Coś więcej

Powód i namiętność są sterem i żaglem płynącej duszy. Jeśli któreś się złamie, wpadniesz do wody i utoniesz albo zatrzymasz się pośrodku oceanu. Z jakiegoś powodu podążanie w samotności ogranicza nas, a niezaspokojona namiętność jest jak ogień, który doprowadza do samozniszczenia.

Kahlil Gibran

Kiedy był małym chłopcem lubił siadywać na kolanach matki i wtulać się w jej miękkie włosy. Pachniały słodko, zupełnie jak truskawki. Ona opowiadała mu te wszystkie zwariowane historie, które pamiętał do dzisiaj. Na przykład tę o wujku Garym. Zaśmiewali się razem do łez, kiedy matka mówiła mu, jakie dziwaczne eksperymenty wykonywał i co z nich wynikało. Właśnie wtedy do domu wrócił ojciec i tylko na niego popatrzył. To wystarczyło, by nie usiadł na kolanach matki już nigdy.

To ojciec był zawsze u jego boku. Był jego trenerem, jego lekarzem i dietetykiem. Pilnował by dużo biegał i ćwiczył. Wybudował siłownię w ich domu i Nathan zawsze przechwalał się tym przed znajomymi. Dan Scott zrobił zrobił dla niego wszystko, prócz jednego – nigdy nie był jego ojcem.

Szybko nauczył się, że nie może okazywać słabości. Słabość była karcona. Słowami, które bolały tak bardzo, że najlepszym wyjściem było zobojętnieć. Wzruszenie ramionami stało się reakcją na wszystko. Krzyk był niemy.

Gruboskórność jest tylko efektem nakładających się blizn.

Ojciec nigdy nie uznawał litości, więc Nathan nie był litościwy. Zadawane bólu było najlepszą obroną. Krzywdził, bo wtedy nie musiał oglądać pogardy w tych jedynych oczach. Był takim sukinsynem. Dla matki, bo była bierna i zawsze wolała wyjechać niż zostać. Dla Peyton, bo nikt go nie nauczył jak okazywać wdzięczność, wierność, przywiązanie. Wszystko sprowadzało się do tego, by być dupkiem.

Uczucia czynią nas słabymi, powtarzał ojciec, a Nathan zastanawiał się, czy to właśnie powiedział Karen, kiedy zostawiał ją i swojego nienarodzonego syna, wyjeżdżając realizować marzenia. Nathan zawsze zazdrościł Lucasowi, tego że ten nie miał ojca. Zazdrość przerodziła się w nienawiść, dzięki której zbudował mur niedostępności. Lucas był rysą na porcelanowym wizerunku Nathana Scotta, więc należało ją jak najszybciej usunąć. Nie przewidział jednak, że porcelana może być tak krucha.

Otoczony przyjaciółmi był zawsze sam. Jedyną jedność jaką odczuwał, to tę łączącą go z grą. Koszykówka była w jego sercu. Dlatego tak bardzo nienawidził ojca – wykorzystał to, by wlać jad w jego serce. Pozbawił go miłości do gry, a nakazał kochać rywalizację. Wygraną. Sukces.

Dźwięki były tym, czego poszukiwał. Głośna, hałaśliwa muzyka Peyton, której nigdy nie rozumiał. Drażniący głos Tima, który był zawsze obok. Wiwaty tłumów, gdy pojawiał się na boisku. Odgłos kozłowanej piłki, odbijającej się od podłoża.

W ciszy gościły wszystkie jego demony. Nikt niczego nie widział, nikt też niczego nie słyszał. Wdech – wydech – wdech – wydech. Cisza krzyczy najgłośniej.

Dopiero kiedy Haley oddaje jego pocałunek, w idealnym świecie Nathana Scotta, coś pęka z głośnym trzaskiem.

Rany zostały otwarte.