- Albusie, zdaje mi się, że z tym pieprzonym Potter'em coś jest nie tak. Gówniarz zachowuje się absurdalniej niż zwykle. Nie potrafię tego wyjaśnić. Stanowczo jednak zalecałbym wysłanie go do świętego Munga na oddział urazów magicznych. To połączenie z Czarnym Panem mu szkodzi. Widziałeś jak patrzy się na swoją sowę? Jakby była jedzeniem! Albusie czy Ty mnie słuchasz?
Starzec otrząsnął się z letargu, potarł lekko swoją brodę i skierował wzrok na Severusa. Twarz Mistrza Eliksirów wyrażała jedno wielkie oburzenie faktem, iż stary czarodziej bardziej interesuje się swoją brodą, niż swoim Złotym Chłopcem. Przecież zawsze się nim przejmował! A teraz? Nic! Zupełnie nic. Jakby rozmawiali o pogodzie a nie o zdrowiu tego Gryfona. Severus potarł skronie. Przez tą całą sytuację nabawił się migrenny. Cholerny Albus, cholerny Potter, cholerny ja!
- Dyrektorze, z chłopcem źle się dzieje – powiedział na spokojnie Snape, chociaż w środku wrzał ze wściekłości.
Starszy czarodziej wstał z krzesła. W tej chwili wyglądał jakby przybyło mu ze 100 lat. Powoli zbliżył się do młodszego kolegi. Ojcowskim gestem położył mu rękę na plecy, przyciągając go bliżej siebie. Stykali się biodrami. Krępujące, przebiegło przez myśl Severus'owi. Po chwili ciszy z ust Dumbeldora padło.
-Przesadzasz, mój drogi chłopcze.
Trzask drzwi był jedyną odpowiedzią jaką usłyszał.
