potyka się na płytkach łazienki. Spłukuje szampon z włosów, kiedy zauważa kota wpełzającego pod gorącą wodę .– Czy ty nie powinieneś nie cierpieć wody? – pyta, ale zwierzę tylko się do niego uśmiecha, oczami wodząc wyżej. Kenma marszczy brwi i szybko się myje, zastanawiając się, dlaczego spojrzenie kota sprawiło, że poczuł się taki... obnażony. To znaczy, stoi nagi pod prysznicem, ale to bardziej... nieśmiałość. Jak kiedy próbuje wsiąść do pociągu w metrze i jest ogromny tłum i czuje jakby wszyscy się na niego gapili, ale-

Miau.

Kenma patrzy w dół. Kot szturcha go w nogę.

- Chcesz się umyć? – pyta, kucając. Kot spogląda na niego ciemnymi oczami i mruga. Kenma spełnia życzenie.

Kilka minut później i Kenma, i kot wychodzą spod prysznica. Kenma szuka jakichś ubrań, podczas gdy kot otrzepuje się z wody. (Kenma nigdy jeszcze nie spotkał kota, który chciałby brać prysznic). Kiedy wyciąga sweter, pyta na głos:

- Czy koty lubią szarlotkę?

Oczywiście nie oczekuje odpowiedzi i Kenma nie ma też zamiaru dzielić się swoją cenną szarlotką, więc kiedy nieznany, głęboki głos odpowiada na jego pytanie retoryczne, podskakuje i uderza głową o drzwi szafy.

- Celowałbym w grillowaną makrelę, ale hej, ty tu jesteś szefem – głos zaciąga leniwie słowa, jak gdyby w parze z tym szedł szyderczy uśmieszek.

Kenma odwraca się, powoli, z szeroko otwartymi oczami. I zamiera.

Mężczyzna. No, może nie mężczyzna, bardziej bardzo wysoki, całkiem wysportowany i na pewno nie cherlawy-jak-Kenma chłopak. Z absolutnie dziką, zmierzwioną fryzurą. I przeszywającymi, wyrachowanymi oczami, jak ten kot.

Oh, i jest nagi.

Bez zbędnych ceregieli Kenma ciska w stronę nieznajomego najbliższą rzeczą zdolną zadawać ból (czym okazuje się być jego PSP).


- Więc. Ty- Jesteś kotem.

- Dokładnie. Masz świetnego cela, tak przy okazji – nieznajomy, który przedstawił się jako Kuroo, pociera spokojnie czoło, chociaż nie bez drobnego skrzywienia. Na jego twarzy wciąż widnieje ten sam irytujący uśmieszek, a Kenma nie jest w stanie stwierdzić, o czym on myśli.

- Dzięki, jestem rozgrywającym – Kenma bierze kolejny kęs szarlotki, kiedy przygląda się – osobie? Kotu? Możliwemu wytworowi jego wyobraźni? - przed nim. Teraz, kiedy się uspokoił i uznał, że nieznajomy nie zamierza go skrzywdzić, Kenma dostrzega szczegóły, które sprawiają, że zaczyna zastanawiać się, czy rano nie zjadł czegoś niedobrego. Chłopak, który na pierwszy rzut oka wygląda na nastoletniego łobuza, ma kocie uszy wystające spomiędzy zmierzwionych czarnych włosów i merdający ogon, który nie przestaje rozpraszać Kenmy. Jego mózg, pomimo wszystkich gier wideo i anime, które oglądnął, najwyraźniej nie jest w stanie tego pojąć. Udało mu się znaleźć parę swetrów, które kupił dla niego ojciec w nadziei, że Kenma się do nich przekona i parę spodni, których ojciec nie pożałowałby Kuroo. Kuroo zaś zdołał sprawić, że cały ten kiepski miszmasz wyglądał naturalnie.

- Poważnie? Siatkówka brzmi fajnie.

- Nigdy nie grałeś? – Wtedy Kenma zastanawia się, dlaczego zadał to bezsensowne pytanie, bo a) pierwsze słowa Kuroo po oberwaniu w głowę PSP były wyjaśnieniem, że jest kocio-ludzką hybrydą, więc oczywiste, że najprawdopodobniej nigdy nie tknął piłki do siatkówki, i b) Kenma jest bystry, jeśli jego oceny miałyby cokolwiek znaczyć, i jest pewny, że powinien zadawać lepsze pytania.

- Mm, miałem inne priorytety, – mruczy Kuroo, siorbiąc głośnie swoje ramen z torebki .– Jak przeżycie.

Kenma zerka w dół na swoją szarlotkę. Decyduje się zadać najbardziej oczywiste pytanie

- Czemu... uh, jak ty... um. Istniejesz.

Kuroo wzrusza ramionami, zerkając na niego z ustami wykrzywionymi do góry w irytujący sposób .

- Eksperyment jakiegoś chorego skurwiela. Dokładnie nie pamiętam i mało mnie to obchodzi.

- Oh – Kenma nie wie, co ma z tą wiedzą zrobić. Cała sytuacja jest okropnie surrealistyczna, a on cieszy się, że jego rodzice pracują do późna, bo nie ma pojęcia, jak miałby nawet zacząć wyjaśniać całą sytuację. Znowu zerka na Kuroo – Wszystko... W porządku?

Chłopak po prostu się na niego gapi, aż Kenma jest zmuszony do ponownego odwrócenia wzroku. Jego uśmieszek znika na sekundę, po czym to miejsce zajmuje szczery uśmiech.

- Tak. To było trochę dawno temu. Od lat mieszkam na ulicy – Jego wargi unoszą się, a arogancka mina znowu pojawia się na twarzy. – Muszę przyznać, że całkiem nieźle sobie radziłem.

- Mm – Kenma kończy ciasto i wstaje, by umyć talerz. Nie przestało padać, a on nie porzucił jeszcze pomysłu dojścia jego czarodziejki do kolejnego poziomu, pomimo zmiany tematu przez kota. Odwraca się, by zapytać o coś – nie jest pewny, o co, kiedy zostaje przyciśnięty do zlewu, z silnymi ramionami po obu stronach, które skutecznie go tam więżą. Zdezorientowany, patrzy na twarz Kuroo.

Oczy Kuroo zwężają się, wpatrując się w niego w milczeniu. Kenma odwraca wzrok na jego ramię, ręce, brzydki sweter, na jego podbródek, wszędzie, tylko nie na te oczy, które zdają się wiedzieć co myśli. A nie myśli zbyt wiele, poza wow, koty są normalnie tak atrakcyjne?.

- Um – Kenma ryzykuje zerknięcie do góry. – Co.

Kuro gapi się na niego jeszcze przez sekundę, po czym macha ogonem i robi krok do tyłu, chichocząc,

- Jesteś taki bezbronny.

Kenmie rzednie mina. Mija chłopaka, kierując się z powrotem do góry. Nie wie, z czym Kuroo ma problem, ale cały dzień lało, a on po prostu chce pograć przed snem. Kotem może zając się jutro.

- Hej, gdzie ty idziesz? - słyszy Kuroo idącego za nim, a kroki starszego chłopaka są lekkie jak - haha - u kota. - Nie ignoruj mnie.

Kemna ignoruje go, wchodząc do pokoju i idąc prosto w stronę komputera. Ładuje system, kiedy Kuroo usadawia się na łóżku obok niego.

- Co robisz? - Kenma drga, kiedy logowanie przerywają leniwie cedzone słowa – Ej, nie ignoruj mnie. Jestem dla ciebie zbyt odlotowy – kiedy odpowiedzią na tę deklarację jest cisza, chłopak-kot przysuwa się bliżej – Daj spokój. Jestem, normalnie, najnowszym cudem świata. Kot. Człowiek. Wszystko, co najlepsze, nie?

Kenma wchodzi do świata gry, z łatwością poruszając się swoją postacią na ekranie. Świetnie wychodzi mu udawanie, że obok niego nie ma bardzo irytującej (i bardzo... rozpraszającej) osoby, rzucającej komentarzami o tym, jak „seksowna" jest czarodziejka (ale że co, to grupa pikseli), kiedy nagle czuje, że coś miękkiego i puszystego dotyka jego szyi. Wzdryga się, wciska zły przycisk, a jego czarodziejka robi coś przypominającego chicken dance.

- Co-

- Wow, czy ty masz łaskotki?

- Przestań- Kenma stara się odsunąć, nie odrywając wzroku z gry, ale efekt końcowy jest opłakany, kiedy przypadkowy troll z łatwością przechodzi po jego avatarze i zaczyna zabierać mu życie. Warczy z frustracji, kierując piorunujące spojrzenie na śmiejącego się Kuroo.

Kuroo wciąż się śmieje, a jego długi, czarny ogon tańczy w powietrzu.

- Jesteś dziwny.

- Co? - Kenma marszczy brwi.

- Jesteś dziwny – powtarza Kuroo, ocierając łzy z oczu. Prostuje się i pochyla do przodu, by popatrzeć na twarz Kenmy – Czy normalna osoba nie zaczęłaby teraz panikować? A ty mnie ignorujesz i grasz w tę swoja małą grę.

Młodszy chłopak rzuca mu spojrzenie spode łba.

- No i co z tego, że nie jestem normalny? – Spędził całe gimnazjum starając się wpasować, zanim zdecydował, że zabijanie i trenowanie Pokemonów było rzeczą o wiele bardziej pożyteczną i satysfakcjonującą. Nie jest mu potrzebny żaden przypadkowy kot, mówiący mu, że nie jest normalny. Sam wie to doskonale.

- Hej, nie mówiłem, że to źle – uśmieszek Kuroo już zniknął. Jego przenikliwe oczy są skupione na Kenmie, zamyślone, ale nieodgadnione. - Po prostu... Różnisz się od wszystkich, których znam, to wszystko. Dzięki.

- Hę?

- Za zabranie mnie tutaj i danie mi ubrań, i nakarmienie mnie, no i, ogólnie, nietraktowanie mnie jak potwora.

Kenma gapi się na Kuroo, który uśmiecha się do niego tak samo szczerze, jak uśmiechał się w kuchni na dole, kiedy zapytał się, czy wszystko było w porządku. Kenma łapie się na myśli, że to bardzo ładny uśmiech, zanim się otrząsa.

- Nie ma... za co – zerka z powrotem na ekran. – Mogę już grać w moją grę?

Kuroo śmieje się, a ciepły dźwięk wypełnia uszy Kenmy.

- Proszę bardzo.


Kilka godzin później, kiedy już pokonał bossa, Kenma przeciąga ręce nad głową. Deszcz wciąż pada, chociaż już mniej intensywnie. Jego rodzice wrócili do domu jakąś godzinę temu, ale zostawili go w spokoju po przywitaniu się. Kenma wzdycha i wyłącza ekran. Ma wrażenie, że o czymś zapomniał, kiedy wstaje i zbliża się do łóżka, ale nie pamięta o czym.

- Ał!

Przez chwilę trwają przepychanki i wbijanie łokci w twarz, a coś miękkiego drażni go w nos, zanim Kenma zostaje ponownie zepchnięty na podłogę, z włosami zasłaniającymi mu oczy. Zerka do góry, w ciemność, i widzi parę oczu lśniących w jego stronę.

- ...Kuroo.

- ...Zapomniałeś, że tu jestem?

- …Nie.

Kuroo wzdycha, przecierając dłonią oczy.

- Jasne, że tak. Wygrałeś grę? - sięga w dół, by podciągnąć młodszego chłopaka, a Kenma prawie wydaje z siebie żenujący pisk, zdziwiony, że tak łatwo jest go podnieść. Ramiona Kuroo nie tylko wyglądały na muskularne i apetycznieto poważna sprawa.

Kenma nie może uwierzyć, że to właśnie pomyślał.

- Tak – Kenma gapi się na swoje stopy, siedząc już na łóżku obok sennego Kuroo. - Um. Czy ty. Uh. – Nie wie, jak to ująć, ale Kuroo najwyraźniej łapie sens.

- Zostaję? No, tak zamierzam – Pomimo ciemności Kenmie wydaje się, że widzi arogancki uśmiech u drugiego chłopaka – Nie wyrzucisz chyba swojego gościa, co nie? W sensie, to ty mnie tu zabrałeś. I twoi rodzice tam są, prawda?

Kenma przygryza wargi. Jest trochę zmęczony i naprawdę nie chce bawić się z Kuroo w kotka i myszkę.

- Po prostu.. to jest moje łóżko.

- Wiem. Jest wygodne.

- ...Idę już spać?

- Okej. Branoc.

Kenma marszczy brwi, kiedy Kuroo po prostu wskakuje z powrotem pod pościel i chowa pod sobą ogon. Szturcha Kuroo w plecy.

- Kuroo.

- Kenma – jedno oko otwiera się ze zmęczeniem, by spojrzeć na rozgrywającego – Daj spokój, chyba nie jest ci głupio ze mną spać, co? Widziałem cię nago i takie tam. Zresztą ty też.

Kenma jest wdzięczny, że jest ciemno, bo jego twarz płonie. Zapomniał o tym. Kiedy wyrywa mu się ziewnięcie, podejmuje decyzję. Łapie za kołdrę i wsuwa się obok Kuroo, ciesząc się, że jest zbyt zmęczony na myślenie o czymkolwiek innym niż ciepło tutaj, kiedy się układa. Odwraca się plecami do Kuroo i zamyka oczy.

Odpływa w sen o najnowszym 3DS, kiedy czuje, że coś przyciska się do jego pleców, a coś innego obejmuje go w pasie. Wierci się, odwracając.

- Kuroo, co-

- Shh, jesteś ciepły.

Kenma marszczy brwi, myśląc, że to Kuroo jest ciepły - czy koty nie mają przypadkiem wyższej temperatury ciała? - ale dochodzi do niego zmęczenie po całym dniu i postanawia, że jutro zrobi coś w związku z bezczelnością Kuroo, bo owszem, jest ciepło.

To dziwne, bo zawsze myślał, że łóżko było na niego za duże i że jest na nim zbyt zimno, pomimo tylu poduszek i koców. Może to wina deszczu czy coś, ale właśnie teraz Kenma myśli, że jest idealne.


Jeżeli coś pomieszałam ze słownictwem ze świata gier, a takowe zapewne istnieje, to przepraszam, ale ostatnią grą w którą grałam na komputerze był Pacman w podstawówce, ja nie mam nawet Simsów XD To jest multichapter, kolejny rozdział za jakiś czas (ale postaram się sprężyć, obiecuję!), szczególnie że ostatnio internet działa trochę w kratkę :/

-blankets.