Krople wody rozbijały się o wąski blaszany parapet powodując przy tym sporo hałasu. Być może obudziłyby Santanę, gdyby tylko zdołała zasnąć tej nocy. Świt zaglądał bezlitośnie przez wąską szczelinę między sfatygowanymi zasłonami i próbował wedrzeć się do środka. Razem z nim przyszły wszystkie spychane do tej pory w odmęty świadomości uczucia. Santana niczego nie pragnęła teraz bardziej niż wsunąć się głębiej w satynową białą pościel i udawać, że wciąż ma czas.

Przez moment walczyła jeszcze, licząc, że błogi sen w końcu nadejdzie i wykradnie dla niej chociaż kilka chwil. Kilka chwil z cudzego życia, w którym niepostrzeżenie zajęła miejsce, niby przypadkiem torując sobie drogę zbyt wieloma kieliszkami Martini. Jeszcze przez sekundę chciała tak pozostać, słuchając miarowego oddechu śpiącej obok blondynki.

Kap, kap, wciąż uparcie bębniło o blachę. Wiedząc, że sen już nie przyjdzie i jej nie ocali Santana uniosła się nieco i w skupieniu patrzyła na dziewczynę, próbując wyryć w pamięci jak najwięcej. Delikatnie, opuszkiem palca przesunęła po nagim ramieniu Quinn, obserwując jak jej aksamitna skóra pokrywa się gęsią skórką. Ostrożnie dotknęła tego miejsca wargami, pozwalając aby słodki lawendowy zapach dziewczyny zawrócił jej w głowie. Złote włosy Quinn rozsypane były na poduszce, Santana przymknęła oczy na wspomnienie jak jeszcze kilka godzin temu wplatała w nie swoje palce.

Deszcz nie przestawał padać, mimo tego na niebie więcej było już błękitów niż szarości. Santana pamiętała doskonale błękitną sukienkę, którą jej przyjaciółka włożyła kiedyś na bal, to jak materiał otulał jej smukłe ciało. Wtedy nawet nie śmiała podejrzewać, że kilka lat później pozna każdy jego milimetr za pomocą palców i ust, w akompaniamencie szeptów i westchnięć. Zwykle bywała bardziej gwałtowna i szorstka, ale Quinn zdawała się być krucha jak figurka z porcelany. Santana za wszelką cenę nie chciała nic stłuc swoją nieostrożnością.

Zafascynowana musnęła obojczyk dziewczyny i zjechała nieco niżej w zagłębienie między jej krągłymi piersiami. Oddech Quinn mieszał się z deszczem, Santana położyła dłoń, w miejscu gdzie głęboko pod skórą ukryte było serce. Gdyby tylko mogła wsłuchać się w jego uderzenia i zrozumieć odpowiedź wystukiwaną miarowo. Gdyby tylko miała odrobinę więcej odwagi.

Wychodząc, ostatni raz spojrzała za siebie, promień słońca czule łaskotał Quinn w czubek nosa. Deszcz przestał padać.