Kończymy stosunek i kładziemy się w ciszy po dwóch stronach łóżka. Cała namiętność między nami momentalnie się ulatnia, a ogarnia bezgraniczny chłód. Jednak oboje jesteśmy do tego przyzwyczajeni, żadnemu z nas to nie przeszkadza. Czysta przyjemność, zaspokojenie własnych potrzeb, nic poza tym. I tak codziennie. Zachowujemy się jak zwierzęta. Dzikie, nieokiełznane, patrzące wyłącznie na własne korzyści.
Niczego sobie nie obiecujemy, nie ma między nami pięknych słów, obietnic, wyznań. Kierujemy się instynktem. Za dnia kłócimy się bez przerwy, a nocą kochamy, niemal do samego świtu.
Mija chwila, a ty sięgasz po papierosa i przykładasz go do ust. Przewracam się na bok i przyglądam tej czynności niemal z zafascynowaniem. Twoja klatka piersiowa unosi się bardziej, gdy wciągasz dym, który zaraz potem wypuszczasz powoli z lekko rozchylonych warg. Oblizujesz je, widzę, jak kąciki twoich ust minimalnie się unoszą, oznajmiając tym samym, że sprawia ci to przyjemność i powtarzasz tę czynność przez najbliższe pięć minut, by potem zgasić go w popielniczce.
Przesuwam palcami po twoim brzuchu, i dopiero wtedy raczysz mnie spojrzeniem. Przez chwilę nie mogę odgadnąć o czym myślisz, choć mam wrażenie, że ty czytasz ze mnie niczym z otwartej księgi. Nasze usta łączą się w kolejnym tej nocy pocałunku, a namiętność powraca. Znów się kochamy, wydając tylko z siebie głośne jęki. Nie mamy najmniejszego zamiaru się powstrzymywać. Kiedy oboje dochodzimy, znów kładziemy się po dwóch stronach łóżka, a ty odpalasz kolejnego papierosa.
