„Sny"
Część 1
Hogwart zawsze był miejscem, w którym wiele się działo, a plotki roznosiły się po szkole w tempie błyskawicznym. Prorok Codzienny również szybko dowiadywał się wielu rzeczy „z życia szkoły", jak zatytułowano nową rubrykę w gazecie. Dlatego nikogo nie zdziwiło, kiedy Hermiona, wściekła jak osa, rzuciła gazetą o stół.
– Zabiję babę! – ryknęła na Wielką Salę, nie przejmując się tym, że nagle wszyscy spojrzeli na nią, wszelkie rozmowy ucichły, a ludzie zamarli. – Jeśli Skeeter jeszcze raz napisze taką bzdurę, zamorduję ją tak, jak stoję! – Usłyszeli chichot dyrektora i równoczesne prychnięcia McGonagall oraz Snape'a.
– O co chodzi tym razem? – spytała Lavender, patrząc na nią błyszczącymi oczyma.
– Jak dowiedział się nasz korespondent, Rita Skeeter, panna Granger została ostatnio widziana w towarzystwie pana Smitha. Patrzyli sobie w oczy, a sądząc z wypieków na jej twarzy, można dojść do wniosku, że właśnie była świeżo po pocałunku. W ten sam dzień jednak przechadzała się po Hogsmeade, przytulając się do pana Pottera. Jestem ciekawa, czy panowie wiedzą o sobie… – Aż się gotowała ze złości. Na Zachariasza Smitha wpadła na Głównej w Hogsmeade, a potem się posprzeczali. Wtedy czerwieniła się ze złości, a patrzyła mu w oczy, bo mierzyli się na spojrzenia. Potem z Harrym przytulali się, owszem, ale to było dla zabawy, był jej przyjacielem, do cholery! Miała prawo się do niego przytulać. W końcu Harry chodził z Luną, o co inne dziewczyny były zazdrosne.
– Nie przejmuj się, Hermiono – rzekł Harry, zajadając tost. – Po prostu jej się nudzi, już nie ma o czym pisać…
Dziewczyna spojrzała zamyślonym wzrokiem na stół nauczycielski. Opiekunka Gryffindoru rozmawiała z Dyrektorem, który uśmiechał się uprzejmie. Do ich rozmowy wtrącił się również Opiekun Slytherinu. Gestykulował żywiołowo, co jakiś czas wskazując na stół Gryfonów. Widocznie coś, co powiedział, obruszyło Minerwę, bo spurpurowiała i zaczęła go strofować. Ten nagle jej przerwał, aż wreszcie Dumbledore przerwał ich fascynującą rozmowę machnięciem ręki.
Wtedy oczy Snape'a spotkały się z jej. Poczuła, że robi się jej gorąco, krew uderza do głowy. Twarz jej płonęła, więc spuściła wzrok na swój talerz. Zaczęła kroić tost, a potem jeść, by jakoś nie zwracać na profesora uwagi.
Ginny zauważyła jej reakcję. Dyskretnie poklepała ją po udzie, żeby zwrócić na siebie uwagę Hermiony. Nachyliła się do przyjaciółki.
– Od jak dawna? – szepnęła.
– Niedawna. – Hermiona wzruszyła ramionami. – Pamiętasz tę historyjkę Harry'ego o lekcji eliksirów, na której Neville tak spartolił swój wywar, że ten pozbawił Snape'a szat i koszuli? – Zarumieniła się. – Był w samych spodniach. No i butach, ale to oczywiste.
Ginewra zaśmiała się.
– Nie mów, proszę, oszczędź szczegółów.
– Ha. Ha. Ha. – Hermiona spojrzała na nią podejrzliwie. – Czy mi się wydaje, czy naprawdę zerkasz w kierunku, w którym mi się wydaje, że zerkasz?
Ginny spojrzała na przyjaciółkę spode łba.
– Naprawdę etatowa Wiem-To-Wszystko – burknęła.
– Dzięki – wyszczerzyła się druga dziewczyna. – Ale na serio? Gin, błagam, Zabini i Malfoy? No nie, coś tu…
– Powiedziała Hermiona Granger, zabujana w Mistrzu Eliksirów, byłym Ślizgonie – rzuciła złośliwie Weasley.
– Zamknij się! – ofuknęła ją Hermiona.
Na szczęście nikt tego nie usłyszał, więc mogły dalej rozmawiać o „Ślizgonach i ich seksownych tyłkach", jak to określała Ginewra. Granger wtedy się obruszała i fukała, że tak nie wypada mówić. Lepiej jest powiedzieć „Ślizgońscy przystojni mężczyźni" niż „Ślizgoni i ich seksowne tyłki". Lecz Ginny przewracała oczami i dalej mówiła po swojemu.
Śniadanie niemal minęło, kiedy Hermiona spytała się Harry'ego:
– A jak się ma Ron? Jeszcze nie wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego?
– Ma wyjść dziś wieczorem lub jutro rano. Pani Pomfrey go poskładała jak trzeba.
Otóż miesiąc temu, w październiku, podczas treningu Qudditcha Ron próbował obronić przed jednym z rzutów Ginny, ale mu się to niezbyt udało. Zrobił tak zwany zwis leniwca, ale miał śliską dłoń, więc zleciał z wysokości około trzydziestu metrów i byłby się rozwalił, ale Harry, Hermiona i Ginny rzucili zaklęcie łagodzące upadek. I tak nieźle się potłukł, do tego stracił na trzy tygodnie przytomność. Z początku Granger zamartwiała się jego stanem, był jej dawnym chłopakiem, wciąż czuła jakiś płomyk, kiedy patrzyła na niego i Parvati, ale ta lekcja ze Snapem odmieniła jej punkt widzenia. Teraz widziała w Ronie brata, nie był taki, jak Mistrz Eliksirów. No i Severus – tylko w myślach pozwalała sobie na nazywanie go tak ku własnej uciesze, pewnego rodzaju fetyszowi – był inteligentny, a Ronald inteligencją nie grzeszył.
Teraz szła wraz z Harrym na zielarstwo, za nimi dreptały Lavender i Parvati. Ginny i Luna miały razem eliksiry.
Poszli do szklarni numer siedem. Profesor Sprout hodowała tu rośliny służące do leczenia, będące głównymi składnikami na bazę eliksirów leczniczych i Veristaserum, lecz były one niezwykle trudne w utrzymaniu. Dziś mieli się zająć dorosłymi mandragorami. Musieli rzucić na siebie zaklęcia ogłuszające. Hermiona stanęła przed Nevillem nim ten uniósł różdżkę.
– Ja to zrobię, Neville – mruknęła.
Lekcja zleciał im dość szybko na przesadzaniu oraz pielęgnowaniu mandragor. Na koniec mieli napisać wypracowanie o każdym stadium ich życia i właściwościach. Musieli przy okazji sobie przypomnieć materiał z drugiej klasy, kiedy mieli małe mandragory. Było to pięć lat temu, więc dla niektórych to było po prostu zadanie niewykonalne.
Po zielarstwie poszli na eliksiry – Harry cudem się na nie dostał. Zajęli miejsca, przyszedł Malfoy, Zabini, Nott, Smith, McMillan i na tym lista się kończyła. Hermiona była jedyną dziewczyną w całej klasie.
Snape wparował do klasy w blasku – choć bardziej odpowiednie porównanie to „w mroku" – swojej glorii i natychmiast machnął różdżką. Instrukcje pojawiły się na tablicy, sam profesor stanął przodem do nich, zakładając ręce na piersi. Spojrzał po ich twarzach, a na jego nie drgnął żaden mięsień. Nawet wtedy, gdy spojrzał na Pottera.
– Dziś, jak sami zauważyliście, warzycie eliksir zapobiegający krzepnięciu krwi w organizmie. Trudny, leczniczy eliksir. Czy poda mi ktoś powód, dlaczego w jego składzie są pijawki? – Ręka Hermiony wystrzeliła w powietrze. Mistrz Eliksirów uśmiechnął się drwiąco. – Jak zwykle nikt, a niby z SUMa z eliksirów dostali po Wybitnym – zakpił.
– Ja wiem! – szepnęła do siebie Hermiona, starając się zwrócić jego uwagę.
– Granger! Wszyscy wiedzą, że ty wiesz! – warknął (jak usłyszał jej komentarz?). – Wiem-To-Wszystko, za twoje zarozumialstwo Gryffindor stracił właśnie dziesięć punktów.
– Ale pan pytał, no to chcę odpowiedzieć! – zdenerwowała się dziewczyna.
– Granger, opanuj się! Zapominasz, z kim rozmawiasz! – wysyczał.
– Bardzo dobrze to wiem – warknęła, wstając. Zlustrowała go wzrokiem – nie, ona go pożerała – i zmusiła się do pogardliwego prychnięcia. – Rozmawiam z mężczyzną, który jest tak dumny, iż nie może przyjąć do wiadomości, że ktoś oprócz niego jest inteligentny.
Nim Snape zdążył się pozbierać, ona zebrała swoje rzeczy i wyszła, trzaskając drzwiami.
– Zaczekajcie tu! – zagrzmiał, a potem, wściekły, wybiegł z klasy za krnąbrną uczennicą. Złapał ją w połowie drogi do wyjścia z lochów. – Stój, Granger! – huknął.
– Zmuś mnie! – odwarknęła mu, idąc dalej.
To zdanie, tak krnąbrne, tak trafiające w jego płomyczek wściekłości, rozpaliło gigantyczny ogień. Drugi raz w swoim życiu, upokorzony – nie bała się go, to było upokorzenie, zranienie jego dumy – warknął słowa, które będą go prześladować pewnie do końca świata, ale teraz się z tym nie liczył:
– Stój, ty nędzna szlamo! – Samo mu się wymknęło. Kiedy się zorientował, przybrał chłodną maskę, ale zdziwiła go reakcja Granger. Lily się popłakała, a ona…
– TY TŁUSTOWŁOSY DUPKU! – Skierowała przeciw niemu różdżkę, lecz chwilę później się opanowała. Jej oczy pozostały spokojne. Podeszła do niego powoli, niemal ze strachem. Wtedy usłyszał „plask!" i poczuł piekący ból w policzku. – Żegnam – dodała na koniec Hermiona, odwróciła się na pięcie i poszła.
Zamurowało go. Jeszcze nikt – NIKT! – nie wyszedł z jego lekcji; nie odwarknął się mu po zostaniu przez niego Śmierciożercą; nie dał mu w twarz, uprzednio opuściwszy różdżkę. Później sobie z nią porozmawia, teraz musiał wrócić na lekcje… Zaraz, ma czerwony policzek, nie może wrócić w takim stanie. Mruknął szybko zaklęcie chłodzące, jego skóra znów była blada.
Wrócił do klasy, powiewając groźnie swoimi szatami. Szepty natychmiast ucichły, a on kazał im przygotowywać dalej swoje eliksiry.
Rozmyślał o Granger. Była ognista, niewątpliwie gryfońska, lecz jednocześnie taka po ślizgońsku chłodna i opanowana. Jeśli miałaby coś z Krukonów, to ich inteligencję, chociaż wątpliwą, porównując z nią. Musiał przyznać, że kiedy się wykłócała, a jej całkiem pokaźny biust falował, jedynie lata praktyki pozwalały mu oderwać od tego wzrok i patrzeć jej w oczy. Do tego biodra, którymi… Snape, czy ciebie nie pogięło? – spytał sam siebie.
W tym samym czasie w pokoju Prefekt Naczelnej siedziała dziewczyna z nogami podciągniętymi do siebie, wypłakując się sobie w kolana. Wcześniej łzy po prostu powstrzymała, ale teraz już nie potrafiła.
Jak on mógł? Jak on… Załkała. Wiedział, że to mnie zrani. Wiedział, że… Szloch wstrząsał jej ciałem. Jakim prawem nazwał mnie szlamą? Sam jest jedynie półkrwi! Ugh, zabiję go! – warknęła w myślach, natychmiast odzyskując spokój. Furia zalała jej ciało. Możesz sobie występować w moich snach, Snape, ale ci tego nie daruję!
Dzisiejszy dzień przeleżała w łóżku, nie będąc w stanie iść na lekcje. Bała się, że wtedy zeszłaby do lochów i zamordowała Snape'a z zimną krwią.
Wieczorem, kiedy kładła się spać, wyciągnęła spod poduszki zdjęcie jej, Harry'ego, Rona i Ginny. W tle był Hogwart i Snape, który karał uczniów. Zaśmiała się. Lepszego tła wybrać nie mogli.
Odłożyła pamiątkę na jej miejsce pod poduszką, a potem poszła spać.
Snape spojrzał na nią błyszczącymi, czarnymi oczyma, w których ona sama tonęła. Była mocno podniecona, nie chciała, żeby dłużej się ociągał. Jednak on powoli, leniwie pocałował ją w usta. Jęknęła, sięgnęła do jego szaty, lecz odepchnął jej ręce. Wsunął swój język do jej ust, drażnił podniebienie. Stęknęła, oddając pocałunek. Przycisnął jej głowę mocniej do siebie, napierając na jej ciało. Za plecami miała regał zawalony książkami.
Jego wyczuwalna erekcja wbijała się jej w podbrzusze, dotykała bioder. A ona bezwstydnie ocierała się o niego. Powoli zszedł ustami na jej szyję, zaczął ją przygryzać, zostawiając ślady po ugryzieniach. Na złączeniu szyi z ramieniem zostawił jej bardzo wyraźną malinkę. Zassała powietrze, kiedy przyjemność przechodziła jej ciało falami. Jej prawa ręka gładziła kark mężczyzny, lewą wykorzystała do wplątania się w jego włosy. Czarne kosmyki były miękkie jak jedwab i wcale nie tłuste – musiały jedynie sprawiać takie wrażenie, bo były po prostu mokre.
Zamruczała głośno, kiedy jego męskość otarła się o jej żar. Powoli pozbył się jej szaty i krawata. Pozwolił temu opaść na ziemię, po czym zaczął odpinanie guzików jej białej koszuli. Odpiął cztery, kiedy Hermiona nie wytrzymała i chciała zacząć zrywać z niego jego szaty. Powstrzymał ją jedną ręką, drugą gładząc szyję, a potem pierś. Przez materiał stanika oraz koszulki czuł jej naprężony sutek.
Odpiął resztę guzików, odrzucił koszulkę za siebie. Miała na sobie jedynie bieliznę i spódniczkę. Przepisowa była do kolan, ale dziewczyna skróciła ją zaklęciem do połowy ud. Sięgnął do zapięcia stanika, odpiął je. Pozwolił Hermionie zrzucić biustonosz na podłogę. Warknął, patrząc na jej spore piersi. Jego usta natychmiast zacisnęły się na jednym z sutków, a ona jęknęła długo. Rękoma sięgnął pod jej spódniczkę, ściągnął mokre figi. Zarumieniła się uroczo, kiedy musnął jej kobiecość. Czując przyjemność w zawstydzaniu jej, delikatnie ją pogładził. Rumieniec Hermiony przybrał na sile.
Miał ściągnąć jej spódnicę, ale ona była szybsza – pozbawiła Severusa szaty, pozwalając jej opaść miękko u jego stóp. Zabrała się za spodnie, choć ręce trzęsły się jej z podekscytowania. Była dziewicą, ale naczytała się tylu książek, że miała pewnie większe doświadczenie od Lavender, Parvati i Ginewry razem wziętych. Kiedy jego członek został uwolniony, pogładziła go, powoli ruszała dłonią po całej jego długości. Oddech Snape'a przyspieszył. Musiał oprzeć się oboma dłońmi o książki stojące na regale, ponieważ czuł, że inaczej upadnie i umrze od jej dotyku.
Spojrzała mu w oczy, uśmiechnęła się uroczo. Błyskawicznym ruchem różdżki uczynił ich nagimi do końca, a potem odrzucił ją w kierunku – jak mu się wydawało – kanapy. Podniósł dziewczynę zdecydowanym ruchem, by ta owinęła się mu nogami w pasie. Oparł ją plecami o regał, a jego domagający się uwagi penis przyciskał się główką do jej wejścia. Zajęczała, szepcząc coś w rodzaju: „Zrób to, proszę!". I powoli wprowadził swój członek do jej pochwy.
Rozerwał jej błonę dziewiczą, czuł to, a Hermiona cicho zapłakała, lecz po chwili przerodziło się to w jęk rozkoszy. Dyszała mu w ramię, opierając się o nie czołem. Podniósł ręką jej twarz do pocałunku, a jego lędźwie same poruszały się w odpowiednim rytmie i tempie. Wykonywał ruchy frykcyjne podświadomie, niezależnie od reszty ciała, jakby jego biodra zyskały własny mózg. Dziewczyna, całując go i drażniąc jego język swoim, stękała i jęczała co chwila.
Wreszcie doszła, drapiąc jego plecy i krzycząc:
– Severusss…! – Opadła na jego ramię.
On również doszedł; orgazm falami przeszedł po jego ciele, kiedy całował jej gładką szyję oraz gładził urocze gniazdko na głowie Hermiony. On też krzyczał jej imię.
– Hermiona! Och, tak! – Jego przyjemność była równa jej i odwrotnie.
Uśmiechnęli się do siebie czarująco – Hermiona zalotnie, a Severus jak to tylko mężczyzna potrafi.
Ich twarze rozpadły się, jakby ktoś rozwalił garść piachu ręką.
Hermiona usiadła gwałtownie na łóżku. Była mokra od potu i czuła gorąco między nogami. Jej ciało reagowało tak, jakby była podniecona. Wygładziła piżamę na piersiach, czując stojące, wrażliwe na dotyk sutki. Syknęła cicho z przypadkowej przyjemności. Na ustach czuła pocałunki, na całym ciele dłonie. Przełknęła ślinę, kiedy przygładzała włosy. Wyraźnie czuła, że ktoś je za nie ciągnął, skóra na głowie lekko ją bolała, jakby ktoś próbował jej wyrwać te włosy.
Wstała, podeszła do lusterka wiszącego w pokoju. Ze zdumieniem pomieszanym z przerażeniem odkryła, że jej szyję zdobią ślady po ugryzieniach i – o zgrozo! – malinka.
Severus ocknął się w środku nocy z pełną erekcją i mokrymi spodniami. Puścił taką wiązankę przekleństw i wyzwisk skierowanych do Merlin wie kogo, że sam Irytek mógł się schować. Niechętnie zwlekł się z łóżka, choć dałby głowę sobie uciąć, że jeszcze czuł pocałunki na swoich ustach i szyi, rękę zanurzającą się w jego włosy oraz kobiece ciepło otulające jego członek.
Różdżką wyczyścił spodnie, za to ściągnął koszulę. Na plecach czuł dziwne pieczenie, więc stanął tyłem do lustra i spróbował odwrócić głowę, by się im przyjrzeć. Aż rozdziawił usta ze zdumienia (co raczej nie było za częstym widokiem) – jego plecy pokryte było drobnymi rankami oraz śladami kobiecych paznokci.
Następnego dnia dwójka czarodziei spotkała się pod Wielką Salą. Kiedy tylko się zauważyli, Hermiona spłonęła rumieńcem, a Snape spuścił wzrok. Obydwojgu nie umknęła reakcja tego drugiego, więc podeszli do siebie.
– Co się stało, panie profesorze? – spytała Hermiona w tym samym czasie, w którym Mistrz Eliksirów warknął:
– Co się stało, Granger? Rumienisz się!
– Ale odkrycie – mruknęła. Zapomniała o złości na niego, o ścianki jej umysłu obijał się wczorajszy sen. Do rana nie mogła zasnąć, próbując go sobie przypomnieć. A kiedy już sobie przypomniała, nie mogła zasnąć, odtwarzając go co chwilę. – Rumieńce to jedna z naturalnych reakcji na zimno, na przykład.
– Tu raczej nie jest zimno – zauważył, mrużąc złośliwie oczy. Czerwień na jej policzkach pogłębiła się. Severus dziękował wszystkiemu za to, że jest zdolnym aktorem. Do piątej rano leżał i rozmyślał o tym, o czym śnił. Co mogło spowodować tę reakcję? – pytał się wtedy. A kiedy zyskał odpowiedź, czuł chorą przyjemność z tego, że w śnie kochał się z Hermioną. W tamtych chwilach to nie była Granger, choć była to jedynie mara senna.
– Profesorze? – usłyszał.
Zamrugał.
– Coś mówiłaś, Granger?
– Tak. – Skinęła głową. – Wybaczam panu szlamę – rzekła cicho. – Mnie też poniosło, przepraszam. – Spojrzała na niego błagalnie.
Przeklęta męskość Snape'a dała się złapać na tę słodką minkę i teraz wołała o jej uwagę, najwidoczniej również pamiętając sen. Severus okrył się obszernymi szatami.
– Wybaczam ci, Gr… Hermiono – westchnął. Jej oczy zrobiły się wielkie jak galeony. – Ale nie przyzwyczajaj się, Granger – rzucił i wszedł do Wielkiej Sali.
Dotarł do niego jej komentarz:
– Gdzieżbym śmiała, Snape.
Był wypowiedziany cichym, innym głosem. Nie był to głos uczennicy, ale doświadczonej kobiety, która wie, czego chce. Ten głos miała w jego śnie, kiedy mówiła do niego cokolwiek. Dlatego go lekko zmroziło i cudem powstrzymał się, żeby nie zawrócić i nie rzucić się na nią.
– Snape jest jakiś dziwny – zauważyła Ginny, kiedy jadła wraz z Hermioną śniadanie. Harry i Ron jeszcze nie przyszli. – Cały czas się na nas gapi, a kiedy tylko go na tym przyłapuję, patrzy się na Zabiniego i Malfoya.
Hermiona spojrzała na Mistrza Eliksirów, który właśnie uciekał wzrokiem do stołu Ślizgonów. Rzeczywiście teraz intensywnie przypatrywał się Draco i Baise'owi.
– To dziwne – przyznała. Potem wstała, nie bacząc na to, że nie dokończyła śniadania. Chciała być w klasie pierwsza.
Udało jej się to, więc mogła przygotować kociołek i potrzebne ingrediencje – Snape szedł zgodnie z podręcznikiem, więc teraz powinni zająć się eliksirem na wrzody i brodawki. Usłyszała otwierane drzwi, więc spodziewała się zobaczyć jakiegoś ucznia. Jakieś fatum chciało, że był to sam Mistrz Eliksirów.
Wziął krzesło z jednej z ławek, usiadł naprzeciw niej. Patrzył jej w oczy. Natychmiast opuściła wzrok. Wpatrywała się w swoje ręce.
– Dziwnie się pan zachowuje – wydukała.
– Czyżby? – usłyszała drwinę. – Spójrz na mnie, Granger! – warknął.
Nie wykonała polecenia.
– Słyszysz? – syknął.
– Mam… Mam przeczucie, jakaś kobieca intuicja, że chce pan użyć legilimencji. A ja… Ja nie chcę…
– Spójrz na mnie, do cholery! – krzyknął, waląc pięścią o ławkę.
Podskoczyła, a on wdarł się w jej myśli. Jednak natychmiast go stamtąd wyrzuciła, a potem zablokowała.
– Nie pozwalam – wyszeptała.
Uniósł jej brodę ręką, choć się opierała.
– Chciałem się dowiedzieć, skąd masz tę malinkę, Granger!
Zamrugała.
– A co pana to obchodzi? To moja sprawa – jej twarz przybrała kolor buraka.
Uśmiechnął się najzłośliwiej jak umiał.
– Widzisz, Granger, skoro musisz wiedzieć, miałem dość… specyficzny sen z tobą w roli głównej… – Jego uśmiech pogłębił się.
Teraz w jej oczach zamigało kompletne oszołomienie, usta otworzyły się.
Uniósł brew.
– Coś cię spetryfikowało?
– Ten sen… I pan… Ta malinka i ugryzienia… – Zarumieniła się aż po szyję.
Analizując jej zachowanie i te niezbyt spójne słowa, dodać do tego reakcje… Jego mózg pracował na wyższych obrotach. Wreszcie przypomniał sobie krótką notkę z jakiejś książki. Czasami zdarzają się Realne Sny – osoba, która ma taki sen, przeżywa go również na jawie, choć jest w stanie nieświadomości. Rzadziej zdarzają się Realne Sny Łączące, które powodują jeden sen u dwojga ludzi. Skutek jest taki sam – to, co było we śnie, zdarzyło się na jawie. Czyli mieli Realny Sen Łączący? Czy to możliwe, żeby…? Nie, na pewno nie…
– Granger, mam pytanie ze sfery osobistej… – zaczął dość łagodnym tonem. – Do tej pory byłaś dziewicą, czy tak? – Kiedy skinęła głową z poważną miną, kontynuował, obawiając się odpowiedzi: – A czy dziś dalej jesteś dziewicą? – wyszeptał.
– Nie miałam nikogo w nocy. – Zamrugała. – Pan coś ukrywa – stwierdziła po chwili.
– Jeśli się nie mylę, przeżyliśmy tej nocy Realny Sen Łączący… – Ona dokończyła za niego przerażającym szeptem:
– Co we śnie, to i na jawie.
Wygiął krzywo wargi.
– Skoro już do tego doszło, to dziewicą raczej nie jesteś. I jakoś nie jest ci z tego powodu przykro – zauważył złośliwie.
Wtedy coś się zmieniło w jej zachowaniu; oczy zabłysły figlarnie, usta wygięły w kuszącym uśmiechu.
– Cóż, Severusie – rzekła, naciskając na jego imię. Nim zdążył ją ochrzanić, kontynuowała: – Skoro mamy pierwszy raz za nami, to nie mam nic przeciwko… – Pocałowała go w usta.
Z warknięciem przyciągnął ją bliżej siebie.
A/N: Jeśli się Wam podoba, cieszy mnie to. Tak, wiem, chaotycznie napisane, ale miałam małe zaćmienie mózgu. I btw, wszystko dzieje się tak szybko, bo mam w planach więcej rozdziałów. Więc wybaczcie za non-canon i wszelką rozbieżność w wydarzeniach (pisząc dwa tygodnie chronologię do swojej własnej książki, dostałam wydarzeniopląsu).
