Opowiadanie jest stare i pisane jak byłam młodsza, dlatego proszę o wybaczenie błędów, których nie mam czasu teraz poprawiać.
Rozdział 1
Pułapka
- Słuchaj Zabini - warknęła Hermiona czując, że jest na skraju załamania psychiczno-nerwowego i zaraz wybuchnie płaczem z bezradności. - Proszę cię tylko o jedno, rusz swoim rzekomym mózgiem i wymyśl coś, żeby nas stąd wydostać. Bo już dłużej tak nie wytrzymam. Wszystko mnie boli - jęknęła czując mrowienie w dłoniach.
Z twarzy Blaise'a nie znikał szyderczy uśmieszek, co jeszcze bardziej potęgowało irytację w Gryfonce. W przeciwieństwie do niej, bawiła go ta cała sytuacja, chociaż nie ukrywał, że była nadzwyczajna. W końcu niecodziennie ma okazję być sam na sam z tak "przeuroczą" lwicą.
- O ile pamiętam Granger, to TY jesteś największym mózgiem całego Hogwartu, więc możesz wykazać się w praktyce - odrzekł spokojnie Ślizgon - I zrób coś z tą czupryną, bo dłużej nie wytrzymam tego łaskotania - zdmuchnął kasztanowe włosy z policzka. Nic z tego. Puszyste kłaczki bezwładnie opadały na jego wykrzywioną twarz powodując te same mrowienie, co przed chwilą.
Hermiona prychnęła z niesmakiem i pogardą, po czym odezwała się z wyższością robiąc minę Wszystko Wiedzącej Panny (w końcu nią była).
- A to ciekawe Zabini. Wyobraź sobie, że w książkach nie pisali nic na temat „utknięcia w tajemniczym ciasnym schowku z OGREM" - Warknęła rzucając mu spojrzenie mordercy, po czym zaczęła kontynuować dalej, ale już z większym opanowaniem. - Podejrzewam, że to pomieszczenie zostało stworzone za czasów Fred'a i George'a. Tylko oni mogli wpaść na taką głupotę jak ta.
Hermiona zarumieniła się ponownie, kiedy Blaise świdrował ją swoim ciężkim, zadziornym spojrzeniem. Jego zielony oczy niemal błyszczały szmaragdem.
Jeszcze nigdy nie znajdowała się w tak beznadziejnej i zawstydzającej sytuacji. Bo siedzenie okrakiem na Blaise'u to była zawstydzająca sytuacja, bynajmniej dla niej. Nie miała dobrych kontaktów ze Ślizgonami, a o tym konkretnym słyszała wiele nieciekawych plotek. Nie chciała być na językach całej szkoły.
Zaś sam Zabini nie wyglądał na specjalnie pokrzywdzonego. Mało tego, chłopak mimo wszelkich uprzedzeń, (jakich nie raz było mu dane słyszeć) czuł sympatię do młodej Gryfonki.
- Nie świruj Granger, mogło być gorzej - rozbawiony Ślizgon posłał jeden ze swoich "morderczo rozbrajających uśmiechów", po czym delektował się widokiem coraz bardziej zawstydzonej dziewczyny.
- Mógłbyś rozwinąć myśl? - Warknęła, znacząco podnosząc jedną z brwi.
- Pomyśl - zaczął dobitnym głosem i cicho odchrząknął. - Gdyby na moim miejscu był na przykład Malfoy.
Hermiona na to nazwisko momentalnie wybałuszyła oczy i skrzywiła usta w lekki grymas czując - nieprzyjemne fale strachu.
- Sama widzisz, najpierw wydrapalibyście sobie oczy, a później to przebiegłe smoczysko odebrałoby Ci niewinność i porzuciło, a ty byś została z urazem psychicznym do końca życia.
Uraz psychiczny to ona za chwilę dostanie. Hermiona zrobiła zażenowaną minę wzdrygając się na samą myśl o możliwości zaistnienia takiej sytuacji. Na beret Merlina to było zbyt...zbyt sadystyczne żeby w ogóle to pojąć.
- Chyba sam nie wierzysz, w to co mówisz, Zabini. Między mną, a tym obślizgłym osobnikiem płci męskiej do niczego nigdy nie doszło i nie dojdzie. Bez względu, w jakiej sytuacji byśmy się znajdowali. Wolałbym pocałować Snape'a niż tego zadufanego w sobie pacana - wyrecytowała starając się zachować pełną powagę w głosie, niestety była już tak wyprowadzona z równowagi, że stawało się to coraz trudniejsze.
Blaise wybuchnął śmiechem pokazując swoje lśniące i ostre ząbki.
- Draco nie jest taki zły jak o nim piszą - odezwał się po chwili.
- Oj tak, tak, nie wątpię - stwierdziła mało przekonana, posyłając mu spojrzenie z serii „nie ma głupich i naiwnych, chyba, że ty"
- To szczera prawda. Owszem jest zadufanym w sobie egoistą i cynikiem, uważa siebie za pana świata, wszędzie widzie podteksty erotyczne i ma obsesje na punkcie Potter'a ale...- Hermiona przytakiwała mu energicznie głową lekko zdziwiona, że to właśnie Blaise Zabini - rzekomy przyjaciel blondyna - dostrzega, kim jest naprawdę Draco Malfoy. Krótko mówiąc: PSYCHOPATĄ
- Ale potrafi być też czułym, delikatnym, zabawnym facetem, Hermiono - zaakcentował jej imię w charakterystyczny miękki sposób, wykrzywiając usta w sarkastycznym uśmiechu.
- Jakoś nigdy nie zauważyłam, żeby Malfoy był kiedykolwiek czuły czy, co gorsza, delikatny - stwierdziła - Chyba, że z tobą w łóżku Zabini.
Może i nie chciała być tak opryskliwa, ale trudno, w końcu zawsze miała dość cięty język ( a szczególnie dla Ślizgonów). Sami dawali jej ku temu powody.
Zanim zaszokowany, ale nieurażony Blaise skomentował tą jakże trochę, ale tylko trochę ( w jego mniemaniu) absurdalną wypowiedź, Hermiona zaczęła mówić dalej.
- Nieważne, skończmy temat Malfoy'a - znowu wykrzywiła usta wymawiając to nazwisko. To już chyba weszło jej w nawyk. - Ale rzeczywiście, masz racje - westchnęła pozwalając, aby włosy ponownie okoliły twarz Blaise'a - mogło być gorzej.
Kolejne kilka minut przeleżeli w ciszy. Na Gobliny! Czemu ona Hermiona Granger, wybitna uczennica Hogwartu, ma znosić "coś" takiego jak Blaise Zabini? Czy to dzieje się naprawdę? Bo niestety ONA nie była przygotowana na taką żenującą sytuację, w jakiej właśnie uczestniczy.
Niestety (a może stety) Blaise przerwał panujące napięcie.
- Z drugiej strony gdyby to był Potter...
Spojrzała w przystojną, pociągłą twarz wyobrażając sobie, że uderza go prosto z otwartej ręki.
- Znowu zaczynasz? - Przerwała mu poirytowanym głosem.
- Daj mi skończyć - wtrącił. - A więc, gdyby to był Potter, to zasadniczo między wami narodziłaby się więź.
- Między nami już jest więź, Zabini. Jeśli nie zauważyłeś ja i Harry przyjaznymi się od dawna - wyrecytowała godnie z prawdą.
- Możesz nie przerywać? - Wydawał się być bardziej zniecierpliwiony niż przed chwilą. - Chodzi mi o więź damsko - męską. Jeżeli w ogóle wiesz o istnieniu czegoś takiego, Granger.
Hermiona spojrzała na niego uważnie, nie bardzo wiedząc, do czego konkretnie zmierza.
- Mianowicie, - kontynuował - Potter zrozumiałby, że to dobra okazja, żeby między wami narodziło się coś więcej niż przyjaźń, ty także byś to zrozumiała i straciłabyś z nim swoja cnotę a potem...
- Do czego zmierzasz tymi durnymi insynuacjami? - Przerwała mu po raz kolejny nerwowym głosem, starając się nie splunąć na tę jego przemądrzałą twarzyczkę. Od kiedy to zrobiła się taka impulsywna? Może to przez ten stres związany z egzaminami?
Och tak, przecież utknęła w schowku z gorylem.
- Do tego, że czy Mafloy, czy Potter i tak straciłbyś dziewictwo.
Hermiona zmrużyła oczy pokazując na twarzy grymas poirytowania. Przez ten cały czas podpierała się dłońmi o podłogę, aby całkowicie nie leżeć na Zabini'm. Ostatkiem sił podparła się na jednej ręce i przywaliła Ślizgonowi pięścią prosto w klatkę piersiową. Blaise wyjąkał coś na znak „auuua" i zaczął groteskowo pochlipywać. W tym momencie naprawdę walczyła ze swoim drugim JA, tym bardziej impulsywnym i nieobliczalnym.
- Nonsens! Skończ już te wywody! I skąd wiesz, czy w ogóle jestem dziewicą, ty małpi móżdżku?
- Jesteś - odpowiedział automatycznie, a w jego głosie słychać było absolutną pewność. Ta pewność jeszcze bardziej doprowadzała ją do szału.
- A ty niby skąd masz o tym wiedzieć? Ah tak zapomniał, przecież jesteś moją bratnią duszą, Zabini. Psiapsiułęczką, której wszystko mówię... - tak tak, nadchodzi ten moment, Hermiona Grenger zaraz zamieni się w górskiego trola i rozedrze biednego, niejakiego Zabini'ego Blaise'a, na strzępy głośno wyjąc i rozwalając wszystko, co napotka na swej nieszczęsnej drodze.
- I po co te nerwy? - zaczął bronić się i pociągnął dziewczynę bliżej siebie, tak, że podpierała się jedynie łokciami. - Wiem, bo wiem.
- Genialny argument, „wiem bo wiem" - zakpiła czując, że zaraz przywali w twarz temu dreblowi. Jak, on w ogóle śmiał coś takiego powiedzieć? Skąd tyle pychy?
- Mam dar rozpoznawania niewinnych, cnotliwych dziewczyn i wiem, że ty do nich należysz, Granger - podsumował, dokładnie badając twarz Gryfonki. Jego głos był miękki i spokojny.
- Dar? - Zakpiła.
- Tak, Granger. Dar, wrodzony dar.
- Wrodzony dar, to ty masz do idiotyzmu. Razem z Malfoy'em!
Blaise zrobił rozbawioną minę i podniósł głowę tak, że jego usta znajdowały się obok ucha dziewczyny i trudno jej było nie poczuć jego palącego oddechu. Serce Hermiony momentalnie podeszło do gardła powodując znaczne trudności w oddychaniu, a nawet odczuwalne były zaburzenie wzrokowe. Oczywiście nie były to objawy, które świadczyły o jakiejkolwiek sympatii, nie, nie.
- Nie musisz się wstydzić, Granger. Dziewice są bardziej pociągające - szepnął gardłowym głosem, z szyderczym uśmiechem, mając przez chwilę ochotę delikatnie ugryźć płatek jej ucha. Possać go, poczuć, jak jest gorący od wzbierającej złości. Na szczęście w ostatniej chwili się opamiętał.
Poczuła na całym ciele nieprzyjemne ciarki, szybko odchyliła głowę i starając się nie tracić panowania, powoli niemal ze stoickim spokojem, powiedziała.
- Nadal. Nie. Rozumiem. Co. Cię. To. Obchodzi ?!
- Nie obchodzi wcale, po prostu zbijam nudę.
- Moim kosztem?
- To ja nie rozumiem, czemu tak się irytujesz? Każdy kiedyś był dziewicą, no albo prawiczkiem.
- Nie omieszkam stwierdzić, że ty już nie jesteś? - Prychnęła z nutką sarkazmu.
Zabini posłał jej tajemnicze spojrzenie seksownego drania, a następnie mlasnął pod nosem.
- Cóż - zaczął i odgarnął kosmyk włosów za ucho. - Można powiedzieć, że ten etap mam już za sobą.
- Czemu mnie to nie dziwi - powiedziała bardziej do siebie, niż do niego. - Skończmy ten durny temat. Jestem zmęczona.
- To się prześpij.
Hermiona przesłała mu tym razem spojrzenie z serii „ Masz mnie za idiotkę?"
- No przecież cię nie zgwałcę głupia. Połóż głowę, a jak coś wymyślę to cię obudzę...
A jak coś wymyśli? A co takiego, ten zakuty łeb mógłby wymyślić?
Spać na Zabini'm? To absurd! Z drugiej strony, była już bardzo zmęczona podpieraniem się na dłoniach - tak bardzo, że z wielką chęcią by odpoczęła.
- No dobra, ale jak zaczniesz robić coś głupiego...
- Obiecuję, że nie.
- Chłopcy i te ich obietnice - mruknęła bardziej do siebie niż do samego Blaise'a.
Powoli i z dużą rezerwą, położyła głowę na ramieniu Blaise'a i westchnęła z ulgą.
Owszem, ta sytuacja może i była krępująca, ale teraz nie miała zamiaru o tym myśleć. W końcu, kto wie ile jeszcze będą tu tak leżeć, a przecież jej ciało nie jest ze stali. Już czuła mrowiący ból w przedramionach. Szyja też zrobiła się sztywna od długiego i żmudnego podpierania. Chcąc, nie chcąc, stwierdziła, że Zabini jest naprawdę przyjemnym łóżeczkiem i nie zaszkodzi na chwilę wykorzystać go, jako poduszeczki. Później pomyśli nad konsekwencjami.
- Wygodnie Ci? - Zapytał przyjaznym głosem i lekko pogładził dziewczynę po włosach. Wzdrygnęła na ten niespodziewany gest, ale część jej musiała przyznać, że było to miłe uczucie. Nikt wcześniej nie gładził ją po włosach, nie wliczając mamy, ale trudno było porównywać swoją rodzicielkę do tego diabła.
- Jak na takie warunki nie jest najgorzej - powiedziała cmentarnym tonem.
- Wiedziałem, że jesteś wybredna Granger - mruknął.
Pomieszczanie było tak strasznie wąskie, że jedynie jedno ciało mogło się w nim zmieścić i to w pozycji leżącej. Kiedy oboje się w nim jakimś dziwnym trafem znaleźli, Hermiona już leżała na Blaise'u.
- A jak tu umrzemy? - Jęknęła nadal sztywno leżąc na jego piersi. Blaise powoli odwrócił głowę, tak, żeby spojrzeć w jej brązowe oczy.
- Będzie to chyba najgłupsza śmierć, jaka mogła by się przytrafić.
Hermiona parsknęła śmiechem. Dobrze było patrzeć w oczy Blaise'a. Był spokojny i opanowany. Może dlatego, że pewnie nie rozumiał powagi ich sytuacji
- Zawsze możemy przejść do etapu pozbawiania cię dziewictwa.
- Skończ już - poruszyła głową - nawet nie wiesz czy nią jestem.
- Owszem, wiem - odpowiedział automatycznie.
- I znowu zaczynasz? - Hermiona przekręciła głowę w drugą stronę, tak by nie widzieć twarzy chłopaka. Impertynencki dupek.
- No dobrze, niech będzie. Załóżmy, że nie jesteś. To, kto był twoim wybrakiem, hm? - Hermiona otworzyła usta, ale nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć. Wybranek? Przecież nie było żadnego wybranka, to oczywiste.
- Czemu miałabym ci mówić o takich rzeczach?
- Czemu nie? Ja ci mogę powiedzieć. Millicenta, totalna porażka, schlała mnie na cacy i uwiodła w swoim dormitorium. W sumie to powinienem czuć się lekko wykorzystany - tu zrobił chwilę pauzy, jakby wspominał minioną historię, po czym głośno, ale z sentymentem westchnął - Jednak w końcu otworzyła mi drzwi do świata erotycznego. I za to jestem jej wdzięczny. Wcześniej mało mnie to interesowało.
Nie była pewna, czy się z niej zgrywa, czy mówi poważnie. Należał do tych osób, których poczucie humoru ciężko było rozgryźć.
- Zaiste ciekawe, Zabini. Schlać się i stracić swoją niewinność w taki żenujący sposób - powiedziała pełnym dezaprobaty głosem.
- Było zabawie.
- Nie wątpię.
- No więc, teraz twoja kolej?
- Kolej, na co?
- Rzekomo twierdzisz, że nie jesteś dziewicą, to kto ci to dziewictwo ukradł? - Drażnił się z nią i to doprowadzało ją do szału.
Poczerwieniała na twarzy, a brwi wykrzywiły się w akcie namysłu i sformowania odpowiedniej wypowiedzi. Trzeba wiedzieć by nie palnąć nic głupiego i kompromitującego przy kimś taki jak, Zabini Blaise. W końcu to dupek.
- A, czy ja twierdzę, że nią nie jestem? Po prostu zastanawiam się, skąd TY to możesz wiedzieć.
- Widzisz, czyli nią jesteś. Gdybyś była w Slytherinie już dawno ktoś dobrałby ci się do majteczek - uśmiechnął się pod nosem na samą myśl o tym jak Ślizgoni łapczywie patrzą na dziewczynę.
- Na szczęście nie jestem, o dzięki Merlinie!
- Slytherin jest najlepszy, Granger!
- Nie wiem, z której strony?!
- Ze wszystkich stron.
- Będziemy się teraz kłócić, który dom jest lepszy? Może zakończmy tę farsę i pomyślmy o tym, żeby się stąd wydostać. Masz już jakiś pomysł?
- Kilka, ale raczej każdy do bani. A ty?
- Mam jedno logiczne wytłumaczenie.
- Mianowicie?
- Jak wcześniej mówiłam, podejrzewam, że ten pokój to sprawka braci Weasley'ów. A oni nie robią śmiertelnie poważnych wybryków, narażające czyjeś życie.
- I? - Wybałuszył swoje zielone oczy w oczekiwaniu.
- I to, że trzeba nam czekać, a pokój sam zniknie. Pytanie tylko, do czego on tak naprawdę służy? - Zapadła chwila zimnej i nienaturalnej ciszy.
- Wiem! - Z ust Blaise wydobył się nagły krzyk - Może tu chodzi o to rozdziewiczanie!
Poirytowana Hermiona zamknęła oczy mając nadzieje, że jak je znowu otworzy to znajdzie się w Pokoju Wspólnym Gryfonów, a sytuacja z Blaise'm okaże się durnym, mało zabawnym koszmarem. Tak się jednak nie stało.
- To nie jest śmiesznie, Zabini! Wręcz obrzydliwe. - Oburzyła się, czując drganie mięśni na twarzy. Im dłużej była skazana na spędzanie z nim czasu - tym więcej dorobiła się tików nerwowych.
- Mówię poważnie. Zobacz, jestem tu ja, wybitny kochanek, bóg seksu i rozpusty, zbrodniarz kobiecych jęków i erotycznych uniesień...
- Skromny, to ty nie jesteś - przerwał, ale on nie wydawał się zwracać na to uwagi. Skromność i Ślizgon nigdy nie szły w parze.
- I Ty, Hermiona Granger, zimnokrwista, kujonka. Honorowa Gryfonka. Delikatny aniołek, który nie wie nic o życiu.
- Wiem więcej o życiu niż ty, Zabini!
- Chyba z książek, Granger.
- Wątpię żeby o to chodziło. Fred i Geroge raczej nie robili dowcipów na tle seksualnym.
- Facet to facet. Zawsze coś zrobi na tle seksualnym.
- Wszystkich kategoryzujesz w tak stereotypowy sposób? To nie może chodzić o to - oburzyła się jeszcze bardziej.
Jak Blaise przewidział, owszem Hermiona była dziewicą, ale nie miała zamiaru tracić swojej niewinności z przypadkowym Ślizgonem i to w jakiejś ciasnej, nieprzyjemnej dziurze. Na samą myśl dostawała ataków epilepsji.
Chciała się przecież zakochać... Zakochać? Ona? A kto chciałby zakochać się w Hermionie Granger: „zimnokrwistej kujące"?
Z drugiej strony Blaise jest przystojnym Casanovą. Mimo tego, nie miała zamiaru robić „to" tu i teraz. Z nim. "fuj" - pomyślała.
- To jak, bierzemy się do roboty? Nie martw się, sprawię, że to będzie niezapomniana chwila. Kto wie, może po tym wszystkim wdamy się w przelotny romans - oczy chłopaka lekko się zaszkliły, a usta wygięły w drapieżnym uśmiechu. Hermiona poczuła ogarniający ją lęk.
- Widzę, że dobrze się bawisz, Zabini, ale dla twojego oświecenia: ja nie - jej głos mimo tego, że brzmiał stanowczo momentami drżał. - Nie mam zamiaru tracić dziewictwa z kimś takim jak TY. To obrzydliwe.
- Miłość fizyczna cię brzydzi, Granger?
- Ty mnie brzydzisz. Skończ i wyjdź!
- Z chęcią bym to zrobił, gdybym wiedział jak.
- To może rusz czymś takim jak mózg i coś wymyśl.
- Już wymyśliłem, tu chodzi o twoje dziewictwo.
- Niedoczekanie! Tu chodzi o coś innego.
-To może mnie oświecisz i powiesz, o co konkretnie?
- Tego to jeszcze nie wiem - warknęła. Przecież musi być jakieś normalne logiczne rozwiązanie. Bez pozbawiania kogoś dziewictwa. Np. jej dziewictwa, które ma zamiar chronić jak skarb narodowy.
- Sama widzisz. Nie zaszkodzi spróbować
- Nie zaszkodzi spróbować? - Oburzyła się nastraszając włosy i lekko marszcząc mały nosek. Tego już za wiele. Podniosła się na kościstych dłoniach i wbiła zimne spojrzenie w Blaise'a.
- A pomyślałeś TY PRYMITYWIE, że dla mnie te sprawy nie są takie „hop siup"? Że chcę to zrobić z kimś dla mnie ważnym? - Powoli napływały jej łzy do oczu, chociaż bardzo, bardzo tego nie chciała. - A jak się okaże, że to nie o to chodzi? Co wtedy? Dla ciebie to będzie tylko kolejny numerek. Pozbawienie dziewictwa Granger. Bo ważne żebyś ty zaliczył, a moje uczucia nie grają roli? No tak ciebie to, w ogóle nie obchodzi, bo jeszcze nie opanowałeś zdolności trzeźwego myślenia a co dopiero empatii. - Szybko podparła się na łokciach i schowała twarz w roztrzęsionych dłoniach nie potrafiąc powstrzymać cichego, ale jednak szlochu.
Ten nagły wybuch z jej strony bardzo go zaskoczył i przez chwilę, sam nie wiedział, co ma zrobić. Przecież, on tak naprawdę żartował... No chyba żartował i nie chciał jej jakkolwiek skrzywdzić. Niech ona tylko nie płacze, nienawidził, kiedy kobieta płacze i to na dodatek z jego powodu. Stawał się wtedy roztargniony i zbyt czuły. Miała racje. Przecież Hermiona była inna niż te wszystkie dziewczyny, które znał. Owszem, Zabini może i był niebywale przystojny, ale było w nim także jakieś okrucieństwo i zło, które wywoływał Slytherin.
Teraz jednak wcale nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób urazić Granger. Chociaż, w ostateczności właśnie to zrobił i wcale się z tym za dobrze nie czuł. Dłużej nie myśląc ujął roztrzęsioną dziewczynę w ramiona.
- Granger, nie płacz - szepnął, delikatnie gładząc jej kasztanowe miękkie włosy. Sam był zaskoczony, że to robi. - Ja tylko żartowałem, mała. Przecież bym cię nie skrzywdził. Czasami robi się ze mnie dupek, to efekt zbyt częstego przebywania z Malfoy'em.
Hermiona wierzyła mu, sama nie wiedząc, dlaczego. Blaise Zabini mimo wszystko budził w niej spokój i bezpieczeństwo. A nawet się zaśmiała słysząc ostatnią frazę wypowiedzi. Powoli uspokoiła oddech.
- To ja za bardzo panikuję. - Burknęła pod nosem jak obrażone dziecko. - Ta sytuacja mnie przerasta. Dostaję powoli ataku paniki.
- Nie przepraszaj, Granger. Za bardzo mnie poniosło z moim idiotyzmem
- Może ociupinkę - przyznała.
- Oj bardziej niż ociupinkę. Na pewno zaraz ktoś nas zacznie szukać. Wydostaniemy się stąd i każdy pójdzie w swoją stronę.
Hermiona energicznie wyrwała się z jego objęć i zaszokowana spojrzała w jego oczy. Ślizgon ją przeprasza, tego jeszcze nie grali.
- Blaise Zabini, ty jednak jesteś człowiekiem!
- Ty lepiej Granger nie kpij sobie, bo naprawdę zainteresuję się twoim dziewictwem - zaśmiał się Ślizgon chociaż przeszła mu przez głowę myśl rozdziewiczania Granger i wizja jak namiętnie mogłoby być w tym ciasnym schowku.
Tymczasem w Hogwarcie.
Draco Malfoy od samego rana był w kiepskim nastroju, dlatego rzeczowo stwierdził, że najlepszym lekarstwem na paskudny humor jest poznęcanie się nad Potter'em. Co też czasu nie marnował.
- Mógłbyś przestać obmacywać mój tyłek, Potter? - Zamruczał figlarnie Draco przyglądając się, już do reszty wyprowadzonemu z równowagi Harry'emu. - Wiem, że trudno ci się powstrzymać, ale jednak nalegam zachować wstrzemięźliwość. Przynajmniej na boisku.
- Nie wydurniaj się Malfoy i oddaj mi tego znicza! - Nalegał Harry, lekko zdyszanym głosem.
- Znicza? Jakiego znicza? - Zdziwił się blondyn wymownie patrząc na swojego odwiecznego rywala. - Aaa tego, którego trzymam w majteczkach? Oj, ty mój mały zbereźniku. - Draco kurtuazyjnie poklepał się po kroczu.
Ślizgoni wybuchli głośnym rechotem, a nawet i kilku Gryfonom zdarzyło się tłumić falę śmiechu.
I trudno było im się dziwić. Draco Malfoy, wysoki, dobrze zbudowany blondyn, gwiazda Slytherinu i nie tylko, niebywale przystojny i urokliwy młodzieniec, stał teraz naprężony na boisku z założonymi rękami na piersi, a obok niego niesfornie gramolił się Harry Potter. Niższy od swojego rywala, ale równie sławny i uwielbiany przez płeć piękną czarodziej.
- Malfoy, radze ci dorosnąć, nie mamy już trzynastu lat.
- Czyli, że z nami koniec? Tak serio, serio? - Znowu rozległo się gruchanie i gwizdanie. Neville tym razem zemdlał.
- Przestań pieprzyć i powiedz, czego chcesz?
- No Potter, kochanie, jak chcesz to umiesz gadać do rzeczy.
- Szkoda, że ty nie. To, czego?
Draco zrobił podejrzaną minę. Po chwili grymas, który gościł na jego ustach zmienił się w dziecięcy, radosny uśmiech. Zbliżył nieco twarz w stronę rozczochranego bruneta i otworzył usta, delikatnie przy tym oblizując śnieżne wargi.
- Powiedzmy, że jednak mogę mieć jakiś znicz. Przypadkiem - szepnął prosto do ucha Harry'ego
- Powiedzmy, że TY na pewno go masz, Malfoy.
- Powiedzmy - uśmiechnął się ponownie zagryzając dolną wargę. Przekrzywił głowę lekko w bok i szepnął nieco głośniej. - Powiedzmy też, że boisko, które jest zarezerwowane na czwartek dla Gryfonów, będzie wolne dla Ślizgonów.
Poirytowany Harry wiedział od początku, że chodzi o boisko i tak naprawdę oddałby je Malfoy'owi bez żadnych problemów, gdyby go o to poprosił. W końcu, jego drużyna była naprawdę świetnie przygotowana do meczu. Ale, że Draco prędzej odgryzłby sobie własny język, niż poprosił o cokolwiek Harry'ego Potter'a, to już inna sprawa.
- Dobrze - odparł obojętnie Harry.
- Tak po prostu się zgadzasz? - Blondyn nie ukrywał zaskoczenia jego szybką rekcją.
- Owszem, Draco. Boisko w czwartek jest wasze, a teraz proszę oddaj znicz, bo chciałbym zacząć trening. Mógłbyś?
Dumny Malfoy bez słowa rzucił znicz w stronę Harry'ego.
- Nie bądź taki miły Potter, bo naprawdę pomyślę, że się we mnie bujasz - zarechotał i odszedł w stronę Hogwartu wraz z innymi Ślizgonami.
- Dureń- uśmiechnął się pod nosem, czując coraz większa sympatię do swojego odwiecznego wroga.
Pokój wspólny Slytherinu.
- Goyle - jęknął rozpaczliwie Draco, który właśnie został okryty przez Goyle'a ciepłym, ciemno zielonym kocykiem, na którego środku znajdował się wielki wąż (no bo cóż mogło by znajdować się na kocyczku Malfoy'a?) . - Sprawdziłeś schowek na miotły?
- Tak Draco, sprawdziłem schowek na miotły i może cię to zdziwi, ale nie znalazłem tam wisielca w postaci Blaise'a - sam usadowił się obok w fotelu i sięgnął po nowe wydanie „Proroka Codziennego". Goyle, od niedawna starał się być człowiekiem obytym i wyższym umysłowo. Tak zwany Intelektualista.
- A Sowiarie? Sprawdź sowiarnie, może leży w łajnie tych wstrętnych puchatych sów.
- Sowirnie też sprawdziłem i ku kolejnemu zdziwieniu nie znalazłem tam zwłok Blaise'a. Nie świruj tak Draco - uspokajał go Goyle jednocześnie czytając ciekawy artykuł na temat dziwnych wydarzeń w Ministerstwie. - Na pewno zabawia się z jakąś panienką.
Draco rzucił mu spojrzenie z cyklu „ I tak mnie nie przekonasz", po czym z wyrzutem w oczach obrzucił wszystkich znajdujących się w Pokoju Wspólnym. Cóż za żałosne istoty!
Pansy siedziała z nogami zawieszonymi na fotelu i co chwilę rechotała, przeglądając jakieś mugolskie czasopismo, które zwinęła młodej Weasleyównej. „ Ci mougole są przezabawni" - od czasu, do czasu, powtarzała.
Millicenta grała w szachy z Crabbe'm sącząc Ognistą Whiskey ( że też się dobrali do tej partii - pomyślał poirytowany). Draco miał ochotę wziąć siekierę i uciąć im wszystkim łby. Dosłownie. W końcu, był tylko niewinnym sadystą. Ostatnio polubił siekiery, a to wszystko przez Blaise'a, który dorwał coś takiego jak telewizor i zmusił go do oglądania masochistyczno sadystycznych filmów, które zwinął Finnigan'owi.
Czy Ślizgoni naprawdę tak nisko upadli, żeby okradać biednych Gryfonów? Oczywiście, że nie! Oni, po prostu, nie przyzwyczaili się by pytać kogoś o pozwolenie do pożyczania czegokolwiek. Urok Slytherinu.
- Te, te, słuchajcie tego - zaczęła wić się na fotelu Pansy nie potrafiąc powstrzymać śmiechu. - Cytuję „ Ja i mój chłopak od niedawna współżyjemy, ostatnio zaczęłam całować go w intymnych miejscach, bardzo mu się to spodobało, on jednak nie chybi się do tego, by odwdzięczyć się tym samym. Jak mam mu za insynuować to, aby także całował mnie w intymnej części ciała? Proszę o pomoc" - podpisane, Kate.
Większość Ślizgonów poszła w jej ślad i również parsknęli śmiechem. Jedynie Draco pozostał ze swoją cmentarną, wyrafinowaną miną.
- Goyle, ty ostatnio jesteś obyty, we no odpowiedz na problem biedaczki.
Goyle powoli odłożył gazetę, poprawił okulary (tak, tak Goyle stwierdził, że w okularach jeszcze bardziej zacznie budzić szacunek) zrobił poważną minę i rzeczowo odpowiedział.
- Oczywiście Pansy, nic co ludzkie, nie jest mi obce - mlasnął pod nosem delikatnie złączając dłonie w charakterystycznym geście. - Dyktuję " Droga Kate, najpierw upewni się czy osobnik, z którym współżyjesz jest twoim najlepszym wybrakiem. Bowiem, masz duże możliwości wyboru stałego partnera, jeśli jednak stwierdzisz, że nim jest, to poważnie z nim porozmawiaj o swoim problemie. Musi być konkretny powód, dla którego nie chce cię całować w „ tych miejscach" . Może jest zbyt wstydliwi? Lub posiada jakiś uraz z przeszłości związany z pochwami? Koniecznie nakłaniam do szczerej rozmowy. Życzę powodzenia, doradca Goyle.
Pansy zaczęła klaskać, po chwili jednak zakrztusiła się śmiechem i spadła teatralnie z fotela. Draco popatrzył z politowaniem na przyjaciela i prychnął pod nosem.
- To bez sensu, „doradco Goyle", jak można mieć uraz do pochwy?
- A skąd wiesz, że nie? - oburzył się Ślizgon.
- Z twoim doświadczeniem seksualnym prędzej brałby się za dział „ Rolnictwo i hodowla" - zgasił go przebiegły Draco.
Pansy znowu zaczęła krztusić się własnym rechotem, a chwilę później, machała dłonią przed twarzą aby ostudzić poczerwieniałe policzka.
- Skoro jesteś taki mądry to sam wypowiedz się lepiej - Goyle był aż tak bardzo zbulwersowany, że ściągnął swoje profesorskie okularki wymownie trzymając je w dłoni.
- Nie mam zamiaru uczestniczyć w czymś tak idiotycznym.
I taka była prawda. Draco lubił dyskutować, ale nie z takim umysłem jak Goyle i nie w takiej chwili, jak teraz. Może i by się nie martwił o Blaise'a, gdyby wcześniej nie był umówiony z nim na libacje alkoholowe, a on nigdy go nie wystawiał.
Goyle posłusznie przyjął krytykę. W końcu, teraz było kolejny poziom wyżej od innych. Jest wyrozumiały.
- Czy tylko ja martwię się o tego kretyna?!
- Tak - odpowiedzieli mu chórem.
Draco wstał i z wrodzoną gracją wyszedł mając wszystkich w swoim głębokim poważaniu.
Pokój Wspólny Gryfonów
Sprawdzili bibliotekę i wszystkie sale lekcyjne, a po zacnej Gryfonce, o imieniu Hermiona Granger, ani śladu. Większość siedziała w Pokoju Wspólnym i snuła insynuacje, co też mogło się przytrafić ich przyjaciółce.
- To pewnie Malfoy! Uprowadził ją do tej swojej wstrętnej pieczary i robią tam jakieś zboczone obrzędy! - Wycedził czerwony ze złości Ron, zmagając się z suwakiem od kieszeni bluzy.
- Biedna Hermi! - Jęknęła Lavender obejmując pod pretekstem Ronalda.
- Malfoy jest jaki jest, ale nie sądzę żeby posunął się aż do czegoś taaakiegooo- ziewnął Harry zastanawiając się czy nie właściwe byłoby, po prostu wyjście i przespanie się na błoniach.
Na niebiosa! Hermiony nie było dopiero od trzech godzin, a oni już szaleją. Przecież, nie mogła rozpłynąć się w powietrzu. Na pewno zaraz się zjawi. Nie to, że się nie martwił, po prostu ufał swojej przyjaciółce i rozumiał, że potrzebuje chwilę prywatność. Leniwie przetarł dłonią oczy, czując zmęczenie.
- A ja myślę, że Ron o dziwo ma rację - odezwała się bojowym głosem Ginny i wstała energicznie z kanapy podnosząc podbródek ku górze. Wyglądała, co najmniej zjawiskowo. - Sprawdziliśmy już wszędzie. Za niedługo się ściemni! Nie zaszkodzi sprawdzić i tam. Ja idę, nie wiem jak wy!
- Ginny poooczekaj - uspokoił ją Harry zatykając dłonią usta przy długim ziewnięciu. Ginewra Weasley jednak nie miała zamiaru szybko się uspokoić.
- Na co? Aż Hermiona od tak spadnie nam z nieba? Pewnie Malfoy i ten pacan Zabini dobierają się teraz do niej! - wybuchła złością, a jej drobne ciałko aż poskoczyło.
- Ginny ma racje - przyznał Semaus Finnigan, również podnosząc swoje cztery litery. - Z Malfoy'em nie wiadomo. Kto wie, co mu wpadnie, do tego durnego łba. Teraz weszła ta cała moda na BDSM.
Wszyscy westchnęli ze zdumienia.
I takim to sposobem, na czele z 160 centymetrową Ginny Weasley, pełni zapału i nastawienia bojowego Gryfoni ruszyli na ratunek nieszczęsnej Hermionie Granger, aby wyrwać ją z obślizgłych objęć Ślizgonów.
Armia wyposażonych w różdżki żołnierzy, czujnym krokiem zbliżała się w stronę bazy wroga. Wyczuwalne było napięcie. A nawet, Ginny je poczuła, mimo, że nie chciała tego po sobie pokazać, no bo co? Wejdą od tak, do ich dormitoriów i zaczną żądać wolności Hermiony? Wszyscy wiedzą, jacy są ludzie ze Slytherinu ( a szczególnie wiedzieli to Gryfoni) na pewno, łatwo nie będzie.
- Ktoś się zbliża! - Zaalarmował Ron, a Ginny teatralnie nastroszyła swoje rude włosy. Nadchodząca zjawa powoli wyłoniła się z cienia ukazując swoją majestatyczną posturę.
- Nie „ktoś", tylko twój Pan i Władca, ty durniu - nie trudno było zgadnąć, do kogo ten głos należał.
- Malfoy! Coś ty powiedział?! - Krzyknął Ron i w akcie szału chciał się rzucić na blondyna, czego efektem było potknięcie się o stopę Nevilla i leżenie plackiem przed nogami Draco.
"Litości" - pomyślał Ślizgon przewracają oczami.
Chwilę później, chcąc poprawić sobie, swój jakże paskudny humor, entuzjastycznie zaklaskał w dłonie.
- Brawo, Weasley. Brawo! Widzę, że szybko uczysz się. Kto wie, może awansuję cię na swojego parobka?
Ronald cały czerwony, to i z nerwów, to i ze wstydu, podniósł głowę ku górze i krzyknął.
- Na co czekacie? Brać typka! - Rozkazał i chwycił go mocno za kostki, a reszta Gryfonów jak stado rozwścieczonych byków ruszyła na bezradnego i zaskoczonego Draco. Jednie Harry stał z głową opartą o ścianę i słodko drzemał.
- Na tyłek trola, weźcie i jego - jęknęła Ginny.
5 minut później.
Draco siedział przywiązany do krzesła w pokoju Gryffidoru i obrzucił nienawistnym spojrzeniem wszystkich zebranych. Po tym jak z jego szlacheckich usteczek zaczęły wydobywać się tysiące obelg w stronę porywaczy, Ron wpadł na genialny pomysł zakneblowania mu ust.
Niech no tylko go rozwiążą, niech no tylko pozbędzie się tych sznurów, on się im odwdzięczy i to aż zanadto. Pożałują! Oj pożałują! Kogoś takiego jak Draco Malfoy'a tak się nie traktuje.
- No, Malfoy. Gadaj, co zrobiliście z Hermioną bo szybko stąd nie wyjdziesz! - Głos Rona, mimo wszystko, wyrażał błogą satysfakcję. W końcu ma okazje wyżyć się na tym parszywcu Malfoy'u. Rudzielec stał tuż nad nim, trzymając przed twarzą blondyna różdżkę. Draco obdarzył go zażenowanym spojrzeniem. Co ten Wjeprzlej sobie wyobraża?
- I lepiej nic nie kręć, bo i tak ci to nie ujdzie płazem - tym razem odezwała się Ginny, która dołączyła do gwardii „Tępienia wszelakich oznak Malfoy'owskich" i stanęła obok Rona tupiąc znacząco nóżką.
- Właśnie, Malfoy! Lepiej gadaj, bo jak nas wkurzysz to...to zginiesz tu we własnych odchodach i wymiocinach! - Wyjąkał Neville, dumny ze swojego bogactwa słów. Wszyscy włącznie z Malfoy'em obdarzyli go pytającym i lekko zaszokowanym spojrzeniem.
- Tak, czy siak, skończysz marnie - poprawił się Neville, na co wszyscy znowu zwrócili się w stronę torturowanego i nieszczęsnego Malfoy'a.
Draco obrzucił go spojrzeniem psychopaty-mordercy i gwałtownie zaczął się wiercić na krześle.
- Tak Malfoy, właśnie tak. Z nami się nie pogrywa! Co zrobiliście z Hermioną?! - Powtórzył Ron, starając się, aby jego głos brzmiał groźnie i srogo. Cóż, powiedzmy, że tak wszyło.
- A niby, w jaki sposób ma wam cokolwiek powiedzieć, jak ma ZAKNEBLOWANE usta?! A może porozumiewacie się telepatycznie? - Mruknął zdenerwowany Harry, powoli rozbudzając swoje zmęczone powieki.
