Są rzeczy i osoby, które nie dają nam spać po nocach. Nie pozwalają nam skupić się na niczym innym, zajmują wszystkie nasze myśli. Czujemy się wtedy jakby cały świat zależał tylko od nich. Leżąc w środku bezsennej nocy zastanawiamy się „co by było gdyby?", rozważamy różne wersje wydarzeń, zaprzątając sobie umysł jeszcze bardziej, lecz wszystko to dzieje się tylko na nasze własne życzenie.

Tak właśnie czuł się Kurt Hummel. Leżał na swoim dużym, przykrytym bordową narzutą łóżko, otoczony mnóstwem puszystych poduszek. Jego pokój był stosunkowo mały, lecz przytulny. Na prawo od łóżka umiejscowiona była toaletka, przed którą chłopak codziennie rano i wieczorem odbywał rytuał dbania o cerę. Obok niej znajdowało się ogromne okno, przez które Kurt miał prześliczny widok na ogród za domem i zachody słońca. Jedna ściana była cała zabudowana półkami, na których ustawione były przeróżne książki, płyty i figurki. Podłogę pokrywał gruby, puszysty dywan, w kolorze o ton ciemniejszym niż narzuta na łóżku.

Kurt westchnął głęboko i położył dłonie na brzuchu. Wpatrując się w sufit, zastanawiał się, co w tej chwili może robić Blaine. Czy już wrócił do domu? Odrabia zadanie domowe? A może je obiad? Ciekawe, co może mieć dzisiaj na obiad. Zachodzące słońce malowało pokój na piękne, ciepłe kolory, a odrobinki kurzu unosiły się powoli w powietrzu jak mali tancerze.

Taniec.

Bal.

Bal szkolny.

Kurt przewrócił się na brzuch, wydając z siebie dziwny dźwięk i chowając twarz w jednej z poduszek. Nie ruszał się przez chwilę, po czym podniósł głowę, spojrzał na telefon leżący na toaletce i rzucił się z powrotem na łóżko. Leżał tak przez moment, po czym wstał, wziął komórkę do ręki i odblokował klawiaturę przez rozsunięcie jej. Przyglądnął się zdjęciu ustawionemu na tapecie i uśmiechnął się pod nosem. Przedstawiała ona jego i Blaine'a. Ich twarze były blisko siebie, wesołe i roześmiane. Kurt dokładnie pamiętał, kiedy została zrobiona ta fotografia. Był to dość późny wieczór; on i drugi chłopak wracali z Breadstix do domu Andersonów. Po drodze śmiali się, rozmawiali i żartowali, kiedy nagle Blaine wyjął swój komórkę z kieszeni, przyciągnął Kurta blisko siebie, wyprostował rękę z aparatem i tak oto ich ulubione zdjęcie zostało zapisane w pamięci telefonu.

Odłożył telefon na stolik z hukiem i złapał się za głowę.

„Po prostu to zrób, Kurt. Tylko to powiedz" - zachęcał się w myślach.

Sam siebie nie rozumiał. Dlaczego Blaine miałby się nie zgodzić? W końcu byli parą. Naprawdę byli parą. Czasami trudno mu było uwierzyć we własne szczęście. Bał się mrugnąć, by nie okazało się, że gdy otworzy oczy, piękny sen dobiegnie końca. Bał się myśleć o przyszłości, snuć plany i wizje, by potem, kiedy wydarzenia nie pójdą po jego myśli, nie skończył z sercem w tysiącach kawałeczków. Bał się, że powie lub zrobi coś nie tak i uczucia Blaine'a wygasną tak szybko, jak szybko zapłonęły.

Chłopak powtarzał mu już wiele razy, że go kocha, że nie wyobraża sobie życia bez niego, zapewniał go o swoich uczuciach. Dlatego Kurt postanowił nareszcie dać coś od siebie. Chciał zaprosić Blaine'a na bal szkolny w McKinley High School.

Ale przerażała go wizja, że chłopak mógłby z jakichkolwiek powodów odmówić.


Następnego dnia tuż po zakończeniu lekcji, Kurt zamierzał zaciągnął Blaine'a do swojego domu. Jednym zwinnym ruchem zgarnął wszystkie książki z ławki i jako pierwszy wybiegł z klasy - wiedział, że chłopak będzie już czekał przy jego szafce. Gdy tylko czekoladowe oczy odnalazły Kurta w tłumie innych uczniów, na twarzy Blaine'a pojawił się szeroki uśmiech. Uniósł rękę do góry i zamachał radośnie. Kurt przyśpieszył tempo.

- Cześć! Jak ci minął dzień? - spytał na przywitanie brunet, łapiąc swojego chłopaka za rękę.

- Nijak. Dobrze. Nudno. Przeciętnie. Tęskniłem.

Blaine spojrzał na Kurta z rozczuleniem.

- Więc, dzisiaj jest piątek. Co chcesz robić? Kino? Park? Breadstix?

- Właściwie, to nic. Zastanawiałem się, czy dzisiaj nie moglibyśmy po prostu posiedzieć u mnie - Kurt wzruszył ramionami. Za plecami Blaine'a zauważył plakat informujący o szkolnym balu i poczuł uścisk w brzuchu.

Chłopak przekrzywił zabawnie głowę i uśmiechnął się lekko.

- Pewnie.

Trzymając się za ręce wyszli razem ze szkoły.


Kurt niecierpliwie manewrował kluczem, by nareszcie wycelować nim w zamek. Nie mógł otworzyć drzwi, trzęsły mu się ręce, denerwował się. Myśl o przygotowanej już płycie, spoczywającej w jego radiu i czekającej na włączenie, tylko napawała go strachem.

Tak, zamierzał zaśpiewać Blaine'owi. Uznał, że tak będzie najłatwiej. Trochę czasu zajęło mu wybranie piosenki, ale kiedy podjął ostateczną decyzję, wiedział, że ta będzie odpowiednia. Poczuł ciepły dotyk dłoni Blaine'a na jego własnej.

- Hej, spokojnie. - Chłopak bez trudu wsunął klucz w zamek, jednym ruchem przekręcił go i drzwi otworzyły się. Uśmiechnął się do Kurta z rozbawionym wyrazem twarzy, a brunet tylko zachichotał nerwowo.

Pierwszy wszedł do środka, Blaine ruszył za nim. Zrzuciwszy torby na podłogę w przedpokoju, ściągnęli kurtki, po czym skierowali się w stronę kuchni. Brunet usiadł przy stole, podpierając głowę dłonią, przeglądając wczorajszą gazetę i nucąc pod nosem. Kurt zajął się przygotowywaniem herbaty dla ich dwojga - nieco zmarzli po drodze do domu Hummelów. Poza cichą melodią wydobywającą się z ust chłopaka i odgłosem ogrzewającej się wody w całym domu panowała cisza. Oparł się tyłem o blat i westchnął lekko. Wstrząsnął głową, odganiając niepotrzebne myśli i dodając sobie odwagi.

- Blaine? - zaczął. Piękne, czekoladowe oczy podniosły się znad czasopisma.

- Tak? - spytał, czekając cierpliwie na ciąg dalszy.

- Ja... ch-chciałem... - odchrząknął. Unikał patrzenia na jego twarz, bo wtedy by przepadł. - Ostatnio dużo zastanawiałem się nad pewną sprawą i... - jego wzrok przesunął się powoli po pomieszczeniu, po czym spoczął na odtwarzaczu leżącym na szafce. Przygryzł wargę, rumieniąc się nieco. - Chciałem ci coś powiedzieć, coś ważnego, w sumie bardziej spytać. Czy może zaproponować - ojej, pal licho - pewną opcję, która mogłaby być dla nas ciekawym przedmiotem rozważań i myślę, że warto ją przemyśleć, tylko... - ciągnął dalej bez sensu.

- Kurt! - przerwał brunet. - Powiesz nareszcie, o co chodzi? - przypomniał, rozbawiony jego nieskładną paplaniną.

- Racja. Już do tego zmierzam. Więc, minęło już trochę czasu odkąd, no wiesz - wpatrywał się uparcie w podłogę - pocałowałeś mnie po raz pierwszy i zastanawiałem się, hm, czy może... - Podniósł wzrok i spojrzał Blaine'owi głęboko w oczy.

Nie kończąc mówić, ruszył w stronę odtwarzacza. Nacisnął przycisk i przez chwilę zdawało się, że cisza będzie trwała wiecznie. Lecz wtedy po pomieszczeniu rozlały się wesołe dźwięki piosenki. Kurt odwrócił się i ze zdziwieniem zauważył, że chłopak nie siedzi już przy stole - stał teraz bliżej, opierając się o blat niemalże w tym samym miejscu, gdzie wcześniej stał on sam. Miał rozmarzony wyraz twarzy - taki sam jak wtedy, na zawodach, przed występem. Lub kiedy Kurt śpiewał piosenkę po śmierci Pavarottiego. Albo przy „Don't cry for me Argentina" i podczas „Baby, it's cold outside". Oraz jak spotkali się pierwszy raz. Praktycznie rzecz biorąc nie było momentu, kiedy Blaine nie patrzył na niego tym wzrokiem. Tym rozmarzonym, jestem-zakochany-w-Kurcie-Hummelu wzrokiem.

Zaczął śpiewać; z jego ust wydobywały się wspaniałe dźwięki, wesoła, optymistyczna melodia i z tym momentem cały jego stres, wszystkie zmartwienia wydawały się bezsensowne. Czego się tak bał? W końcu kocha Blaine'a, a Blaine kocha jego. Nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.

My head is stuck in the clouds

She begs me to come down

Says "boy, quit foolin' around"

Uśmiechnął się szeroko, rozpoznając piosenkę. Kołysał się wesoło w obie strony i zaczął śpiewać, a Kurt przechadzał się beztrosko po kuchni.

I told her "I love the view from up here

The warm sun and wind in my ear

We'll watch the world from above

As it turns to the rhythm of love"

Ciągnął dalej, kiedy Kurt przyłączył się do niego, kontynuując swój taniec. Zbliżali się powoli do siebie. Blaine wyciągnął dłoń i złapał swojego chłopaka za rękę.

We may only have tonight

But till the morning sun you're mine, all mine

Play the music low and sway to the rhythm of love.

Blaine zamilkł, tak że znów Kurt grał pierwsze skrzypce.

My heart beats like a drum

A guitar string to the strum

A beautiful song to be sung.

Kurt chciał śpiewać dalej, ale kolejne linijki były wprost specjalnie napisane dla Blaine'a. Wciął się szybko w melodię i zaśpiewał, patrząc prosto w błękitne oczy Kurta.

She's got blue eyes deep like the sea

That roll back when she's laughing at me

She rises up like the tide

Chłopak zarumienił się, ponieważ słowa bardzo pasowały do jego opisu. Uśmiechnął się szeroko i dołączył:

The moment her lips meet mine.

We may only have tonight

But till the morning sun you're mine, all mine

Play the music low and sway to the rhythm of love.

When the moon is low

We can dance in slow motion

Blaine wyprostował rękę, nie puszczając dłoni Kurta, tak że chłopak odsunął się na kawałek, okręcił się szybko kilka razy i znów wylądował w ramionach bruneta. Oparł dłoń na jego klatce piersiowej, czując bicie jego serca. Kołysali się powoli w rytm muzyki.

And all your tears will subside

All your tears will dry.

And long after I've gone

You'll still be humming along

And I will keep you in my mind

The way you make love so fine

We may only have tonight

But till the morning sun you're mine, all mine

Play the music low and sway to the rhythm of love.

Kończąc śpiewanie ich wargi już prawie się dotykały. Melodia dobiegła końca i Kurt wiedział, że chłopak odnalazł ukryte w tekście piosenki zaproszenie. Złożył na jego ustach delikatny, lecz gorący pocałunek i oddalając się na najmniejszą możliwą odległość, wyszeptał:

- Oczywiście, że pójdę z tobą na bal szkolny.

Uśmiechnęli się lekko do siebie i ich usta znów się złączyły.