Od tłumacza: To opowiadanie jest tłumaczeniem „Dumbledore's Army" autorstwa Bobmina356, które możecie znaleźć w oryginale na tej stronie. Wszelkie prawa do historii należą do niego, poza prawami do świata HP, które należą oczywiście do JKR.

From translator: This is translation of „Dumbledore's Army" by Bobmin356, which can be found in English on this website. He has all copyrights for this story, except the HP world, which belongs to JKR.


Od tłumacza: Witajcie w kolejnym fanficu ze świata HP, który postanowiłem przetłumaczyć dla polskich czytelników. Przed wami pierwsza z dwóch historii, właściwie powieści, z których każda dorównuje rozmiarami „To oznacza wojnę". Ta historia powstała niemal siedem lat temu i, jak przyznał mi się w prywatnej korespondencji jej autor, jest debiutem, na który Bobmin patrzy dziś z lekkim zażenowaniem. Niemniej jednak pozostaje znakomitą historią ze sporą dozą humoru, przygody i odrobiną romansu. „Armia Dumbledore'a" opisuje alternatywny szósty rok (czyli HP i Książę Półkrwi), będzie jeszcze sequel opowiadający o siódmym roku.

Tradycyjnie odniesienia do kultury anglosaskiej, które mogą być dla Polaków niezrozumiałe, oznaczam gwiazdką i wyjaśniam pod rozdziałem.

Zapraszam do lektury, a jeśli uznacie, że dobrze się przy niej bawiliście, będę wdzięczny za komentarz pod tekstem.


Od autora: Standardowe zastrzeżenie – nic z tego nie jest moje, miejcie litość. Wszystkie postacie i świat HP są własnością JK Rowling i dziękuję jej za podzielenie się z nami swoim unikalnym pomysłem.

Rozdział 1 – Harry idzie do pracy

U wrót piekła

Nie można powiedzieć, by powrót na Privet Drive okazał się spokojny. Vernon parskał i prychał, mamrocząc coś pod nosem, Petunia drżała na swoim siedzeniu, a Dudley podążał z tyłu za przykładem swojej matki. Powód ich niepokoju siedział obok Dudleya, gapiąc się za okno w otępiałym milczeniu.

Harry Potter siedział w ciszy. Dla wielu Chłopiec, Który Przeżył, był bohaterem, nadzieją czarodziejskiego świata, ale Harry wiedział lepiej. Był pustą skorupą, wypraną ze wszelkiej radości i szczęścia. Po prostu siedział na swoim miejscu, podczas gdy za oknem przesuwały się kolejne budynki.

Nie minął jeszcze nawet tydzień od dnia, gdy Harry stracił swojego ojca chrzestnego w pojedynku z Bellatrix Lestrange, Śmierciożerczynią, jedną z ponad tuzina Śmierciożerców, którzy złapali Harry'ego i jego przyjaciół w pułapkę w Departamencie Tajemnic Ministerstwa Magii. Jego ojciec chrzestny zginął, a wszyscy jego przyjaciele zostali ranni w walce. Poczucie winy, wściekłość i desperacja szalały w jego myślach podczas cichej podróży z King's Cross na Privet Drive.

- CHŁOPCZE! – warknął wuj Vernon. – W tym roku zarobisz na swoje utrzymanie! Umówiłem się z nowym sąsiadem, że będziesz dla niego pracował. Oczekuje, że będziesz pojawiał się u niego o 6.30 rano i pracował do 17.00. CZY TY MNIE SŁUCHASZ, CHŁOPCZE?

Harry odwrócił się od okna i odpowiedział z lekkim śladem złości:

- Tak, wuju Vernonie.

- Dobrze! W tym roku będziemy mieli normalne lato. Nie chcę tu widzieć żadnych dziwaków. Skoro masz składać raport co trzy dni, upewnię się osobiście, że będziesz to robił!

Kiedy samochód zatrzymał się przed domem przy Privet Drive 4, Harry ze zdziwieniem zobaczył brązową hogwardzką sowę, która siedziała na płocie i bez wątpienia czekała na niego. Wyciągnął kufer z bagażnika, szybko odebrał list od ptaka i włożył go do kieszeni. Wolał przeczytać go później, gdy będzie już w swoim pokoju.

Ledwo zdołał zamknąć drzwi i zrobić krok z kufrem w stronę schodów, gdy potężne uderzenie w plecy rzuciło go na ścianę. Wuj Vernon ryknął:

- Nie chcę tu widzieć żadnej dziwacznej sowy, bo pożałujesz! Codziennie masz wstawać o 5.30 i ruszać na Privet Drive 10 do pana Parsonsa. Za twoją pracę będę dostawał 50 funtów tygodniowo.

Harry poczuł jak na moment wzbiera w nim gniew. Super, pomyślał. Teraz wynajmuje mnie, żebym był niewolnikiem u innych ludzi.

Harry zaciągnął kufer do swojego pokoju, usiadł na łóżku, podciągnął nogi i popatrzył za okno. Odgłos zgniatanego pergaminu przyciągnął jego uwagę. List z Hogwartu! Może mówią mu w nim, że zabiorą go stąd wcześniej, pomyślał.

Panie Potter,

zdaję sobie sprawę, że nie odbierzesz tego najlepiej, ale Minister Knot nie zamierza z nami współpracować i sabotuje wszelkie próby mobilizacji aurorów. Daje też do zrozumienia, że chciałby z Tobą porozmawiać, być może nawet uruchomić śledztwo związane z Twoim „włamaniem się" do Ministerstwa. Uważam, że najlepszym działaniem dla wszystkich zaangażowanych stron byłoby, jeśli pozostaniesz na Privet Drive na cały okres letnich wakacji. Poprosiłem Remusa Lupina i pannę Tonks, żeby odwiedzali Cię co jakiś czas, ale poza tym ograniczymy kontakty do minimum. Pamiętaj proszę, by regularnie wysyłać swoją sowę z informacjami o Tobie. Uważam, że nie powinieneś wysyłać żadnych sów do Twoich przyjaciół. Twoja sowa jest dość charakterystyczna i nie chcielibyśmy, by została przechwycona przez wroga.

Albus Dumbledore, Dyrektor

Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie

Pergamin wysunął się z zesztywniałych palców Harry'ego, a chłopak położył się na łóżku i załkał cicho.

- Syriusz…


Głosy szeptały do Harry'ego, przywoływały go, zachęcały, by podszedł bliżej. Zasłona zalśniła zapraszająco. Nagle głowa Syriusza Blacka wystrzeliła zza zasłony, a przegniłe ręce usiłowały chwycić go za ramiona.

- Zabiłeś mnie, Harry!

- Nie, Syriuszu, nie chciałem… Nie chciałem, tak mi przykro, Syriuszu!

- Oooo, malutki Hałi chciałby pobawić się zie śwoim ziapchlonym ojciem chsieśtnym?

Harry obrócił się gwałtownie i ujrzał Bellatrix Lestrange, celującą w niego różdżką. Sięgnął po własną, ale nie było jej na miejscu.

Nagle wszystko się zmieniło i stał na podeście przed zasłoną. Ron, Neville, Luna, Hermiona i Ginny stali tuż koło zasłony. Jedno po drugim ruszali i wchodzili za nią.

Starał się ich zawołać, z całej siły, ale z jego ust nie dobiegał żaden dźwięk…

Harry gwałtownie usiadł na łóżku, krzycząc i łkając.

- Nie, nie Ron, nie Mionka, nie Ginny!

Światło księżyca prześwitywało przez dziurawe zasłony w jego oknach, rzucając blade cienie. Nagle rozległo się walenie w ścianę i usłyszał wrzask wuja:

- Zamknij kurwa ryj, pierdolony świrze!

Była czwarta nad ranem, a chudy blady czarodziej siedział na swoim łóżku, kołysząc się tam i z powrotem i łkając cichutko. Jego odsiadka w piekle dopiero się zaczęła.


Nowa praca Harry'ego

O szóstej rano Harry stanął przed drzwiami domu przy Privet Drive 10. Zapowiadano ciepły dzień, ale Harry miał na sobie o kilka rozmiarów za duży T-shirt z długimi rękawami, który dała mu ciotka Petunia, gdy nie pasował już na Dudleya. Otuchy dodawała mu jedynie różdżka, bezpiecznie schowana w specjalnym uchwycie przyczepionym do przedramienia. Mimo ograniczeń nakładanych na zaklęcia rzucane przez niepełnoletnich, Harry zdecydował, że tego lata nie będzie chodził bezbronny.

Zadzwonił dwukrotnie, zanim usłyszał okrzyk dobiegający z głębi domu:

- Daj se na wstrzymanie! Już zasuwam!

Mężczyzna, który otworzył drzwi, był naprawdę wysoki, nawet wyższy niż Ron, a Ron górował nad Harrym o dobre pół głowy. W przeciwieństwie do Rona mężczyzna miał potężną muskulaturę. Jego krótko ścięte włosy przyprószyła odrobina siwizny. Na jednym z ramion widniał tatuaż, jakiego Harry nigdy wcześniej nie widział. Wyglądało na to, że mężczyzna ma problem z jedną nogą, bo chodził o lasce i najwyraźniej nie mógł zgiąć kolana.

- Ty musisz być tym dzieciakiem od Dursleyów? – spytał mężczyzna.

Harry westchnął i odpowiedział:

- Tak, proszę pana. Jestem Harry.

Mężczyzna wyciągnął wielką dłoń i ujął rękę Harry'ego, potrząsając nią energicznie.

- Nazywam się Jack, Jack Parsons. Wprowadziłem się dopiero kilka tygodni temu. Twój wujek mówił, że szukasz pracy na lato, a z tą moją starą kulawą nogą przydałaby mi się pomoc.

Harry opuścił dłoń i w zastanowił się po cichu ile może mieć w niej złamanych kości.

- No to wchodź! Wchodź! Nie ma co tu stać, Harry. Właśnie zabieram się do porannej szamy, jadłeś już coś?

- Nie proszę pana, jeszcze nie.

- No to chodź ze mną, zarzucę ci jakąś szamę w kuchni i bierzemy się do roboty.

Jak u Dursleyów, w przedpokoju było wejście do małego salonu, schody na piętro, a na końcu korytarza kuchnia. Co ciekawe salon wypełniony był zdjęciami, zdjęciami Jacka w jakiś nieznanym Harry'emu mundurze oraz zdjęciami samolotu. Na jednej ze ścian wisiała szklana gablota, w której znajdowały się trzy małe przedmioty.

Harry podążył za Jackiem do kuchni. Coś pachniało bardzo, bardzo zachęcająco. Harry usiadł przy małym stole, a Jack postawił przed nim kilka talerzy, a na niektórych leżało jedzenie, którego Harry nigdy w życiu nie widział.

- Przepraszam pana, co to jest? – spytał, wskazując na ciężki, tłusty sos. Sos? Na śniadanie?

- Harry, nie możesz powiedzieć, że coś widziałeś, póki nie zjesz ciasteczek z sosem! Stare dobre amerykańskie śniadanie!* Bierz jedno ciacho i polej je sosem. Jak widzisz nie jestem z tych okolic, przeniosłem się ledwo miesiąc temu. Ciągle się rozpakowuję i urządzam.

Harry ostrożnie skosztował dziwnej potrawy i uśmiechnął się szeroko.

- Całkiem niezłe.

- Dobra Hary, plany na dziś są takie: mam dwa miesiące, żeby doprowadzić ten dom do porządku, zanim będę musiał zacząć robotę. Moja firma była tak miła, że wysłała mnie tu wcześniej, żebym mógł się zadomowić, ale przez tego kulasa nie mogę zrobić wszystkiego co bym chciał samemu – Jack uderzył laską w nogę, która wydała metaliczny odgłos. Zaskoczony Harry otworzył szeroko oczy.

- Co się panu stało?

- To dłuższa historia, ale w skrócie powiem ci, że podczas ostatniej Wojny w Zatoce nie patrzyłem gdzie stawiam nogi i straciłem wszystko od kolana w dół.* Niespecjalnie fajna sprawa, ale taka jest wojna. W każdym razie będę cię używał do robienia tych wszystkich rzeczy, których nie mogę zrobić bez użycia dwóch rąk. To znaczy, że będziesz musiał dużo dźwigać i przesuwać. Chcę też, żebyś ułożył płytki w ogródku z tyłu. Twój wujek powiedział mi, ze mam dawać kasę jemu, a nie tobie, co wydaje mi się troszku dziwne, ale nie przywykłem jeszcze do Brytoli.

Harry skinął głową, ale nie odpowiedział. Wuj Vernon nie chciałby, żeby inni dowiedzieli się, że zabiera pieniądze Harry'ego, a chłopak wolał nie ryzykować kolejnego wybuchu jego wściekłości.

- Harry, jak skończysz jeść, z tyłu znajdziesz paletę z całą masą marmurowych płytek. Uważaj na nie, każda waży koło 50 funtów… eee… tutaj to będzie jakieś 20 kilo* – powiedział z uśmiechem. – Weź je do ogródka i rozłóż, jedną na raz. Upewnij się, że dokładnie do siebie przylegają. Chcę tam postawić grilla, a może któregoś dnia basen z podgrzewaną wodą. Zawołam cię, kiedy będzie czas na drugie śniadanie, a w lodówce jest trochę zimnych napojów, którymi zawsze możesz się częstować.

Przez kilka kolejnych godzin Harry przenosił płytki, powoli pokrywając trawnik. Uznał, że to trochę dziwne, ale z drugiej strony może Jack, z powodu tej nogi, nie chciał się zajmować koszeniem trawy. To była wyczerpująca robota w upale, ale Jack upewnił się, że Harry kilka razy zrobił sobie przerwę i uzupełnił płyny.

W południe Jack zawołał Harry'ego na drugie śniadanie. Przy kanapkach opowiedział Harry'emu o jego pracy dla jakiejś amerykańskiej firmy, która produkuje sprzęt wojskowy. Kilka razy próbował wypytywać Harry'ego o jego szkołę, ale Harry bardzo lakonicznie opisał prywatną szkołę na w szkockich górach. Ujawnianie czegokolwiek mugolom było niezgodne z prawem, choć Harry zaczynał lubić tego hałaśliwego Amerykanina.

Do połowy popołudnia wszystkie płytki znalazły się na swoich miejscach, a Harry czuł, że jego ręce wyciągnęły się na dobry metr więcej niż miały rano. Niewiele brakowało, a musiałby ciągnąć kłykciami po podłodze.

Jack zawołał Harry'ego do środka i podał mu coś zimnego do picia.


Odkrycia

- Harry zrób sobie krótką przerwę, a potem chciałbym, żebyś zaniósł kilka pudełek na górę, do największej sypialni. Jak to skończysz, na dziś fajrant. Może potem siądziemy i deczko pogwarzymy. Co ty na to?

Harry spojrzał na niego zdziwiony.

- Eeee… deczko pogwarzymy?

Jack roześmiał się i wyjaśnił:

- Chodzi mi o to, że chwilę pogadamy. Powiem ci co trzeba zrobić jutro i tego typu rzeczy.

Harry uśmiechnął się, potaknął i wymamrotał:

- Musimy pogadać, jakim cudem udało się panu tak zmasakrować język angielski.

Jack parsknął śmiechem i polecił:

- Zanieś cztery duże pudła z piwnicy do największej sypialni.

Pudełka były naprawdę duże. Harry ledwo widział, gdzie stawia stopy. Gdy wnosił czwarte pudło do pokoju, potknął się, a karton spadł z głośnym trzaskiem, a część zawartości wysypało się na podłogę. Starał się jak najszybciej upchnąć wszystko z powrotem, ale nagle coś wpadło mu w oko.

- CHOLERA JASNA!

Harry podniósł zdjęcie, ewidentnie bardzo stare, ale najbardziej zdumiewający był fakt, że okazało się ono czarodziejską fotografią. Młoda kobieta na zdjęciu machała w stronę obiektywu. Na jej kolanach siedziało niemowlę, któremu pomagała machać.

Jack wpadł do pokoju tupiąc głośno, ale zamarł, gdy zobaczył zdjęcie w rękach Harry'ego. Cała krew odpłynęła mu z twarzy.

- Eeee, Harry, mogę wyjaśnić o co chodzi z tym zdjęciem. Widzisz, to…

Harry spojrzał na niego, czując jak wzbiera w nim gniew. Czy Jack został wysłany przez Zakon, żeby go pilnować? Tylko tego mu brakowało – kolejnej niańki, która sprawi, że jego życie będzie jeszcze bardziej żałosne.

- JESTEŚ CZARODZIEJEM? – wrzasnął Harry. – Czy Zakon wysłał cię, żeby mnie pilnować? Jeśli tak, możesz iść do Dumbledore'a i powiedzieć mu, żeby się odpierdolił. Nie chcę więcej jego pomocy! I tak zabrał mi za dużo mojego życia!

Harry oddychał ciężko, a magia zdawała się wypływać falami z jego ciała. Dom jęczał i trzeszczał, niczym odległy pomruk gromu.

- Hej, Harry, daj se siana. Nie jestem czarodziejem i nikt mnie nie wysłał, żeby cię obserwować. Uspokój się. Pójdziemy na dół i omówimy to.

Harry wziął kilka głębokich oddechów, starając się opanować, a potem ruszył za Jackiem po schodach do salonu. W dłoni wciąż ściskał zdjęcie.

Jack spoczął na dużym krześle i gestem ręki zaprosił Harry'ego na kanapę naprzeciwko niego.

- Nie jestem czarodziejem, Harry. Mój tato nim był, ale poślubił moją mamuśkę, która była nonmagiem i urodziła mnie, kolejnego nonmaga.

Harry uniósł brwi.

- Nonmaga? Co to takiego?

Jack przeciągnął dłonią po włosach i wyjaśnił:

- Tak się ich nazywa w Ameryce. Ludzie urodzeni w rodzinach czarodziejów, ale mający mało mocy lub nie mający jej wcale, są nazywani nonmagami. Nie pytaj mnie, czemu ich tak tam nazywają.

- My tutaj nazywamy ich charłakami.

- Harry, wydaje mi się, że, biorąc pod uwagę co powiedziałeś w sypialni, jesteś w jakiś tarapatach. jeśli nie mas nic przeciwko, chciałbym ci jakoś pomóc. Też jesteś charłakiem?

- Nie, i na tym właśnie polega problem. Oddałbym niemal wszystko, by być mugolem czy nawet charłakiem. Doceniam pana ofertę pomocy, ale nie jestem pewien czy na razie zdołam o tym rozmawiać. Czy dalej chce pan, żeby tu przychodził pracować? Nie mogę jeszcze legalnie używać magii, więc będę musiał robić wszystko na sposób mugoli. Ktoś w moim wieku nie może używać magii, chyba że w samoobronie, a nawet wtedy nie zawsze się na to pozwala.

- Magia czy nie, ciągle muszę zrobić pewne rzeczy przy domu, więc oczekuję cię tu skoro świt. Nie musisz mówić mi o wszystkim, ale bardzo chciałbym usłyszeć coś więcej o twoim świecie. Minęło dużo czasu odkąd miałem jakiś kontakt z czarodziejskim światem.

Harry przemyślał to i skinął głową.

- Będę tu codzienni.

I dodał do siebie w myślach: Inaczej wuj Vernon obedrze mnie ze skóry.

Tego dnia Harry wrócił do Dursleyów tuż przed 17.00. Vernon się nie pojawił, a obiad był mikroskopijny. Najwyraźniej dieta Dudleya nie szła zbyt dobrze, więc ciotka Petunia postanowiła zaordynować ostrzejszy program. Dudley marudził tak bardzo, że Harry dostawał jeszcze mniejsze porcje niż jego kuzyn.

Przez kilka kolejnych dni Harry i Jack kontynuowali prace przy remoncie i ulepszeniach domu Jacka. Były żołnierz pomagał aktywnie Harry'emu. Podczas pracy omawiali wiele kwestii. Harry dowiedział się o wojskowej karierze Jacka. Niegdyś komandos, został ranny w boju, a niepełnosprawność zmusiła go do przejścia na przedwczesną emeryturę. Jack dowiedział się o Hogwarcie i wycieczkach Harry'ego na Ulicę Pokątną.

Jack zdawał sobie sprawę, że w opowieściach Harry'ego czegoś brakuje. Chłopak bardzo starał się omijać pewne kwestie. Nigdy nie opowiadał o swojej rodzinie ani o bieżących wydarzeniach w czarodziejskim świecie. Jack był szkolony w wydobywaniu i gromadzeniu informacji, więc czuł, że coś tu nie gra, ale Harry nie zdradzał o co chodzi.

Czwartej nocy od powrotu do domu Dursleyów Vernon wszedł do pokoju Harry'ego.

- CHŁOPCZE! Napisałeś już list do swoich pieprzniętych przyjaciół? Wiesz, że masz wysyłać co najmniej jeden na tydzień! – Vernon chwycił Harry'ego za ramię tak mocno, że zabolało.

- Nie… jeszcze nie, wujku Vernonie – zająknął się Harry.

Vernon wymierzył cios pięścią w żołądek Harry'ego i pozwolił, by chłopak zgiął się w pół i zwalił na podłogę.

- Wstawaj, gnoju! Pisz co ci dyktuję!

Harry podczołgał się do stołu, służącego mu również za biurko, wydobył pióro i pergamin i pospiesznie zapisywał słowa, które dyktował mu Vernon. Następnie przymocował list do nogi Hedwigi i wyprawił ją w drogę.


Okłamywanie Zakonu

Pod numerem 12 przy Grimmauld Place sowa śnieżna wleciała bezszelestnie przez otwarte okno. Tej nocy Remus Lupin był na służbie w kuchni Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. Uśmiechnął się, gdy rozpoznał Hedwigę. Chociaż nie był w żaden sposób spokrewniony z Harrym, czuł, że chłopak jest mu bardzo bliski. W końcu Harry był synem jednego z jego najbliższych przyjaciół i chrześniakiem drugiego.

Gdy Hedwiga dojrzała Remusa, podfrunęła do niego i wylądowała przed nim.

- Masz list od Harry'ego, dziewczynko? Daj, uwolnię cię od niego.

Hedwiga była normalnie bardzo spokojną sową. Jednak tej nosy zdawała się znacznie bardziej nerwowa i dziobnęła Remusa kilka razy, podczas gdy mężczyzna próbował odczepić pergamin. Gdy w końcu uwolniono ją od ładunku, sowa zatrzepotała skrzydłami i wyleciała przez okno.

Najwyraźniej nie oczekuje, że będziemy musieli na to odpowiadać, pomyślał Remus. Wzruszył ramionami, rozwinął zwój i zaczął czytać.

Drogi profesorze Moody i profesorze Lupin,

Dursleyowie traktują mnie dobrze. Wujek Vernon znalazł mi letnią pracę u jego sąsiada. Karmią mnie dobrze, czuję się w porządku. Będę wysyłał sowy co tydzień, jeśli chcecie, ale biorąc pod uwagę jak dobrze traktują mnie Dursleyowie, nie sądzę, by było to naprawdę niezbędne.

Harry

Remus zaniósł list do salonu i wręczył Moody'emu, który szybko przeleciał go wzrokiem.

- Hmmm, cieszę się, że choć raz coś się dobrze układa temu dzieciakowi – warknął Moody. – Na razie utrzymujmy ten schemat komunikacji. Jak długo tego nie odwołamy, będzie wysyłał nam informacje co tydzień.

Gdy tego samego wieczoru Remus szykował się do spania, zastanawiał się nad listem Harry'ego. Coś mu w nim nie pasowało, ale nie był w stanie określić co dokładnie. Machnięciem różdżki wyłączył światło i zapadł w niespokojny sen.

Przez następnych kilka tygodni sprawy biegły utartym torem. Harry spędzał dnie pracując i rozmawiając z Jackiem. Był bardzo zainteresowany jego opowieściami z wojska, a Jack był zachwycony mając tak uważnego słuchacza. Raz w tygodniu Vernon dyktował Harry'emu list, krzycząc i wyzywając chłopaka, jeśli ten nie był gotowy do jego wysłania. Vernon uważał, by nie bić za mocno i tylko w takie miejsca, by nie zostawały ślady.

Codziennie Jack i Harry pracowali mniej więcej do 15.00, a potem siadali i rozmawiali kilka godzin. W pewnym sensie opowieści Jacka pozwoliły pogodzić się Harry'emu ze stratą Syriusza. Harry nie zdradził żadnych szczegółów, ale po jego słowach i zachowaniu Jack domyślił się, że chłopak stracił niedawno kogoś bliskiego i próbował się uporać ze związanymi z tym uczuciami. Przyjaźń formująca się między nimi została scementowana pewnego dnia, gdy Jack poprosił Harry'ego o coś po pracy:

- Harry, mogę cię o coś prosić? – spytał Jack.

- Zależy o co. Ale raczej tak.

- Kiedy byłem mały, zanim umarła moja mama, a mój tato odwrócił się od czarodziejskiego świata, dostawałem czasem coś zwanego czekoladową żabą. Myślisz, że dałoby radę je tu dostać? Nie jadłem żadnej od lat, a chętnie bym jakąś wszamał.

- Musiałbyś pogadać o tym z moim wujkiem Vernonem. Musielibyśmy odbyć kilkugodzinną podróż do Londynu. Myślę, że gdybyś mu powiedział, że jedziesz tam po jakieś rzeczy do domu i potrzebujesz mojej pomocy przy noszeniu, to się zgodzi. Tyle tylko, że będę musiał pójść z kamuflażem. Nie powinienem iść na Ulicę Pokątną bez eskorty, ale jeśli się na to piszesz to ja też.

- Kamuflażem? Jakiego kamuflażu potrzebujesz?

Harry odgarnął włosy z czoła, pokazując bliznę w kształcie błyskawicy, którą Jack widział już kilkukrotnie wcześniej.

- Bliznę będzie łatwo schować. Mam na to coś świetnego. Pożyczę ci też parę nakładek przeciwsłonecznych na twoje okulary. Twoje oczy wyróżniają się intensywnym kolorem i łatwo cię po nich rozpoznać. Poczekaj chwilę – Jack wyszedł z pokoju. po chwili wrócił z bejsbolówką, ozdobioną złotymi literami i statkiem, USS BLUE RIDGE, LCC 19.

- Zatrzymaj ją, Harry. Ukryje twoją bliznę i osłoni twoje oczy przed słońcem. Poza tym mam czapki z kilku okrętów, na których służyłem przez te wszystkie lata. Tej nie będzie mi brakowało.

Harry był zdumiony. Czapka była piękna, ciemnoniebieska ze złotymi literami. Nie przypominała kapeluszy noszonych przez czarodziejów, ale była najwspanialszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostał! Jąkając się spróbował podziękować Jackowi.

- Harry, nie ma o czym mówić. Może odprowadzę cię dzisiaj do domu i pogadam z twoim wujkiem o jutrzejszej wycieczce?

Po kilku minutach Jack z Harrym weszli do domu Dursleyów. Jack nie był pewien co tu się do diaska dzieje, ale gdy tylko weszli do tego budynku, w Harrym zaszła zauważalna zmiana. Jego nastawienie zmieniło się o 180 stopni. Wyglądało na to, że stracił całą pewność siebie, gdy oznajmił wujkowi, że pan Parsons chce z nim porozmawiać.

Vernon uniósł głowę znad talerza z obiadem i gdy tylko ujrzał Harry'ego i Jacka zrobił się purpurowy na twarzy.

- Co ten chłopak zrobił tym razem? – spytał ze złością.

Harry wzdrygnął się.

Jack zastanawiał się, co tu się do diabła dzieje, ale kontynuował:

- Nic złego, panie Dursley, wręcz przeciwnie. Harry znakomicie u mnie pracuje. Przyszedłem, ponieważ jadę jutro po materiały i przydałaby mi się pomoc Harry'ego przy załadunku. Czy miałby pan coś przeciwko, gdybym zabrał go jutro ze sobą do Londynu?

Vernon spoglądał przez moment z wściekłością na Harry'ego, a potem uśmiechnął się do Jacka, mówiąc:

- Cieszę się, że tak dobrze dla pana pracuje! Proszę go brać kiedy tylko będzie potrzebny. Nadaje się do takiej ciężkiej roboty!

Jack potaknął, uśmiechając się, podczas gdy Vernon odprowadzał go do domu. Harry chyłkiem podążył na swoje miejsce przy kuchennym blacie, by zjeść kolejny mizerny posiłek.

Jack wrócił do domu i opadł na swoje ulubione krzesło. U Dursleyów coś było zdecydowanie nie tak. Jego instynkt wrzeszczał na całe gardło. Nie znał się na nastolatkach, ale i tak wyczuwał, że coś jest nie tak. Wyglądało na to, że Harry panicznie bał się Vernona Dursleya. Jednak niezależnie od tego, na czym polegał problem, musiał to wyciągnąć z Harry'ego bardzo ostrożnie. Biedny dzieciak zapewne zamknie się kompletnie, jeśli naciśnie się na niego za mocno. Nie, będzie lepiej, jeśli na razie poprzestanie na zapewnieniu Harry'emu przyjaźni, której ten tak desperacko potrzebował.

Gdy Harry zbudził się następnego ranka, za oknem wstawał jasny, słoneczny dzień. Wiedział, że idąc z Jackiem sprzeciwia się rozkazom Dumbledore'a, ale dało mu to oszołamiające uczucie wolności. To było niemal równie fajne jak wagary!

Jazda do Londynu przebiegła spokojnie, obaj rozmawiali o tym, co mają załatwić. Harry wyjaśnił, że Jack najpierw będzie musiał pójść do Grungotta i wymienić funty na galeony. Gdy Jack będzie wymieniał pieniądze, Harry wyciągnie je ze swojej skrytki. Wiedzieli, że nie mogą pozostawać zbyt długo na Ulicy Pokątnej, więc gdy tylko załatwią sprawy finansowe, udadzą się do sklepu Miodowego Królestwa na Ulicy Pokątnej. Jack faktycznie potrzebował kupić parę rzeczy w Londynie, ale nic naprawdę pilnego.


U Gringotta

Jack był zachwycony Ulicą Pokątną, ale jak dobrze wyszkolony żołnierz przede wszystkim wykonywał swoje zadanie, to znaczy podążył za Harrym do Gringotta. Bank był tego dnia mocno zatłoczony, więc Harry umówił się z Jackiem, że spotkają się przy wejściu po załatwieniu swoich spraw. Harry podszedł do kontuaru i powiedział do goblina:

- Chciałbym pojechać do mojej skrytki.

- Nazwisko? – spytał goblin.

- Potter.

- Proszę za mną.

Wsiedli do wagoniku, ale nie zjechali w głębiny Gringotta, a zatrzymali się po krótkiej jeździe. Wyglądało na to, że nie zjechali ani odrobinę w dół.

- Rodzinna skrytka Potterów, proszę uważać na próg podczas wychodzenia z wózka – oznajmił goblin.

Harry nie wiedział co o tym myśleć. To nie była jego normalna skrytka. Stał przed ogromnymi drzwiami, ozdobionymi rzeźbionym herbem Rodu Potterów, gryfem, na którego grzbiecie siedział feniks. Harry postąpił krok ku drzwiom, zastanawiając się, czy jego klucz będzie do nich pasował, gdy nagle drzwi bezszelestnie uchyliły się.

To pewnie magia krwi, pomyślał. Drzwi są zaklęte, by otwierać się tylko przed urodzonymi Potterami. Hermiona byłaby zachwycona!

To była bardzo stara i potężna magia z najwyższych stopni wtajemniczenia.

Wszedł do środka i pobieżnie zlustrował pomieszczenie. Skrytkę wypełniały pieniądze, obrazy, nawet meble. Zaraz po prawej od wejścia leżało małe czarne pudełko, do którego była przyczepiona karteczka „DLA HARRY'EGO". Harry zdawał sobie sprawę, że nie ma zbyt wiele czasu, więc zgarnął kilka galeonów i pudełko.

Nie minęły dwie godziny, gdy Jack i Harry siedzieli znów w samochodzie w drodze powrotnej do Surrey. W bagażniku spoczywała skrzynka czekoladowych żab i, za radą Harry'ego, dwie skrzynki piwa kremowego. Harry nie zdawał sobie jednak sprawy, że Jack zabrał ze sobą coś co wyglądało na serię rządowych ulotek i dzisiejsze wydanie Proroka. Jack spytał o pudełko, które niósł ze sobą Harry, ale chłopak nie wiedział co ono zawiera, więc mógł powiedzieć jedynie, ze znalazł je w swojej skrytce, a notatka głosiła, że powinno trafić do niego.

Gdy dotarli na Privet Drive, Jack zaproponował, by zrobili lunch i pogadali, co Harry'emu bardzo pasowało. Minęło sporo czasu, odkąd wypił ostatnie piwo kremowe. Harry chciał też omówić z Jackiem pewien pomysł, który powoli formował się w jego głowie, gdy słuchał niektórych wojennych opowieści swojego amerykańskiego przyjaciela.

- Jack?

- Tak, Harry?

- Byłeś na kilku wojnach, prawda?

- Tak, mały. Mam za sobą sporą dawkę przykrych doświadczeń. Czemu pytasz?

- Tak sobie o czymś myślałem. W czarodziejskim świecie wojny wydają się zwariowane, ale zupełnie nie przypominają twoich historii. Mówisz o zespołach ogniowych, polu ostrzału i całej masie rzeczy, o których nigdy wcześniej nie słyszałem.

Jack zaśmiał się lekko.

- Harry, wierz mi, wojna jest chaotyczna. Zabawa do dupy, a ludziom cały czas dzieje się krzywda. Nieważne jak dobrze sobie wszystko zaplanowałeś, gdy tylko rozpocznie się strzelanie, możesz wywalić wszystkie swoje plany. Ale to co robi różnicę to fakt, że dobrze zorganizowana grupa zawsze pokona bezładny tłum.

Jack westchnął i kontynuował:

- Pamiętam, jak mówił o tym mój tato. Opisywał walkę czarodziejów jak pojedynek rewolwerowców na Dzikim Zachodzie. Zaklęcia fruwają wszędzie, żadnej koordynacji, totalny chaos. Żeby zaprowadzić w tym jakiś porządek, trzeba treningu, zespołów stworzonych, by wspólnie pracować. Każda osoba musi dokładnie wiedzieć jakie jest jej zadanie i jak to zrobić.

Harry zamyślił się na moment, po czym pokiwał głową.

- Możemy kiedyś jeszcze o tym porozmawiać? Podrzuciłeś mi pewien pomysł, który może będę w stanie wykorzystać.

- Jasne, mały. Jeśli chcesz słuchać, jak kulawy kłusak opowiada o dawnych dniach chwały, nie mam nic przeciwko.

- Wiesz Jack, robi się późno. Jeśli nie masz nic przeciwko, zostawię u ciebie piwo kremowe. Wujek Vernon nie lubi widzieć takich rzeczy u siebie w domu. Do jutra!


List od Lilly

Harry chwycił swoje pudełko i udał się z powrotem do Dursleyów.

Pospiesznie wślizgnął się do domu. Miał szczęście, Dursleyów nie było. Harry przemknął do swojego pokoju, usiadł na łóżku i ostrożnie zbadał notatkę i pudełko. Na notatce nie było nic poza napisem „DLA HARRY'EGO". Nie był nawet w stanie powiedzieć, czyje to pismo. Pudełko było po prostu pudełkiem. Wyglądało na dość porządne, a na górze widniał herb Potterów, ale nie wydawało się niezwykłe. Co dziwne, nie mógł dojrzeć żadnego sposobu na otwarcie pudełka. Nie znalazł żadnych widocznych przerw, jedynie ten herb na jednej ze ścian. Przejechał palcami po herbie i jego kciuk wpadł w ledwo wyczuwalne zagłębienie. Pudełko zaczęło wibrować, a wieko odsunęło się bezszelestnie, ujawniając list zaadresowany:

Harry Potter
Privet Drive 4
Stary pokój na zabawki Dudleya

Pod listem leżała książka.

Harry wyciągnął list z pudełka, zastanawiając się, kto mógł mu go zostawić. Syriusz? Wyciągnął kartkę z koperty i przez moment siedział nic nie rozumiejąc. To była pusta kartka papieru! Ale powoli, jakby pisała je niewidzialna ręka, przed oczami zaczęły pojawiać mu się kolejne słowa skreślone wymyślnym, bardzo kobiecym pismem:

Harry,

muszę przyznać, że zaskoczyło mnie, że znalezienie rodzinnej skrytki zabrało Ci tyle czasu. Dlaczego do tej pory nie powiedziano Ci o jej istnieniu jest zastanawiające, choć mam swoje podejrzenia! Ale dojdę do tego za moment.

Najważniejsze, bym przekazała Ci rzeczy, które musisz wiedzieć.

Po pierwsze i najważniejsze, Twój ojciec i ja jesteśmy z Ciebie bardzo dumni. Nie z tego kim się urodziłeś, ale z tego kim się stałeś. Musisz wiedzieć, że choć możesz nie być w stanie nas zobaczyć, my możemy widzieć Ciebie.

Litery rozmazały się w jego oczach i przestały na moment się pojawiać. Ta racjonalna, logiczna część jego umysłu przypominała mu, że jego rodzice nie żyją. Ale zawsze miał w głębi duszy nadzieję, że jego rodzice czuwają nad nim, nawet jeśli nie mogą być z nim.

Otarł łzy bluzą i spojrzał na list, na którym zaczęły pojawiać się kolejne litery.

Obserwowaliśmy jak dorastasz i wchodzisz w czarodziejski świat, o którym nie miałeś pojęcia przed jedenastymi urodzinami. Patrzyliśmy jak z trudem akceptujesz niezwykłą odpowiedzialność, która została złożona na Twoich ramionach, a na którą nie miałeś wpływu. Widzieliśmy jak grasz w quidditcha i Twój ojciec nieustannie gada jakim jesteś wspaniałym szukającym! James, nie mogę pisać i słuchać cię jednocześnie! To ja poradziłeś sobie z tą babą Umbridge w zeszłym roku, gdy formowałeś AD? Rewelacja! Acha, i przekaż bliźniakom Weasleyom, że bardzo podobało nam się ich przenośne bagno, choć moim faworytem były zaklęte fajerwerki.

Harry zamarł zdumiony. To jego ojciec też tam był? Ścisnął pergamin mocniej i ponownie przeczytał ostatni akapit. Jego ojciec tam był! Uśmiechnął się, a potem wybuchnął głośnym śmiechem. Przenośne bagno faktycznie było genialne. Nawet Flitwick je uwielbia!

Kochanie, teraz musimy przejść do mniej przyjemnych rzeczy. Są pewne rzeczy, o których musisz wiedzieć. A choć może być to bolesne, wiedza ta jest Ci niezbędna, byś mógł się bronić. James, nie patrz na mnie z taką złością. Zgodziliśmy się, że musi to wiedzieć!

Nigdy nie byłam tak wściekła i niespokojna jak wtedy, gdy patrzyłam, jak Dumbledore wysyła Cię do Dursleyów. Twój ojciec i ja zostawiliśmy dokładne instrukcje, byś nigdy, pod żadnym pozorem, nie mieszkał z moją siostrą i jej mężem.

Harry zmarszczył brwi. Dumbledore. O tak, było wiele rzeczy, które zrobił Dumbledore, a których jego rodzice na pewno by nie zaaprobowali. Ale jakie to miało teraz znaczenie? Oni nie żyli. A Dumbledore ustawiał Harry'ego jak chciał, traktując go jak małą marionetkę tańczącą jak mu zagra, nie przejmując się uczuciami Harry'ego!

Zorientował się, ze zaraz zniszczy pergamin, więc uspokoił się nieco i wrócił do czytania.

Syriusz miał być Twoim opiekunem. To było jego prawo jako Twojego ojca chrzestnego i nie wątpię, że byłbyś z nim szczęśliwy. Gdy został oskarżony o spowodowanie naszej śmierci i wysłany do Azkabanu, powinien zająć się Tobą Remus Lupin. Pamiętaj przy tym, że było to wszystko zaplanowane, zanim udaliśmy się do Doliny Godryka i ukazały się te wszystkie bzdurne prawa antywilkołakowe! Ale Dumbledore zignorował nasze decyzje w tej kwestii i odmówił umieszczenia Cię w jakimkolwiek innym miejscu niż Privet Drive. Może sobie gadać o „Magii Krwi" ile tylko ma na to ochotę, ale choć faktycznie jest to potężna magia, nie oznacza to, że powinieneś dorastać w miejscu, gdzie będą się nad Tobą znęcać. Wiedział o tym i zdawał sobie sprawę z jakimi ludźmi Cię zostawia.

O Merlinie! Jego rodzice to widzieli? Widzieli co mu robił wujek Vernon? Poczuł jak po policzkach spływają mu łzy i nie zrobił nic, by je powstrzymać. Przez głowę przemknęły mu wspomnienia związane z każdym pchnięciem, ciosem i kopniakiem, jakie kiedykolwiek otrzymał od swojego wujka i kuzyna. Każde nieprzyjemne słowo, każda obraza rzucona pod adresem jego rodziców, rozbrzmiała w jego uszach. A on nie zrobił nic, by to powstrzymać. Nie zrobił nic w obronie swoich rodziców! W sumie była ta sytuacja z ciocią Marge, ale to był wypadek.

Otarł twarz rękawem i wrócił do listu.

Harry, natychmiast przestań! Nie jesteś winny niczemu co zrobili Dursleyowie! Na miłość Merlina, byłeś wtedy dzieckiem! A teraz uważaj, mój zielonooki diabełku. Wiedziałeś, że tak na Ciebie mówiłam? No, tak było. A teraz do rzeczy.

Być może Dumbledore uważał, że najlepiej będzie mógł dbać o Ciebie, gdy będziesz na Privet Drive, nie mam pojęcia. Ale jeśli tak miało być, to zawiódł na całej linii! Gdybym mogła tam być, rzuciłabym na niego upiorogacka Twojej Ginny. I nie patrz tak na mnie, młody człowieku! Możesz nie być gotowy, by powiedzieć Ginny co do niej czujesz, ale to nie znaczy, ze możesz to ukryć przed swoją matką!

Harry poczuł zdumienie. Moja Ginny? No cóż, faktycznie przez ten ostatni rok bardziej zainteresował się Ginny. A kto nie? Była piękna. I z charakterem! A kiedy się wściekała była wręcz prześliczna. I z jakiegoś powodu nie mógł przestać patrzeć na jej rude włosy.

Potrząsnął głową, zdając sobie sprawę, że musi wyglądać głupio, zatopiony w marzeniach o dziewczynie, której nie było w pobliżu. Nieco speszony spojrzał ponownie na pergamin, na którym pojawiały się kolejne słowa.

Uważaj komu ufasz, Harry. Nie wszyscy wokół Ciebie dbają o Twój interes, nieważne co mogą Ci mówić. Ron i Hermiona są wobec Ciebie lojalni, podobnie jak Neville, Luna i Twoja Ginny. Nigdy w to nie wątp. Remus traktuje Cię jak syna i nigdy Cię nie zdradzi. Zaufaj swoim instynktom! Twoi przyjaciele są największym źródłem Twojej siły. W nadchodzących latach będziesz ich potrzebował jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie odpychaj ich od siebie. Oprzyj się na nich, słuchaj ich rad i trzymaj ich blisko siebie.

Teraz co do książki. Twój ojciec zostawił ją dla Ciebie, a choć nie byłam z tego powodu specjalnie szczęśliwa, muszę przyznać, że na tych stronach znajdziesz parę rzeczy, które mogą być pomocne. Tak, tak James! Właśnie mu o tym mówię, teraz się zamknij! Nie jestem pewna czy Remus wiedział, że James umieścił tę książkę w skrytce. Mógł myśleć, że przez została zgubiona wiele lat temu. Jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie Ci mógł pomóc przy wielu rzeczach, które tam znajdziesz. Pokaż mu ją, jeśli chcesz. Może sprawić mu ból, ale myślę, że szczęśliwe wspomnienia przeważą nad smutkiem, który może czuć. Przeczytaj tę książkę dokładnie. Może Ci pomóc odnaleźć odpowiedzi, których szukasz. Syriusz, przestaniesz wreszcie gadać o psotach? Są tam ważniejsze rzeczy! Przepraszam Harry, chyba zapomniałam Ci powiedzieć, że Syriusz też jest z nami. No tak, faktycznie mi to umknęło.

Harry gapił się z niedowierzaniem na pergamin.

- Syriusz – wyszeptał, przytłoczony żałobą.

Płynne kobiece pismo zostało nagle zastąpione wielkimi, kanciastymi literami:

Tak Harry, jestem tu. Teraz słuchaj swojej mamy. Auć! Lilly, no to było niepotrzebne. AUĆ! Dobra, dobra, już! Bierz z powrotem to pióro! Nara Harry…

Harry uśmiechnął się szeroko. Niemal widział, jak jego mama ciska klątwą w jego ojca chrzestnego. Po chwili ponownie pojawiło się pismo jego mamy.

Harry, tu znowu mama przy piórze. Syriusz jest mocno zdenerwowany, że winisz się za to, co stało się w Ministerstwie Magii. To nie Twoja wina… tak Łapo, właśnie mu to mówię, przymknij się już! Na Merlina, Ci dwaj są znowu razem i zwariuję tu przez nich! Jak już mówiłam, śmierć Syriusza nie jest Twoją winą i jest trochę wkurzony, że tak na to patrzysz. Więc kończ się winić, już natychmiast. Zrozumiano? No!

Nigdy nie wątp, że Cię kochamy. Nic nigdy nie wyszło mi i Twojemu ojcu tak dobrze, jak Ty. Jesteś naszą radością i wszystkim czego życzylibyśmy sobie w naszym dziecku. Wiedz, że Twój ojciec, Syriusz i ja będziemy wciąż nad Tobą czuwali, a choć możemy nie być w stanie odpowiedzieć, słyszymy gdy do nas mówisz. Bądź silny, trzymaj się blisko przyjaciół i pamiętaj, ze Cię kochamy.

Acha, Harry, kochanie, porozmawiaj z Ginny o Twoich koszmarach. Będzie wiedziała jak Ci pomóc.

Całujemy,

Mama, Tato i zapchlony Łapa.

P.S. Ginny, uważaj na Harry'ego!

P.P.S. Lunatyku, otrząśnij się. Harry będzie potrzebował Twojej pomocy, więc przestań się winić. Zaopiekuj się szczeniaczkiem w naszym imieniu, proszę. SB.

Słowa przestały się pojawiać. Harry patrzył się na pergamin. Obawiał się, że słowa mogą zniknąć, jeśli oderwie od nich wzrok. Oczy zaczęły go piec i zorientował się, że przestał nawet mrugać. Ścisnął list mocniej i zamknął oczy.

- Mogą mnie słyszeć, nigdy mnie całkowicie nie zostawili. Syriusz miał rację.

Ostrożnie otworzył oczy i spojrzał na pergamin. Słowa wciąż tam były! Przeczytał je ponownie, a potem jeszcze raz.

Co Ginny mogła zrobić z koszmarami? To nie miało sensu. A co z tym postscriptum od Syriusza? Czy Remus winił siebie za śmierć Syriusza? To było po prostu głupie! Przecież to nie była wina Remusa!

- To ja pozwoliłem się zwabić do Ministerstwa! To była moja wina, nie Lunatyka – wymamrotał Harry pod nosem.

Drgnął, czując jak pergamin nagrzewa się w jego rękach. Spojrzał na list i dostrzegł, jak słowa „To nie Twoja wina" rozjarzają się na moment na złoto, a potem zblakły do koloru zwykłego atramentu.

Harry nie był pewien jak długo siedział, nim wreszcie złożył list i wsadził go z powrotem do koperty. Jutro była niedziela, może nawet uda mu się trochę dłużej pospać, o ile koszmary mu pozwolą. Harry, wyczerpany psychicznie, zwinął się na łóżku, a swój cenny list staranni złożył i schował pod poduszką.


U Jacka

Jack siedział przy kuchennym stole. Sięgnął do pojemnika z czekoladowymi żabami, wyciągnął jedną i otworzy pudełko. Sprawnie złapał żabę, nim zdążyła uciec i zaczął ją przeżuwać, jednocześnie przeglądając materiały, które zebrał w Miodowym Królestwie. Wśród nich było kilka ulotek, które wyglądały na publikacje rządowe:

Co Robić W Razie Ataku Śmierciożerców

Awaryjny System Nadajnikowy Fiuu – Jak To Działa

Zestawy Szybkiej Ewakuacji – Co Spakować, Gdy Musisz Uciekać W Pośpiechu

Popularne Zaklęcia Domowe, Które Mogą Opóźnić Napastników Do Czasu Przybycia Pomocy

Odsunął je na bok, wyciągnął Proroka i przejrzał nagłówki

RZEŹ MUGOLI W COVINGTON
SAMI-WIECIE-KTO WIDYWANY CORAZ CZĘŚCIEJ
MINISTERSTWO IGNORUJE WEZWANIA DO ZWIĘKSZENIA SIŁ AURORÓW

Zdecydował się na ostatni artykuł i zaczął czytać:

MINISTERSTWO IGNORUJE WEZWANIA DO ZWIĘKSZENIA SIŁ AURORÓW
Rita Skeeter

Mimo presji wywieranej przez opinię publiczną Ministerstwo Magii utrzymuje, że obecna liczba aurorów jest adekwatna do zagrożenia, jakie stanowią ataki Śmierciożerców. Pracownik Ministerstwa Magii zastrzegający sobie anonimowość przyznał, że jedynie jeden z ostatnich pięciu ataków Śmierciożerców został zatrzymany. A podczas tego ataku na miejscu nie było ani jednego aurora. Pierwszy z pięciu ataków, podczas którego w walce wzięli udział Harry Potter, Chłopiec, Który Przeżył oraz Ron i Ginny Weasley, Hermiona Granger, Neville Longbottom i Luna Lovegood miał miejsce nieco ponad miesiąc temu i zakończył się pojmaniem jedenastu Śmierciożerców. Od tego czasu doszło do czterech innych ataków, w efekcie których śmierć poniosło trzech czarodziejów, dwie czarodziejki i czternastu mugoli.

Pomimo wzrostu częstotliwości ataków, rzecznik Ministerstwa zapewnia, że aurorzy w zupełności wystarczą, by poradzić sobie z Sami-Wiecie-Kim i jego Śmierciożercami. Minister Magii jest tak pewny siebie, że nie zdecydował się na odwołanie swoich wakacji w południowej Francji.

Jack odłożył gazetę i zamyślił się na moment. Harry Potter? Czy to możliwe?

Zerknął z powrotem na gazetę, ale jego uwagę przyciągnęła paczka po czekoladowej żabie. Przyjrzał się jej dokładnie i zobaczył, że w środku znajduje się karta kolekcjonerska. Odwrócił ją i niemal upuścił, gdy zobaczył wpatrującego się w niego uśmiechniętego Harry'ego Pottera.

Oj, mały, władowałeś się w niezłe bagno, jeszcze gorsze niż to, co masz w domu, pomyślał.

Przez dłuższy czas Jack Parsons siedział przy stole, zastanawiając się nad tym, co właśnie przeczytał. W końcu podjął decyzję, a na jego twarzy pojawił się wyraz determinacji.


Remus

Harry, gwałtownie wyrwany ze snu, w którym prześladowały go koszmary, rozejrzał się zaspanym wzrokiem.

- CHŁOPCZE! ZŁAŹ TU NATYCHMIAST NA DÓŁ! – wydarł się wuj Vernon.

Harry pospiesznie się ubrał i zbiegł w dół po schodach. Vernon stał przy drzwiach wejściowych, obrzucając wściekłym spojrzeniem to jego, to uśmiechniętego Remusa Lupina.

- Remus! – zawołał Harry i uściskał przyjaciela.

Remus przytulił go ze śmiechem i powiedział:

- Hej, szczeniaczku! Może przejdziemy się odrobinę i trochę sobie pogadamy, co?

- Jasne! Tylko wezmę coś, co ci chcę pokazać! – odpowiedział Harry i popędził w górę schodów. Złapał książkę, do której nie zdążył jeszcze zajrzeć, a potem ostrożnie podniósł list od Lilly. Po chwili namysłu postanowił posłuchać rady swojej mamy. Popędził z powrotem na dół.

Niedługo potem Remus i Harry usiedli na ławeczce w pobliskim parku. Przez pewien czas rozmawiali o mało istotnych sprawach, takich jak kwestia czy Harry będzie w tym sezonie szukającym lub co porabiają Ron i Hermiona. W końcu Harry powiedział:

- Remus? Mogę cię o coś zapytać? Obiecaj mi, że się na mnie nie pogniewasz.

- Harry, możesz zapytać mnie o wszystko o co chcesz, a ja się nie zezłoszczę, słowo.

Harry wstał i przeszedł kilka kroków w jedną i w drugą stronę mamrocząc pod nosem:

- Mama powiedziała, że powinienem to zrobić, a w tym liście jest wiadomość dla niego.

Remus patrzył się na niego zmieszany.

- Harry, spokojnie. O co chodzi z twoją mamą?

Harry zatrzymał się nagle i wbił przeszywające spojrzenie w Remusa. Przez chwilę w jego oczach zalśniła niczym nie skrępowana magia. Remus drgnął zaskoczony.

- Remus, mogę ci zaufać? Nawet jeśli miałoby to oznaczać ukrywanie pewnych informacji przed Zakonem i Dumbledorem? Czy przysięgniesz mi jako czarodziej, Huncwot, przyjaciel obojga moich rodziców i Syriusza, że nie przekażesz Dumbledore'owi tego, co ci za chwilę powiem?

Remus odchylił się zdumiony. Czarodziejska przysięga nakłada magiczne więzy, ale Harry'emu to nie wystarczało. Chciał czegoś mocniejszego. Remus zastanawiał się chwilę w ciszy, potem westchnął.

- Harry, nie wiem co cię tak wzburzyło, ale jeśli sprawi to, że poczujesz się lepiej obiecuję nie ujawnić nikomu niczego jako czarodziej, Huncwot i przyjaciel Jamesa, Lilly i Syriusza.

Harry usiadł obok Syriusza i opowiedział mu o swojej wycieczce na Ulicę Pokątną oraz o pomyłce goblina, który zaprowadził go do skrytki jego rodu zamiast do jego osobistej. Potem opowiedział o znalezionym tam pudełku, wyjaśniając, że zawierało książkę i dziwny, zaklęty list, który wydawał się pisać na bieżąco, gdy Harry na niego patrzył.

Remus odchylił się na ławce i powiedział cicho:

- Lilly była jednym z najlepszych fachowców od Zaklęć, lepszym nawet niż profesor Flitwick. Jeśli ktokolwiek zdołałby zakląć list w taki sposób, to tylko ona. Zakładam, że masz ze sobą ten list? I tę książkę?

- Tak. Chciałbyś przeczytać list? Jest w nim też wiadomość dla ciebie.

Remus pokiwał głową i drżącą dłonią wziął list od Harry'ego. Kilka razy w czasie lektury oczy zachodziły mu łzami. Gdy skończył czytać, ramiona drgały mu od tłumionego łkania. Harry objął go i dwóch przyjaciół zapłakało nad tym, co zostało im brutalnie ukradzione.

W końcu Harry opanował się, otarł łzy i spojrzał badawczo na Remusa. Widać było wyraźnie, że wilkołakowi spadł kamień z serca, ale zastąpił go lodowaty gniew. Ujawnianie tego, co zostało mu zabrane, co on i Harry stracili, poruszyło Remusa do głębi. Gniew zmienił się we wściekłość i na ułamek sekundy w oczach Lupina zabłysła rządza mordu płynąca z jego klątwy likantropii. Na szczęście zdołał nad sobą zapanować. Gniew pozostał, ale nie groził niekontrolowanym wybuchem.

Remus zerknął na swoją drżącą dłoń, odgarnął włosy z twarzy i odchrząknął. Odwrócił się do Harry'ego i zapytał:

- No dobrze, co dalej?

- Mam pewien pomysł. Muszę go jeszcze omówić z moim przyjacielem charłakiem Jackiem Parsonsem, ale jeśli mam rację, może nam to bardzo ułatwić wojnę. Powiem ci o co chodzi, jak dopracuję szczegóły. Niestety nie mogę już dłużej wierzyć w Zakon i Dumbledore'a, ani im ufać. Jeśli w Zakonie są jacyś ludzie, którym twoim zdaniem możemy zaufać, zawierzę twojemu osądowi. Może Tonks? Wiem, że jej się podobasz.

Remus spłonął jaskrawym rumieńcem i wykrztusił:

- Ja jej co?

Harry roześmiał się i odpowiedział:

- Daj spokój, Remus, wszyscy widzą, że spodobał jej się pewien szarmancki, choć może nieco sponiewierany wilk. Nawet ja to widzę!

Remus spojrzał na niego niepewnie, choć był wyraźnie zadowolony i zdecydował, że warto zmienić temat. Nie zamierzał omawiać swojego życia uczuciowego z nastolatkiem!

- Harry, co miała na myśli twoja mama, pisząc o miejscu, gdzie się nad tobą znęcają?

Nastrój Harry'ego zmienił się błyskawicznie. Wbił spojrzenie w ziemię i wymamrotał:

- Nic takiego. Wiesz jak jest. Nienawidzą magii, wyzywają mnie, lekceważą i obrażają moich rodziców oraz przyjaciół.

Remus położył dłoń na ramieniu przyjaciela.

- Harry, spójrz na mnie.

Harry unikał jego spojrzenia.

- Czy kiedykolwiek cię uderzyli? – spytał Lupin delikatnie.

Harry widział zatroskanie w jego oczach. Czuł się ogromnie zawstydzony. Oto on, Chłopiec, Który Przeżył, nie mógł sobie poradzić ze zwykłym mugolem. Odwrócił się i spojrzał w ziemię, czując jak wilgotnieją mu oczy.

- Zdarza się – wyszeptał.

- Harry, obiecuję ci, że to ostatnie pieprzone lato, które spędzasz z Dursleyami – warknął Remus z wściekłością. – Jeśli Dumbledore będzie miał z tym jakiś problem to pożałuje! Wierzysz mi, prawda?

Harry otarł łzy, uśmiechnął się nieśmiało i pokiwał głową.

- No dobrze, to spójrzmy na tę książkę, o której pisała Lilly.

Harry podał Remusowi małą, czarną książkę. Nie miała tytułu, a wszystkie strony były puste. Harry zaglądał Remusowi przez ramię i wyglądał na zmieszanego. Remus oddał książkę Harry'emu i wstał, by pochodził w tę i z powrotem.

- Daj mi chwilę nad tym pomyśleć.

Harry trzymał książkę i po raz pierwszy zauważył, jak idealnie pasowała do jego ręki. Nie zastanawiając się nad tym wyszeptał:

- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego!

Poczuł śmieszne mrowienie w końcówkach palców, a na okładce zaczęły pojawiać się słowa.

- Remus?

Remus wpatrywał się zdumiony w książkę. Czy to mógł być…?

Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz
Mają zaszczyt przedstawić
Niezbędnik Huncwotów

- Harry, jak… Na Merlina! Myślałem, ze ta książka przepadła, gdy dom w Dolinie Godryka eksplodował! Zaraz, zaraz… Harry! Przecież potrzeba różdżki, żeby to zrobić!

Harry spojrzał na niego zdumiony i wzruszył ramionami.

- Jesteś pewien? Czasami nie używam różdżki do uruchomienia Mapy Huncwotów.

- Zarówno Mapa, jak i książka wymagają użycia różdżek. Harry, posługujesz się magią bezróżdżkową! Nawet najpotężniejsi czarodzieje ledwo są w stanie ją opanować. Zaklęcia na Mapie i na książce są potężne, a ty wydajesz się aktywować książkę zupełnie bez wysiłku. Czujesz się zmęczony? Wyczerpany?

- Nie, czuję się w porządku, naprawdę. To co jest w tej książce? Psoty? Może mi się to przydać w następnym semestrze.

- Harry, ta książka zawiera znacznie więcej niż psoty. My czterej, potem razem z twoją mamą, dużo eksperymentowaliśmy z różnymi rodzajami magii. Znajdziesz tam notatki na temat treningu animagów, magii bezróżdżkowej, zaklęć maskowania i mylenia tropów oraz, oczywiście, zaklęć dotyczących psot, klątwy i uroki. Nigdy nie potrafiliśmy posunąć się za daleko w magii bezróżdżkowej. James był w niej najlepszy z nas wszystkich, ale nawet on nie potrafił aktywować książki bez użycia różdżki.

Lupin przerwał na moment i uśmiechnął się szeroko.

- Harry, na chwilę zmienię się w twojego nauczyciela. Chcę, żebyś dokładnie przeczytał te części o animagach i magii bezróżdżkowej. Oba rodzaje magii są ze sobą mocno powiązane, jako że nie wymagają użycia różdżek. Jeśli będziesz potrafił używać magii bezróżdżkowej, nie musisz się martwić o ministerialną kontrolę użycia magii przez nieletnich. Potrafią wykrywać jedynie zaklęcia rzucane z pomocą różdżki. Dlatego właśnie przypadkowe zaklęcia rzucane przez małe dzieci rzadko powodują jakiekolwiek urzędowe problemy. Hmm, daj mi się chwilę zastanowić.

Remus zaczął mamrotać pod nosem, a Harry spojrzał na książkę. Taki letni projekt od nauczyciela to ja mogę dostawać! Zerknął na przyjaciela, słysząc, że Remus przestał mamrotać i zobaczył, że wilkołak uśmiecha się do niego.

- Harry, myślę, że będę odwiedzał cię co niedzielę. Chcę zobaczyć jakie będziesz robił postępy, a jednocześnie moje wizyty powinny utrzymać Dursleyów w ryzach. Jeśli poradzisz sobie z magią bezróżdżkową, będziesz mógł się bronić, a dodatkowo wymagane przy niej ćwiczenia są takie same jak przy Oklumencji.

Po raz pierwszy od przeszło miesiąca, Harry poczuł, jak w sercu wzbiera mu nadzieja. Jego pomysł na wojnę, magia bezróżdżkowa i trening na animaga! Może nawet będzie jeleniem, jak jego ojciec!


Słowniczek kultury angielskiej i amerykańskiej:

Ciasteczka z sosem" to faktycznie typowa amerykańska potrawa śniadaniowa. Amerykanie pieką specjalne maślane ciasteczka i zalewają to sosem, podobnym trochę do naszego pieczeniowego, choć wariantów jest całe mnóstwo (podobnie zresztą jak z sosami do pieczeni).

Wojna w Zatoce" (chodzi o Zatokę Perską) miała miejsce w 1991 r., kiedy Saddam Husajn, dyktator Iraku, postanowił zaanektować Kuwejt. Rada Bezpieczeństwa ONZ poleciła odbić okupowany kraj i siły ONZ pod dowództwem amerykańskim błyskawicznie rozbiły wojsko irackie i wyzwoliły Kuwejt. Obecnie mówimy o tej wojnie Pierwsza Wojna w Zatoce, by odróżnić ją od inwazji na Irak w 2003 r., ale akcja tej historii toczy się przed Drugą Wojną w Zatoce. Jack najprawdopodobniej nadział się na minę przeciwpiechotną, broń zakazaną międzynarodowymi konwencjami.

Funty a kilogramy – Jack niepotrzebnie się poprawiał. Choć Wielka Brytania oficjalnie przyjęła europejski system metryczny, to wiele osób na co dzień posługuje się calami, jardami, stopami, funtami itd. Miary te w USA są stosowane na co dzień, choć oficjalnie także Stany przyjęły system metryczny. Ja generalnie staram się przeliczać od razu brytyjskie jednostki na nasze kilogramy, metry itd., chyba że nazwa jednostki jest w jakiś sposób kluczowa dla fabuły. Więcej możecie znaleźć w Wikipedii pod hasłem „Jednostki imperialne".