Carpe diem
Wszystko zaczęło się od listu. Listu, na który tak wielu jedenastolatków czeka z niecierpliwością. Może pamiętasz te czasy, gdy sam przytykałeś nos do szyby, wypatrując nadlatującej płomykówki? Gdy brzuch skręcał ci się z nerwów, a przez głowę przelatywało miliony wątpliwości… A co jeśli w ogóle nie przyleci? Dlaczego tej głupiej sowy jeszcze nie ma? Przecież nie mogę być charłakiem! A później ciche westchnienie ulgi i radosne uniesienie, gdy biegłeś pochwalić się rodzicom, ściskając w spoconej dłoni ten wyjątkowy list.
Na świecie istniała jednak osoba, której widok listu nie tyle nie ucieszył, co po prostu przeraził.
Z dłoni Eleonory Zabini wyślizgnął się kawałek pergaminu, opadając powolnie, niczym liść spadający z drzewa, na posadzkę. Dziewczyna jednak nie zwróciła na to zbytniej uwagi, wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem przed siebie. Gwałtownie zbladła, nogi odmówiły jej posłuszeństwa; musiała przytrzymać się kuchennego stołu, by nie upaść. Ciało reagowało na swój własny specyficzny sposób, za to myśli szesnastolatki wirowały nieokiełznanie, dusząc się w umyśle.
Dlaczego perspektywa wyjazdu do Hogwartu tak bardzo ją zdruzgotała?
Od zawsze była nieśmiałą zamkniętą w sobie dziewczyną, która miała niemałe problemy z obcowaniem z innymi ludźmi. Z jakiegoś dziwnego powodu największym lękiem napawali ją przedstawiciele własnego gatunku… czarodzieje.
Nawet sama ich nazwa sprawiała, że oddech Nory przyspieszał, grożąc kolejnym atakiem paniki.
Z tego powodu w wieku jedenastu lat zrezygnowała z możliwości wyjazdu do Szkoły Magii i Czarodziejstwa, decydując się na edukację domową, za którą miał odpowiadać jej ojciec chrzestny - Blaise Zabini.
Mężczyzna nie był dla niej tylko opiekunem prawnym, traktowała go jak ojca. Gdy w bardzo młodym wieku straciła rodziców, tylko on wyraził chęć wzięcia jej pod swoją opiekę. Ale on także posiadał mroczną przeszłość, o której nigdy nie wspominał…
Czy to sama niechęć Blaise'a do świata czarodziei, z którego musiał uciekać i od którego odciął się, jak najlepiej potrafił, czy może fakt, że nie posiadała żadnych wspomnień z dzieciństwa, sprawiły, że Eleonora była tak niechętna powrócenia do de facto jej prawdziwego środowiska. Starała się nie wracać do przeszłości. Wcześnie odkryła, że lepiej niektórych rzeczy po prostu nie wiedzieć. Była typem człowieka, który potrafił się stresować najdrobniejszymi sprawami… A czasami najlepiej po prostu zignorować pewne sytuacje.
Dlaczego teraz wszystko uległo zmianie?
Może Blaise miał rację, stwierdzając, że kontakt z innymi młodymi ludzi pozwoli jej wyjść z własnej skorupy? Może naprawdę tego potrzebowała? Zmierzyć się z samą sobą. Pokonać lęki. Ale nie zmieniało to faktu, że była przerażona…
Westchnęła ze zrezygnowaniem, schylając się i podnosząc dwoma palcami list. Wyprostowała się i rzuciła go na stół, krzywiąc się przy tym na twarzy.
Miała jeszcze czas.
– Chwytaj dzień. Dasz radę – szepnęła, wpatrując się we własne odbicie. Nigdy nie przepadała za zabytkowymi lustrami, które Blaise uparł się wieszać w każdym pomieszczeniu. Ale w tym momencie widok determinacji w jej srebrnych tęczówkach, zaciśnięte usta, które odznaczały się wyjątkowo mocno na bladej twarzy, długie jasnoblond włosy, okalające jej drobną sylwetkę, sprawiły, że poczuła w sobie chęć walki - coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyła. – Carpe diem, Nora…
*PROLOG ZOSTAŁ CAŁKOWICIE ZMIENIONY!*
Wciąż pracuję nad tym opowiadaniem. Niektóre rozdziały są lepsze - inne gorsze. Mam zamiar wszystko poprawić
Witam w moim zwariowanym świecie, Potterowi Ludkowie!
