Tytuł: To Be Himself
Autor: RavieSnake
Pairing: Draco Malfoy/Hermiona Granger
Rating: T
Zgoda autora: Jest
Beta tłumaczenia: Isamar (której bardzo, ale to bardzo dziękuję za poprawienie licznych błędów i pomoc w dokonywaniu właściwych tłumaczeniowych wyborów).
Rozdział 1: Umowa
Draco Malfoy odchylił się na oparcie krzesła i złożył dłonie na kolanach. Z rozbawieniem przyglądał się kobiecie po drugiej stronie biurka, uśmiechając się przy tym złośliwie.
— A co takiego, powiedz proszę, mogłabyś mi zaoferować, żebym zechciał w równie okropny sposób zmarnować swój cenny czas?
Hermiona wyprostowała się.
— Zapłacę ci.
Jedna z brwi Dracona uniosła się.
— Myślisz, że cię na mnie stać?
— Mam konto oszczędnościowe. — Skinęła głową.
— A jak dużo masz na tym... koncie oszczędnościowym? — spytał, udając zainteresowanie. — Dziesięć tysięcy galeonów? Dwadzieścia?
Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem, momentalnie tracąc pewność siebie.
— Dwa tysiące — odparła cicho.
Draco zaśmiał się.
— Zarobiłem więcej, siedząc na tyłku i wysłuchując twojej absurdalnej propozycji.
Hermiona znowu podniosła wysoko głowę i wysunęła do przodu podbródek.
— Chcesz te pieniądze czy nie?
— Och, ja zawsze chcę pieniędzy — odpowiedział, pochylając się nad biurkiem i ostentacyjnie krzyżując na piersi ramiona. — Obawiam się jednak, że zwyczajnie nie mógłbym tego zrobić za marne dwa tysiące galeonów.
Hermiona zacisnęła usta. Z niepowodzeniem próbowała ukryć rozczarowanie.
— Jest mi... W takim razie przepraszam za marnowanie twojego czasu — rzuciła, podnosząc się z krzesła.
— Siadaj — nakazał Draco spokojnym głosem.
Na dźwięk rozkazującego tonu mężczyzny Hermiona posłała mu gniewne spojrzenie, ale powoli wróciła na swoje miejsce.
— Jeszcze nie skończyłem — wyjaśnił Draco z poważną miną.
— Powiedziałeś, że nie mógłbyś tego zrobić — odezwała się Hermiona, wyraźnie zirytowana. — Nie ma sensu, żebym tu dłużej była.
— Powiedziałem, że nie mógłbym tego zrobić? — spytał wyzywająco.
Hermiona skrzywiła się na niego.
— Tak — odparła krótko, a Draco pokręcił głową.
— Wydaje mi się, że powiedziałem, że nie mógłbym tego zrobić za marne dwa tysiące galeonów.
— Cóż, to w skrócie oznacza mniej więcej tyle co „nie" — stwierdziła — bo nie mam ci już nic więcej do zaoferowania.
Draco znowu uśmiechnął się złośliwie.
— To chyba nieprawda.
Hermiona zmrużyła groźnie oczy.
— Nie jestem aż tak zdesperowana — oświadczyła niemal drwiąco.
Draco nagle wydał jej się poirytowany.
— Można o mnie powiedzieć wiele rzeczy, Granger, ale z pewnością nie to, że jestem zboczeńcem. Niech twój genialny umysł nie błądzi po ciemnych zaułkach.
— Czego chcesz w takim razie? — zadała konkretne pytanie i tym razem to ona skrzyżowała ramiona.
Draco przekrzywił głowę. Przez chwilę obserwował ją badawczym wzrokiem.
— Szkoda, że nie widziałaś swojej miny — zaczął lekkim tonem — kiedy pomyślałaś, że tego nie zrobię. Byłaś zdruzgotana.
Hermiona zmarszczyła brwi i otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, ale Draco odezwał się, zanim zdążyła to zrobić.
— I zaoferowałaś mi całe swoje urocze, niewielkie oszczędności. Zastanawia mnie... Jak okropna musi być twoja rodzina, skoro byłaś gotowa tak dużo zapłacić, przyjść tu i błagać mnie, bym dał im nauczkę?
— Nie błagałam — oświadczyła Hermiona, próbując się bronić.
Draco jedynie uśmiechnął się do niej.
— Zapytaj mnie jeszcze raz.
— Co?
— Zapytaj mnie ładnie, czy zgodzę się być częścią twojego małego spisku.
Hermiona spojrzała na niego podejrzliwie, ale się nie poddała:
— Czy chciałbyś...
— Nie, nie, nie — przerwał jej Draco, kręcąc głową z dezaprobatą. — Powiedziałem „ładnie". Spróbuj tak: „Bardzo cię proszę, Draco, czy nie zechciałbyś może spędzić świąt ze mną i z moją rodziną?"
Hermiona obrzuciła go gniewnym spojrzeniem, na co on jedynie zaczął mrugać wyczekująco. Wzięła kilka głębokich oddechów i w końcu przemówiła:
— Bardzo cię proszę, Malfoy...
— Draco — poprawił ją obrzydliwie słodkim głosem.
Hermiona była na skraju wytrzymałości.
— Bardzo cię proszę, Draco — prawie że wypluła — czy nie zechciałbyś może spędzić świąt ze mną i z moją rodziną?
— Wydaje mi się, że stać cię na więcej — ocenił, odchylając się na krześle. — Może tak: „Bardzo, bardzo cię proszę". I chcę widzieć twój uśmiech.
Hermiona toczyła wewnętrzną walkę, a mężczyzna obserwował ją z pełnym samozadowolenia uśmieszkiem. Minęło kilka sekund, nim na jej ustach uformował się zalotny uśmiech.
— Bardzo, bardzo cię proszę, Draco, czy nie zechciałbyś może spędzić świąt ze mną i z moją rodziną? — zapytała przymilnie.
Draco odwzajemnił jej uśmiech.
— I ty twierdziłaś, że nie jesteś zdesperowana?
Uśmiech na twarzy Hermiony zamienił się w ponurą kreskę i Draco zaśmiał się po raz kolejny.
— Twoja rodzina musi być naprawdę nie do zniesienia — rzekł. — Choć nie powinno mnie to dziwić, skoro są mugolami.
W oczach Hermiony błysnął gniew, kiedy nagle wstała ze swojego miejsca.
— Zapomnij, że tu byłam — powiedziała ze złością i ruszyła szybkim krokiem w kierunku drzwi. Gdy miała już rękę na klamce, Draco zawołał:
— Chcę dostać z góry te dwa tysiące.
Hermiona zatrzymała się i zerknęła na niego przez ramię. Przez chwilę przyglądała mu się sceptycznie, po czym opuściła dłoń i odwróciła się w jego stronę.
— Dwa tysiące z góry — zgodziła się, kiwając głową.
Draco opuścił ręce i sięgnął po różdżkę, która leżała na biurku.
— Usiądź z powrotem. Musimy omówić dodatkowe warunki, zanim nasza mała umowa zacznie obowiązywać.
— Dodatkowe warunki? — powtórzyła Hermiona, zająwszy swoje krzesło.
— Powiedziałem przecież, że dwa tysiące galeonów to za mało — rzucił beztrosko. Wyciągnął rękę nad biurkiem. — A teraz...
Hermiona po prostu gapiła się na jego dłoń, na co Draco przewrócił oczami.
— Będziesz musiała uścisnąć moją rękę, jeśli ma to być wiążąca umowa, Granger — poinformował ją.
— Nie chcę z tobą żadnej wiążącej umowy, Malfoy. — Zmarszczyła brwi. — To ma być zwykła transakcja.
— Nie, nie sądzę — nie zgodził się — i to jeden z moich warunków. Wiążąca umowa... Żebyśmy mieli pewność, że każde z nas jej dotrzyma.
— Zapłacę ci — zapewniła Hermiona, urażona, że w nią wątpił.
Draco znowu skinął głową na swoją dłoń.
— Wiem o tym.
Hermiona jeszcze przez chwilę spoglądała na niego groźnie, po czym ze zrezygnowanym westchnieniem energicznie wyciągnęła rękę, by uścisnąć jego dłoń. Draco uśmiechnął się do kobiety, gdy oplótł palcami jej palce.
— Współpraca z tobą to czysta przyjemność, Granger — podsumował z zachwytem.
— Jasne — wymamrotała zjadliwie Hermiona. — Nie zapomnij tylko, kto tu rządzi.
Draco uroczyście pochylił głowę.
— Oczywiście — odparł z powagą. — A teraz moje warunki...
— Zwariowałaś?
Hermiona ze smutkiem w oczach spojrzała przez stół na swojego starego przyjaciela.
— Najwyraźniej — odpowiedziała, ponuro dzióbiąc widelcem resztki lunchu.
Ron Weasley nadal marszczył się, patrząc na na pergamin, który trzymał w dłoniach.
— I ty naprawdę się na to zgodziłaś? — spytał. — Naprawdę zawarłaś z nim wiążącą umowę?
— Inaczej by tego nie zrobił — odparła i wzruszyła niepewnie ramionami.
Ron kręcił lekko głową, czytając kolejne punkty na liście.
— Ma cię odwieźć na miejsce i z powrotem? Nie wie, że to praktycznie na końcu świata? Jak dokładnie planuje to zrobić? Zawieźć cię tam... cholernym powozem?
Hermiona zakryła twarz dłońmi.
— Nie mam pojęcia — wyjęczała. — I raczej mnie to nie obchodzi. Powóz mógłby się sprawdzić.
— Nie możesz zaprzeczyć żadnemu kłamstwu, które im opowie? — Ron kontynuował czytanie. — Co to, do cholery, jest, Hermiono? Może im powiedzieć dosłownie wszystko!
— Cóż, plan jest taki, że ma ich zszokować. — Westchnęła. — Co takiego strasznego mógłby wymyślić?
Ron gapił się na nią.
— To Malfoy — przypomniał jej. — Sformułował to w taki sposób, że... nigdy nie będziesz im mogła wyznać prawdy bez jego pozwolenia... nawet gdy już będzie po wszystkim.
Hermiona spojrzała na niego.
— Zawsze mogę im powiedzieć, że jest niezrównoważony psychicznie i lubi zmyślać — stwierdziła.
— No niby tak — odrzekł, marszcząc brwi jeszcze mocniej. — Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego to sobie robisz. Całe twoje oszczędności, Hermiono... I na dodatek będziesz musiała spędzić weekend z Malfoyem... Jesteś pewna, że naprawdę warto?
Hermiona odłożyła widelec i oparła dłonie na kolanach.
— On nie jest taki zły — sapnęła. — Jest inteligentny, ciężko pracuje, jest przystojny... Miałby naprawdę duży potencjał, gdyby nie był takim... takim...
— Strasznym dupkiem? — zasugerował Ron, gdy zamilkła.
— Tak... dokładnie — odparła. — Ale właśnie dlatego go wybrałam. W pracy jest bezlitosny i zajadły, widziałam to, kiedy spotykaliśmy się w sali posiedzeń. Potrafi osiągnąć wszystko. Jeśli ktoś może pokonać moją rodzinę ich własną bronią, to tylko on.
— Cholera, po co w ogóle jeździsz do nich co roku? Przyjedź do Nory. Spędź święta z nami wszystkimi — zaproponował.
Hermiona uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, jednak pokręciła głową.
— To pierwsze święta, odkąd zostałeś tatą. Powinieneś skupić się na rodzinie. Nie mogę wam w tym przeszkadzać.
— Ty jesteś moją rodziną — wyznał Ron poważnie. — Spędź święta z nami.
— Wiesz, że to nie jest dobry pomysł — powiedziała, a uśmiech zniknął z jej ust.
Ron westchnął i pochylił głowę, przytakując lekko.
— Tak, wiem — zgodził się posępnie. — Przepraszam za nią. Ona cię wcale nie nienawidzi, ona po prostu...
— W porządku, Ron — zaczęła Hermiona. — Na jej miejscu też nie cieszyłabym się, gdyby była dziewczyna mojego męża kręciła się wokół nas.
— Ona po prostu jest czasami zazdrosna. — Ron dalej starał się wyjaśnić.
— Wcale się jej nie dziwię. — Hermiona uśmiechnęła się do niego czule.
Ron odłożył pergamin i odwzajemniając jej uśmiech, szturchnął ją pod stołem w nogę.
— Kocham cię — powiedział.
Hermiona pokiwała głową i wzięła głęboki oddech.
— I właśnie DLATEGO nie jestem mile widziana w twoim domu — zakpiła, sięgając po pergamin.
Ron zaśmiał się, ale po chwili spoważniał, gdy ich spojrzenia znów się spotkały.
— Nie pozwól, by Malfoy się jutro nad tobą znęcał — przykazał. — Wiążąca umowa czy nie, nie daj sobą pomiatać.
Hermiona pokręciła głową i wetknęła pergamin do kieszeni.
— Dam sobie radę — zapewniła, zakładając płaszcz i podnosząc swoją torebkę z krzesła. — Muszę się już zbierać. Mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia. Dzięki za lunch. Naprawdę przyjemnie spędziłam czas.
— Zawsze do usług — odparł Ron i wstał razem z Hermioną. Podszedł do niej i otoczył ją ramionami.
— Naprawdę — wyszeptał jej do ucha stanowczym głosem — uważaj na siebie.
— Zawsze uważam — rzuciła w odpowiedzi Hermiona i odsunęła się od niego, by się uśmiechnąć. — Ucałuj Hugona od cioci Hermiony, dobrze?
Ron pokiwał głową.
— Jasne.
— Wesołych świąt, Ron — powiedziała szczerze
— Wesołych świąt, Hermiono — odrzekł.
Hermiona przerzuciła torbę przez ramię, zawiązała płaszcz i ruszyła do wyjścia.
— Wyglądasz elegancko.
Draco właśnie kończył wiązać krawat, gdy w odbiciu lustra napotkał wzrok swojej matki. Uśmiechnął się lekko, a ona podeszła bliżej.
— Poczekaj — zaczęła, kładąc dłoń na jego ramieniu i dając mu do zrozumienia, by obrócił się w jej stronę. — Pozwól, że spojrzę.
Draco opuścił ręce i stał nieruchomo, kiedy Narcyza oglądała go od stóp do głów.
— Nigdy nie miałeś problemów z zawiązywaniem krawatów — przyznała z czułością w głosie i delikatnie dotknęła palcami wspomnianej części garderoby. — Czego nie można powiedzieć o twoim ojcu.
— Mogę liczyć na to, że złoży mi świąteczne życzenia, zanim odjadę? — spytał Draco tonem, który wskazywał na to, że doskonale wiedział, iż otrzyma odmowną odpowiedź.
Narcyza przejechała dłońmi po szerokich ramionach syna, wygładzając przy tym świeżo wyprasowaną koszulę.
— Wiesz, jaki jest twój ojciec — odezwała się, starannie unikając jego wzroku i dalej błądząc oczami po jego stroju.
Draco wziął głęboki oddech.
— Pozdrowisz go w takim razie ode mnie?
— Oczywiście — odparła łagodnie i w końcu zabrała dłonie z jego ramion. Zerknęła na spakowaną torbę, która leżała na łóżku Dracona, i westchnęła.
— Jesteś pewny, że tego właśnie chcesz? — zapytała.
— Byłem pewny, odkąd skończyłem trzynaście lat, matko — oznajmił cicho.
Narcyza pokiwała nieznacznie głową i troskliwie odgarnęła jego włosy za ucho.
— W takim razie życzę ci powodzenia. — Z wysiłkiem przywołała na usta uśmiech. — Mam nadzieję, że odnajdziesz to, czego szukasz.
Draco zrobił niewielki krok do przodu, by zmniejszyć odległość, jaka ich dzieliła, i objął ją lekko.
— Będę za tobą tęsknić — wyszeptała mu do ucha.
— Wrócę dwudziestego siódmego — zapewnił ją, na co Narcyza pokiwała głową.
Draco po chwili odsunął się od niej i zobaczył, jak próbowała zmusić się do uśmiechu.
— Wesołych świąt, Draco — powiedziała.
— Wesołych świąt, matko — odparł, po czym odwrócił się, by zabrać torbę.
