Nicolas Flamel był niezwykle bezpośredni. Często przypominał wygadanego młodzieńca, a nie naukowca liczącego sobie niemal siedem wieków.

– Zawsze myślałem, że zajęcie dyrektora jest pełnoetatowe. Jakim cudem masz czas na alchemię i pomaganie temu kretynowi w meloniku? – Flamel uśmiechnął się złośliwie.

– Mugole często powtarzają, że to zastępca szefa ma najwięcej pracy – zażartował Albus.

– Zastępca? W twoim wypadku to raczej cenzor.

– Minerwa po prostu dba o poziom moich wypowiedzi.

– Nawet porządnego żartu o goblinach nie możesz opowiedzieć. Założę się, że nie odważysz się w mowie powitalnej dać uczniom lekcję dosadnego określania pracowników naszego szacownego ministerstwa.

– A jeśli wygram? – Flamel zaskoczony uniósł brew.

– Wtedy przez rok będę cię zaopatrywał w zapasy tych cytrynowych dropsów.

Albus uśmiechnął się z rozkoszą, oczyma wyobraźni widząc siebie zajadającego się słodko-kwaśnymi cukierkami. Nicolas Flamel nie mógł wiedzieć, że podczas dyrektorskiej mowy McGonagall jest w zupełnie innej części zamku wraz z Tiarą Przydziału, którą ktoś musi odłożyć na miejsce.