Syreni śpiew
Autor:Lampira
Beta:Zilidya, anga971
Ostrzeżenia: Creature fick, non-canon
Co mogę rzec? Podjęłam się tej próby i nie wiem jak mi pójdzie. Mam jedynie nadzieję że nie zawiodę Wiany, której dedykuje to życzenie
Rozdział 1
Harry Potter, Złoty Chłopiec Gryffindoru i ten, który przeżył liczne ataki ze strony Czarnego Pana, czuł się niepewnie. Spędzał kolejne wakacje u Dursleyów, którzy jak zawsze byli dla niego okrutni. Oczywiście nie torturowali go, przynajmniej tak uważał nastolatek. Jak zwykle musiał wykonywać wyczerpujące zadania, za które otrzymywał jedynie minimalne porcje jedzenia oraz długie godziny w zamknięciu. Były również poszturchiwania i kuksańce ze strony kuzyna, a także okazjonalne uderzenie pięścią od Vernona. Jednak nie sprawiało to, że był nerwowy. Nie miało również znaczenia to, że nie wiedział, co się dzieje w magicznym świecie oraz, że Dumbledore nie pozwolił mu spędzić wakacji z ojcem chrzestnym, którego niemal stracił podczas bitwy w ministerstwie. Tu chodziło o coś innego…
Od pewnego czasu Harry czuł się dziwnie. Swędziało go całe ciało, a ubranie nieprzyjemnie drażniło, zwłaszcza w okolicach nóg. W pierwszej chwili myślał, że to może jakieś uczulenie lub oparzenie słoneczne, ale na skórze nie było żadnych śladów, dlatego zbagatelizował to. Jednak było coraz gorzej.
Lato nie było zbyt upalne, a on wciąż pił wodę. Czuł się spragniony. Mógł ugasić je tylko czystą wodą, żaden inny napój mu nie pomagał. Oczywiście nie miał zbyt wielkich szans by napić się czegoś innego niż wody z kranu, ale gdy udało mu się wypić pozostawione przez Dudleya mleko lub niedobitą herbatę od razu ją zwracał. To go zaniepokoiło, ale starał się wyprzeć ze świadomości fakt, że dzieje się z nim coś złego. Wmawiał sobie, że się czymś zatruł. Byłoby to dobre wytłumaczenie, gdyby nie miał wilczego apetytu. Tu tkwił kolejny problem. Nie mógł jeść wielu produktów, którymi dotychczas się żywił. Sama myśl o mięsie, czy owocach powodowała, że się krzywił. Miał ochotę jedynie na ryby, których dotąd nigdy nie lubił. Jednak teraz, to właśnie one były pokarmem, który mógł zjeść nie obawiając się mdłości, co zakończyło się dla niego głodówką. Dursleyowie nie jedli przecież codziennie ryb i owoców morza, a nawet gdyby, to była mała szansa, że Harry dostanie z tego jakąś większą porcję. Dlatego półprzytomnie wykonywał swoje obowiązki.
Harry stał już od kilkunastu minut nad kuchenką, smażąc jajecznicę na boczku. Starał się oddychać przez usta, by nie czuć zapachu mięsa, ale pomimo jego wysiłków, żołądek zaczął mu się buntować. Nie mógł pozwolić sobie na wymioty, zresztą i tak nie miałby czego zwrócić. Dlatego, co jakiś czas przymykał oczy oddychając głęboko, starając się nie myśleć. Nie myśleć o tym co smaży, o słońcu, które mimo wczesnej godziny grzało niemiłosiernie, o wodzie, którą mógł znaleźć wszędzie. W kranie, wannie, dzbanku, w lodówce pod postacią kostek lodu. W wielkim akwarium, stojącym w salonie, w którym wraz z różnokolorowymi rybkami ciotki, pływały zwykłe, złote Dudleya. Wylądowały w nim, gdy kuzyn się nimi znudził.
Na samą myśl o rybach Harry oblizał łakomie wargi. Świadomość, że czuje głód, myśląc o zwierzątkach domowych wstrząsnęła chłopakiem. Przełykając nerwowo ślinę otworzył oczy.
Przestań! To nie jest normalne. Nie jesteś aż takim dziwolągiem. Pomyśl o czymś innym. Popatrz na bawiące się dzieci lub na drzewa.
Zdeterminowany wbił wzrok w okno, znajdujące się nad kuchenką. Przez chwilę uspokajał się, obserwując zadbany ogród. To była jego zasługa, że podwórko wyglądało tak, a nie inaczej. Mimo, że praca była ciężka, to jednak lubił w pewien sposób te wszystkie, domowe obowiązki. Dbanie o ogród, czyszczenie, a najbardziej gotowanie. Lubiłby je nawet bardziej, gdyby nie był zmuszany do ich wykonywania.
Śledził wzrokiem klomby i róże, które posadził dwa tygodnie temu. Ich płatki były intensywnie czerwone. Wszystko było żywe i kolorowe, nic nie usychało, tak jak u sąsiadów. Była to zasługa spryskiwaczy, które włączały się cztery razy dziennie.
Spryskiwacze!
Zupełnie o nich zapomniał. Odkąd zaczęła się jego obsesja na punkcie wody i wszystkiego co było z nią związane, starał się jej unikać. Nie chciał jej widzieć, czuć ani słyszeć, bo gdy coś takiego się działo, wpadał w swoisty trans.
Spanikowany odwrócił się w stronę zegara. Dochodziła siódma. Czyli czas włączenia spryskiwaczy. Musi się stąd jak najszybciej uciec.
Wtedy usłyszał szum wody — nie zdążył. Spryskiwacze zaczęły nawadniać ogród. Harry wbrew sobie, odwrócił się w stronę okna. Obserwował zafascynowany, jak woda dociera do najdalszych krańców ogrodu. Promienie słoneczne odbijały się od kropel, które już po chwili rozpryskiwały się na trawniku. Szum wody był uspakajający i hipnotyzujący. Nastolatek chciał podejść bliżej, zanurzyć w niej swoją dłoń. Unieść rękę i pozwolić, by krople spłynęły w dół, po jego nadgarstku, ramieniu. Dotknąłby mokrymi palcami warg, wysunąłby język, by ją posmakować. Potem zrobiłby krok i pozwolił, by otoczyła jego sylwetkę, dotknęła policzków, powiek, ukoiła ból, który czuje. Byłoby tak przyjemnie, tak spokojnie… Tylko on i woda.
— Co ty wyprawiasz? — Podskoczył na niespodziewany wrzask. Otworzył oczy, które nie wiadomo kiedy zamknął, patrząc teraz na ciotkę Petunię, która stała w wejściu do kuchni
— Wyłącz ogień! — krzyknęła na niego.
Wtedy spojrzał na jajecznicę, która stawała się powoli czarna. Jednocześnie do jego nozdrzy dotarł zapach spalenizny. Natychmiast wyłączył ogień, chcąc uratować jak najwięcej.
— Przepraszam — wymamrotał, odsuwając się posłusznie, gdy kobieta podbiegła do patelni.
— Jesteś bezużyteczny — syknęła gniewnie, mieszając jajka. — Nawet śniadania nie potrafisz zrobić. — Harry milczał. Wiedział, że lepiej w takich momentach nic nie mówić. Lepiej stać obok i przyjąć wszystko, co go czeka. Gdyby się bronił, kara byłaby o wiele bardziej bolesna.
— Trzeba było zostawić się na tym progu, byś umarł z zimna — mruczała pod nosem, przekładając jajecznicę na talerze. — Co ty tu jeszcze robisz? — warknęła, unosząc szpatułkę.
Potter zamknął oczy, oczekując uderzenia, jednak nie nadeszło. — Idź do salonu. Będziesz tam czekał aż zjemy śniadanie. Później wszystko tutaj wyszorujesz i wywietrzysz kuchnię. Następnie zajmiesz się swoimi codziennymi obowiązkami.
Kiwnął głową, nie unosząc wzroku. Starając się zachowywać jak najciszej, wycofał się do salonu. W przejściu spotkał kuzyna, który z całej siły przyłożył mu pięścią w brzuch. Zgiął się, wypuszczając ze świstem powietrze.
— Dziwoląg. — Standardowe powitanie Dudleya.
Nie starał się nawet odpowiedzieć, zaciskając usta stanął w kącie. Zawsze tam stał, czekając na kolejne polecenia. Był niczym skrzat domowy, nikt nie zwracał na niego uwagi, dopóki nie był potrzebny. Wpatrywał się w swoje stopy, słuchając brzdęku sztućców i podniesionego głosu Dursleyów.
— Czy ten dziwoląg nie potrafi nawet śniadania dobrze zrobić? Zmarnował moje pieniądze! Zaraz go nauczę szacunku! — Odsunięcie krzesła zabrzmiało w uszach nastolatka jak wyrok.
Zaryzykował szybkie zerkniecie w kierunku kuchni, ale w przejściu nie pojawiła się masywna sylwetka Vernona.
— Spokojnie, kochanie. — Łagodny głos ciotki, tak wielce różny od tego, jakim zwracała się do niego. — Musisz śpieszyć się do pracy. Ukarzesz go po powrocie. — Mężczyzna odpowiedział jej coś niewyraźnie, ale temat został przerwany, gdy rozbrzmiał jęk Dudleya.
— Mamo, ja nie chcę tego jeść.
— Zaraz ci coś przygotuję.
Harry już dłużej nie słuchał. Nie interesowała go dalsza rozmowa. Zaczął rozglądać się po salonie. Nie wiedział po co to robi. Stał tu już wielokrotnie, poznał każdą rzecz, która się w nim znajdowała.
Błądząc tak wzrokiem napotkał akwarium. Wiedział, że nie powinien na nie patrzeć, ale nie mógł się powstrzymać.
Było to wielkie akwarium, które można czasami zauważyć w dobrych sklepach zoologicznych. Pojemność pięćdziesięciu litrów, z podświetleniem, automatycznym czyszczeniem, z żywymi roślinkami oraz elementami dekoracyjnymi, takimi jak zamki, statki lub skrzynia ze skarbami. W błękitnej wodzie pływały rybki najróżniejszych kształtów i kolorów. Rzadkie okazy wymieszały się z pospolitymi złotymi rybkami. Lubił je obserwować. Kiedy stał w kącie potrafił patrzeć na nie godzinami. Pływały tak swobodnie. Często wyobrażał sobie, że jest jedną z takich rybek i może spokojnie żyć w morskiej toni. Lecz tym razem obserwacja pływających rybek nie koiła nerwów. Wręcz przeciwnie.
Czuł głód, miał ochotę złapać je za ogon i połknąć je w całości. Na pewno zaspokoiłyby jego głód, czułby się po nich dobrze. Nic by się nie stało gdyby chwycił jedną z rybek. Nikt by tego nie zauważył. Dla jego krewnych był to jedynie element dekoracyjny. Nie wiedzą nawet jakie mają gatunki. Nic się nie stanie, nikt się o tym nie dowie. Zrobi to szybko i wróci na swoje miejsce. Przecież to nic złego. Nie musi się obawiać.
Pierwszy krok był niepewny, drugi bardziej śmiały, kolejne były już tylko kwestią czasu. Przez całą drogę nie odrywał wzroku od akwarium. Już po chwili znalazł się tak blisko, że jego oddech zmieniał się w parę na szkle. Musiał stanąć na palcach, by odsunąć pokrywę, ale kiedy to się stało, bez wahania zanurzył dłoń. Zadrżał z przyjemności, gdy poczuł wodę na nagiej skórze. Ryby, spłoszone niespodziewanym intruzem, umknęły pośpiesznie w bok, ale Harry wiedziony instynktem i wprawą szukającego chwycił jedną za ogon. Niczym kot, wyciągnął ją szybko z wody. Rzucała się, nie mogąc oddychać. Nie przejmował się tym. Odchylił głowę do tyłu i zamykając oczy pozwolił, by rybka trafiła do jego ust. Nie czuł obrzydzenia tym co robi. Było to dla niego naturalne. Było to coś, co powinien już dawno zrobić. Jedna rybka nie zmogła jego łaknienia, raczej je wzmogła. Ponownie zanurzył dłoń chwytając kolejną rybkę. To wszystko było niesamowite, choć gdzieś w środku czuł, że nie jest do końca właściwie.
Niczym się nie przejmował. Nie słyszał już dźwięków dobiegających z kuchni. Zapomniał o całym świecie. Był tylko on i te rybki. Przyjemną chwilę przerwał niespodziewany krzyk.
— Mamo! Mamo! Harry zjadł moją złotą rybkę!
Nastolatek wypuścił tę, którą właśnie trzymał. Z pluskiem wpadła z powrotem do wody. Kilka kroków od niego stał Dudley, który wskazywał na niego palcem. Za nim, niemal natychmiast, pojawiła się Petunia. Szybko oceniła sytuację, chociaż nie było to trudne. W momencie, kiedy weszła do salonu, w ustach Potter'a zniknął ogon złotej rybki.
— Mamo! Mamo! On zjadł moją rybkę! — powtarzał z zadowoleniem Dudley.
Cieszył się, że Harry znów popadł w tarapaty.
— Cisza! — powiedziała stanowczo. Nastolatek umilkł zaskoczony. Matka nigdy się do niego tak nie zwracała. Harry też był zdziwiony. — Ty pójdziesz ze mną. — Chwyciła siostrzeńca za nadgarstek ciągnąc po schodach do jego sypialni. Zatrzasnęła drzwi i spojrzała na niego zniesmaczona. — Jesteś taki sam jak twoja matka. Zła krew. Obrzydliwa. — Jej głos był pełen odrazy. Brzmiała tak, jakby zbierało się jej na wymioty. — Najpierw te twoje dziwactwa, później ci ludzie, a teraz to. — Nerwowo spacerowała po pokoju. — Obrzydliwy. Nie człowiek. Cudak — obrażała go, ale Harry nie wiedział, co ma na myśli. — Masz się nie zbliżać do wody. — Zatrzymała się przed nim — Masz jej unikać, a jeśli się do niej zbliżysz, zabiję cię. I nie obchodzą mnie twoi przyjaciele. Nie jesteś człowiekiem, jesteś zwierzęciem. Zabiję zwierzę, nie człowieka. — W jej oczach zalśnił obłęd.
— Co? — Nie rozumiał jej.
— Jesteś zwierzęciem — syknęła z odrazą. — Rybą.
— Rybą? — Zaczął się martwić, że jego ciotka zwariowała.
— Rybą, syreną. Jak twoja matka i babka. Jedna kropla wody na twojej skórze, a skończysz nagi i z ogonem. Zwierzę, cudak. Coś, co nie powinno istnieć. Pomyłka natury. — Nieświadomie dostarczała mu informacji. — Nasza matka była taka szczęśliwa, że Lilly odziedziczyła jej geny, a kiedy dowiedziała się, że jest także czarownicą, nie mogła pohamować swej radości. Nie rozumiała, że sama jest zwierzęciem, a moja siostra jeszcze większym dziwolągiem. Trzeba było cię udusić, gdy tylko zauważyłam twoje dziwactwa. — Jej głos był dziwny.
Harry nie mógł się powstrzymać. Musiał oto zapytać.
— Byłaś zazdrosna o swoją siostrę?
W pokoju rozbrzmiał donośny plask. Policzek nastolatka palił żywym ogniem. Był zaczerwieniony i powoli puchł. Kobieta trzymała się za dłoń. Nie wiadomo, czy czuła ból, czy był to tylko automatyczny gest.
— Nawet nie myśl, że byłam zazdrosna o taką maszkarę! Masz się nie zbliżać do wody —ostrzegła go po raz ostatni, nim wyszła trzaskając drzwiami.
Dało się słyszeć chrzęst łańcucha, gdy zamykała go w pokoju. Harry nie zwracał na to uwagi. Skupiał się tylko na jednej kwestii.
Jestem syreną?
