-Mamo! Mamo! MAMO!!! – krzyczało dziecko. Dziecko brudne, wychudzone, jak niemal wszystkie dzieci podczas tej wojny. Inne dzieci patrzyły się na nie jak na wariata. One się już nauczyły, że na krzyk zużywa się cenną energię, potrzebną, aby przeżyć.
Krzyk nie cichł. Jedno słowo, powtarzane na przekleństwo wojskom Amestris. Jedna skarga dziecka, symbolu niewinności i bezradności. Jeden krzyk, powtarzany wielokrotnie, by cały świat poznał krzywdę wyrządzoną temu jednemu dziecku.
-Mamo! Mamo! MAMO!!!
I nagle jeden cień. Cień człowieka w mundurze armii Amestris. Symbol śmierci.
Dziecko skuliło się ze strachu, czekając na strzał. Na jeden strzał.
Z pewnością nie na to, co usłyszało.
-Mama przyjdzie później – powiedziała Riza Hawkeye. Dziecko podniosło głowę.
-Przyjdzie… później? – zapytało. Riza skinęła głową.
Dziecko uśmiechnęło się. Jedna obietnica. Wiele nadziei.
Mijały dni wojny, a dziecko nadal czekało. Czekało z nadzieją, że może mama przyjdzie dziś, a może jutro, a może…
Nadszedł dzień, w którym wojska Amestris opuszczały już Ishvar. Pozostawiły po sobie wiele zniszczenia, wiele śmierci.
A dziecko nadal czekało.
Zauważył je żołnierz. Wystarczył jeden strzał.
///
-Nie idziesz? Zostaniesz z tyłu – zauważył Roy. Riza westchnęła, uklepując ziemię na świeżym grobie.
-Czy to był… kolega? – zapytał Roy. Riza pokręciła głową.
-Nie. To ishvarskie dziecko… zostało zastrzelone i leżało samo koło drogi…
Roy westchnął.
-Chodźmy. Wojna się skończyła.
-Ishvarska wojna we mnie nadal trwa. Chyba… chyba się nigdy nie skończy.
Nie skończy się. W uszach Rizy nadal brzmiał krzyk dziecka. Dziecka, które właśnie pochowała.
