Prolog: Ranny, zaginiony
Ranny, zaginiony.
Gdyby państwo Crownguard mogli widzieć swoją córkę podczas tej rozmowy, zapewne byliby dumni z jej opanowania i nienagannych manier – wszak te ostatnie zawsze były dla nich najważniejsze.
(Maniery, Luxanno, pamiętaj o manierach, powtarzała pani matka tak często, że jej głos odzywał się w głowie Lux nawet gdy lady Crownguard była dziesiątki mil od niej.)
Nie wpadła więc w rozpacz. Nie zaczęła krzyczeć, zadawać pytań, nie straciła kontroli nad sobą, nie okazała gniewu, smutku albo niedowierzania.
- Wasza wysokość – powiedziała więc tylko, głosem równie chłodnym i opanowanym jak ten, którym Jarvan poinformował ją, że Garen, Potęga Demacji jest…
…ranny, zaginiony.
Brzmiało to lepiej niż martwy. Pozwalało zachować jeszcze jakiś blady cień nadziei. Dopóki oczywiście nie spojrzało się w oczy następcy tronu, o których mawiano, że wciąż wpatrzone są w coś nieskończenie dalekiego. Teraz ich wyraz był…
…inny.
- Prawdopodobnie został zaatakowany przez zabójców z Noxus.
Lux milczy – nie przerywa się książętom (maniery, Luxanno, pamiętaj o manierach!). Stoi sztywno wyprostowana, kontroluje każdy oddech, każdy mięsień twarzy i nie mówi niczego, choć chciałaby krzyczeć, że wie, że to oczywiste, kto inny mógłby pragnąć śmierci jej brata, kto inny mógłby dorównać w walce Potędze Demacii, jeśli nie noxiański zabójca.
- Luxanno… - mówi Jarvan i tym razem w jego zazwyczaj chłodnym głosie słychać coś jeszcze, jakiś ślad uczuć. Nie patrzy poprzez Lux na coś dalekiego, coś, co może dostrzec tylko on, a na nią, nie jest dla niego przezroczysta, jak wszystko i wszyscy. I ten wzrok sprawia, że tak bardzo, bardzo chciałaby użyć swojej mocy, stać się naprawdę niewidzialną. – Znajdziemy winowajców. A jeśli on żyje, odbijemy go. Nie zostawię Garena.
Ranny, zaginiony.
- Dziękuję, wasza wysokość – odpowiada i tak, czuje trochę wdzięczności, nie za deklarację pomocy (czy Garen nie rzucił się do walki by go ocalić, czy omal nie zginął, przerywając egzekucję księcia?), lecz dlatego, że Jarvan powiedział jeśli, nie próbuje jej oszukiwać ani ofiarować fałszywych słów pocieszenia. – Czy mogę się oddalić?
- Gdybyś czegoś potrzebowała, wiesz gdzie mnie szukać.
- Oczywiście, wasza wysokość.
Ona wie, gdzie go znaleźć. On wie, że i tak nie przyjdzie ani po pomoc, ani po pocieszenie, nie do niego, nigdy do niego. Są jednak słowa, które należy wypowiedzieć, uprzejmości, jakie trzeba wymienić, bo pochodzą ze szlachetnych rodów Demacii i oboje w takich sytuacjach pamiętają o manierach. Dlatego dziewczyna skłania głowę przed Jarvanem, przed swoim księciem i opuszcza jego komnatę, jakby wcale nie miała wrażenia, że coś rozrywa ją od środka. Jest Luxanną Crownguard, światłem swego ludu, dumą rodziny, bywalczynią wielu balów, przyjęć, audiencji i wie, zawsze wie, jak należy się zachować.
Ale jest też Lux, Panią Jasności, która stoczyła niezliczoną ilość walk w League, która wkradła się do kwater głównych noxiańskiego dowództwa. I dobrze wie, jak niewielu jest szermierzy zdolnych dorównać jej bratu, potrafiących go zaskoczyć. Kiedyś, gdy była małą dziewczynką, nie wierzyła, że ktokolwiek potrafiłby stawić czoła Garenowi – ale wszyscy muszą dorosnąć, nawet małe, radosne blondyneczki i teraz doskonale zna słabość swego brata.
Ranny, zaginiony.
To przeczy wszystkim zasadom Instytutu, bezwzględnie zakazujących jakichkolwiek potyczek na jego terenach, oczywiście poza tymi rozgrywającymi się na arenie. Ci, którzy je złamią (dadzą się przyłapać na ich łamaniu) tracą status, zostają natychmiast wyrzuceni, okrywają się hańbą. Ale ktoś przecież łamie je wszystkie, jedną po drugiej i sprawia, że przestają być ważne, że znaczenie samego Instytutu spada i może niedługo przestanie być potrzebny, bo bohaterowie League nie są już bezpieczni, padają jak muchy. A Lux ten jeden raz chce być po prostu siostrą, nie córką Crownguardów, magiem Demacii.
To nic trudnego. Nic trudnego, bo jest przecież cudownym dzieckiem. Bo umie znikać. Bo światło pozostaje posłuszne jej woli. Bo armia szkoliła ją na szpiega. Poza rozgrywkami magia Lux nie podlega żadnym restrykcjom i dostanie się niepostrzeżenie do kwater zajmowanych przez noxiańskich bohaterów nie dostarcza jej trudności.
- Kto tutaj jest?
Klatka zamyka się, ledwo przebrzmią słowa. Odpowiedź na pytanie (…skąd wiedziała? Czy to ten słynny instynkty zabójczyni?) jest już jasna. Jasna jak… światło.
- Crownguard! Wypuść mnie stąd albo przysięgam, że posiekam cię na kawałki!
Katarina Du Couteau klnie.
Lux przypatruje się jej w milczeniu.
