A teraz pora zacząć moją fanhistorię, ale w moim ojczystym języku. Łatwiej jest mi pisać po polsku a wam?

Nie grałem w Final Fantasy VII, ale znam fabułę ze stron internetowych i bardzo ją polubiłem.

To jest mój pierwszy fic więc błędy mogą oczywiście być. Przecież kiedyś trzeba zacząć by potem stać się mistrzem :)

Głównym bohaterem tutaj będzie Cait Sith. To dlatego, że to mój ulubiony bohater (lubię humor i pokręcone charakterki), a także pojawił się każdej serii FF VII. Pasuje też do mojego pomysłu. To będzie jak Pinokio, który chciał stać się prawdziwym chłopcem. Tutaj Cait nie chce być maszyną i chce być z krwi i kości.

Dla mnie Cait ma sztuczną inteligencję (AI) i tylko brał od Reeve'a rozkazy.

Ponieważ to będzie w formie nowego działu FF VII wymyśliłem zupełnie nowe postacie, nowe miejsca, nowego „złego"…

Pamiętajcie, że to tylko moja chora wyobraźnia :) Wy też taką macie jak piszecie fan fic prawda? A jeśli myślicie, że wszystko od razu może być wyjaśnione w jednym rozdziale, to się mylicie. Odpowiedzi zawsze szukajcie w następnych, bo na tym polegają opowiadania. Postaram się byście odczuwali radość, smutek, zdziwienie, strach i złość.

Akcja zaczyna się kiedy Final Fantasy VII kończy się. No mogłem po Adwencie, ale wolałem tego bardziej nie gmatwać. Ja chcę żyć :)

Anatol przedstawia:

Final Fantasy VII – Rage of Bauergard"

Rozdział 1

Idz na zachód tak daleko jak możesz…"

Dawno temu znany był człowiek, który nazywał się Sephiroth, który chciał zniszczyć Planetę używając gigantycznego meteoru. Drużyna zwana AVALANCHE chciała go przed tym powstrzymać. Przeżyli wiele przygód chcąc schwytać złego wojownika. Chłopak o blond włosach, Cloud Strife, zmierzył się z Sephirothem by ocalić Planetę przed zagładą. Udało mu się go pokonać, odniósł zwycięstwo. Dla kobiety, którą Cloud kochał… co miała złote serce i była z rasy zwanej Acient. A na imię miała Aeris.

Aeris zginęła z rąk Sephirotha. Spędziła swoje ostatnie minuty życia w ramionach Clouda. To był bolesny cios dla tych co kochali tę niewinnie wyglądającą dziewczynę.

Meteor jednak dokonał sporych zniszczeń. Miasto zwane Midgar zostało zniszczone. A jednak mieszkańcy ciężko pracowali by odbudować metropolię. Nowa nazwa miasta to NeoMidgar.

Sephiroth został pokonany… ale nowe niebezpieczeństwo zbliżało się ogromnymi krokami! Nowy i silny przeciwnik, który także chce mniszyć Planetę… ale raz jeszcze.

Młody książę, który powinien zginąć w czasie pierwszego Armagedonu. Na szczęście planeta przetrwała, ale otrzymała głębokie rany…

Stare karty mówią, że jego imię to Bauergard…

Czy zrobi to raz jeszcze? Czy mus się uda? Jak to się stało, że wrócił i dlaczego to chce zrobić? Tego nie wiemy… ale mistyczna legenda mówi jedno…

Gdy niebezpieczeństwo pojawi się, Król Kotów zjawi się…

Po pokonaniu Sephirotha, członkowie AVALANCHE byli w drodze do Costa del Sol gdzie Cloud miał tam teraz swoją willę. Stamtąd wszyscy mieli już pójść swoimi własnymi ścieszkami. Niestety „Hightwind" rozbił się gdy meteor spadał na Planetę, więc drużyna szła na piechotę.

Zrobiło się ciemno więc grupa rozbiła obóz by przenocować i następnego dnia wybrać się w dalszą podróż. Barret czyścił swój karabin maszynowy, Cid (jak zwykle) palił swoje papierosy, Yuffie przeliczała swoją zdobytą materię, którą trzymała w worku, Vincent odkurzał czerwoną pelerynę, a Tifa patrzyła w ogień myśląc o Cloudzie…

Tylko Cloud, Cait Sith i Red XIII byli gdzieś poza obozem.

Cloud siedział pod wysokim drzewem. Był teraz człowiekiem… bez duszy, bez ikry… Nie mógł zapomnieć tych dni kiedy Aeris zmarła w jego ramionach i jak po tym pokonał Sephirotha. W głębi swojej jaźni bał się, bał się, że straci jeszcze kogoś… bliskiego…

Wszyscy zastanawiali się jak pomóc Cloudowi. Ale wiedzieli, że lepiej będzie go zostawić w spokoju, by mógł zostać sam ze swoimi myślami.

Niedaleko obozu była polana. Trawa błyszczała pod wpływem księżyca. W trawie ktoś, a raczej coś leżało na swoich plecach i wpatrywało się w księżyc.

To był Cait Sith.

On też chciał być sam by pomyśleć, ale o swojej przyszłości. Prezydent ShinRa już nie żył, a Reeve jak na razie nie dawał mu nowych rozkazów. Może jest teraz wolny? Może w końcu dołączy do AVALANCHE jako członek… ale ponieważ pracował dla ShinRa i szpiegował grupę Cloud, nikt mu nie ufał. Bardziej ufają jego mogowi, a raczej ufali…

Cait pamięta jak 5 dni temu on i drużyna szli pod dużymi głazami. Jeden spadł kiedy Cid przeklął pod nosem i głaz leciał prosto na Cait Sitha. Barret w porę chwycił go za futrzaną rękę i pociągnął, zostawiając biednego mogą rozgniecionego pod głazem. Dlatego Cait teraz musiał chodzić na własnych nogach, ale mu to nie przeszkadzało.

Popatrzył się głębiej w księżyc…

-„ Ciekawe co teraz porabia Reeve" – pomyślał –„ Tęsknię za nim. To głupie, że już do mnie nie przemawia po tym jak pokonaliśmy Sephirotha. Mam nadzieję, że z nim wszystko w porządku po wypadku z meteorem."

Cait wciąż patrzył na księżyc leżąc na swoich plecach. Księżyc był tak duży i dawał takie miłe światło.

-„ W jakimś sensie pomogłem Cloudowi pokonać Sephiego. Nawet straciłem swoje zaufanie na tym. I co ja mam? Każdy miał powód by walczyć z tym potworem. A ja? Chciałem tylko uratować świat…I co ja mam? Nic."

Cait w końcu wstał i zdecydował się wrócić do obozu. Ale kiedy wracał, coś usłyszał…

„ Tak właściwie to ten wór na muchy nic dla nas nie zrobił tylko denerwował nas"

-„ Hmm?" – pomyślał Cait kiedy to usłyszał – „ O kim oni mówią?"

-„ No wiesz, nie wszyscy muszą tutaj być mocni jak inni"

-„ No ale zobacz! On ma takie słabe ataki! A raz to przes pomyłkę omal nas nie zabił!"

Kłótnię ze sobą prowadzili Cid i Tifa. Ale o kim oni się sprzeczają? Cait Sith podszedł bliżej i schował się za krzakami.

-„ Może po prostu musi trenować i tyle" – powiedziała Tifa

-„ Głupi robot nie potrzebuje treningów!" – warknął Cid –„ Powinien być tak zaprogramowany by był perfekcyjny!"

Teraz Cait domyślił się o kogo chodzi. O niego… jak on jest głupi i słaby.

-„ A poza tym tak mi igrał na nerwach, że chyba w końcu wyrwę mu te kable z tego futrzanego cielska"

Potem Yuffie się włączyła:

-„ No wiesz, to tylko mały kot w koronie więc czego wielkiego się po nim spodziewasz?"

-„Mhm" – dodał Vincent, który dalej czyścił swoją poszarpaną pelerynę.

-„ Mały śmierdzący futrzak" – rzekł Cid –„ Jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziałem nikogo tak denerwującego! A te jego przepowiednie to pieprzenie w bambus! Kości to gry eh… I myślę też, że to z jego winy Aeris zginęła"

W tym momencie Cait aż zamarł po tym co usłyszał przed chwilą.

-„ Moja… wina?" – pomyślał

-„ Cid jak możesz coś takiego mówić!" – odpowiedziała Tifa, która także nie mogła uwierzyć własnym uszom.

-„ Bylibyśmy szybciej gdyby ten wór na muchy mógł szybciej pędzić na swoim rumaku. Kurde, że akurat nie mógł też zostać zmiażdżony pod tym głazem! Chyba bym był w siódmym niebie!"

Cait już miał dosyc słuchania takich krzywdzących słów. Odchodził ze spuszczoną głową i słyszał jeszcze jak Tifa zaczęła się wydzierać na Cida, a Yuffie próbowała ją uspokoić.

Wrócił na tę samą polane gdzie leżał wcześniej. Usiadł na trawie i popatrzył się na księżyc.

-„ Dlaczego?" – powiedział sam do siebie –„ Dlaczego oni uważają, że to była moja wina? Aeris była chyba jedyną osobą, która naprawdę mi ufała. Oni nawet nie wiedzą jak mi smutno z powodu jej śmierci… i po tym co właśnie usłyszałem."

Cait Sith wpatrzył się głębiej w księżyc…

-„ Wór na muchy!" – fuknął –„ Czy ja w ogóle wyglądam jak jakiś wór? I jestem głupi tylko dlatego, że jestem robot kociak? Gdybym był prawdziwy… z krwi i kości… zacząłbym płakać…"

Spojrzał na swoje łapki okryte białymi rękawiczkami. Tak się patrzył jakby szukał w nich odpowiedzi.

-„ Może dlatego, że nie mówisz nam co tak naprawdę czujesz?"

Cait szybko odwrócił swój łepek, by zobaczyć kto to powiedział.

To był Red XIII.

-„ Red!" – powiedział Cait, który był zaskoczony –„ Słyszałeś co ja mówiłem?"

-„ Tak kocie" – Red odpowiedział –„ Wszystko"

Red XIII podszedł bliżej i usiadł obok Cait Sitha. Spojrzał na małą koronę Caita, która błyszczała pod wpływem światła księżyca, a potem w kreskowane ciemne oczy Cait Sitha.

-„ Red ja…"

-„ Wiem" – wielki kot przerwał małemu –„ Zastanawiasz się dlaczego oni mówią o tobie takie rzeczy."

Cait spuścił głowę.

-„ No tak…"

Red XIII spojrzał na księżyc i powiedział:

-„ jesteś robotem. Ale wygląda na to, że jednak masz uczucia. Możesz być szczęśliwy, albo jak teraz, smutny. Masz też swój własny charakter. Swoją naturę. Charakter masz dziwny, ale śmieszny na swój sposób."

Cait spojrzał na Reda i przysunął się do wielkiego kota bliżej.

-„ Wiesz…" – wyznał Cait –„ Czasem czuję się jednak jak wór na muchy. Cloud to krewki i silny facet, który ma wielki miecz i teraz jest bohaterem. Wiem, że słabo walczę. Ale ja chciałem tylko ocalić Planetę… zatrzymać Jenova.

-„ Ale zapomniałeś o jednej rzeczy, o zaufaniu. Straciłeś je kiedy wręczyłeś kamienny klucz Turksom pamiętasz?"

-„ Zaufanie… bardzo chciałem mieć zaufanie drużyny, ale ratowanie świata było dla mnie ważniejsze, ponad wszystko. Nie było czasu na jego zdobycie. Wiedziałem, że trudno będzie mi ufać, nawet po tej sprawie ze Świątynią"

-„ I tu właśnie popełniłeś błąd kocie" – Red wyjaśnił –„ Zaufania nie zdobędziesz pokazując drużynie co możesz dla nich zrobić. To prawda, że to jest ważne, ale nie tylko. Zaufanie masz też kiedy rozmawiasz o swoich problemach, uczuciach i refleksjach. Mnie na przykład nie można by było ufać, ponieważ byłem eksperymentem szalonego naukowca. Ale umiem się porozumieć z członkami drużyny. Vincent był Turksem, a teraz jest w połowie demonem. Milczący człowiek, ale kiedy coś powie to konkretnie."

Cait wpatrzył się w oko Reda i poczuł pomoc przyjaciela…

-„ Przepraszam, że was tak zdradziłem z tym kluczem, no i za wszystko, za to, że pracowałem dla ShinRa, ponieważ Reeve mnie skonstruował i wydawał mi rozkazy. I dlatego… nie mówiłem o swoich uczuciach."

-„ Popełniamy wiele błędów w życiu i musimy starać się je naprawić jeśli możemy, nieważne czy to duży błąd czy mały."

Cait dotychczas nie wiedział, że z Redem można tak dobrze rozmawiać. Na pewno wiedziałby to wcześniej gdyby tylko z nim porozmawiał. Teraz obaj patrzyli na księżyc.

-„ I co tam widzisz Cait?" – spytał Red

-„ Gdzie?"

-„ No tam w górze. Gdzie księżyc"

-„ Mam takie uczucie… takiego bezpieczeństwa… … … Red?"

-„ Tak?"

-„ Wiesz, mam marzenie. Dotychczas nie miałem marzeń jak ty czy inni, ale teraz jedno mam i bardzo chcę by się spełniło."

-„ A jakie masz marzenie? Powiedz" – spytał Red

-„ Ja… ja chcę być z krwi i kości, nie z kabli. Chcę być prawdziwy."

Red XIII spojrzał swoim okiem na kociaka i był zupełnie zaskoczony. Nie spodziewał się czegoś takiego usłyszeć od Cait Sitha.

-„ A dlaczego?" – zapytał zdziwiony Red

-„ Oni myślą, że ja nie mam uczuć… więc chcę być prawdziwy by wiedzieć czym one są. Mam tam jakieś uczucia, ale są sztuczne. Są to po prostu połączone w całość programy, których jest miliony I odpowiadają za mechanizm reakcji mojego AI. Chcę wiedzieć co to znaczy radość, smutek, przyjemność, ból i… płakanie… opłakiwałbym razem z wami Aeris, ale nie mogłem. Ale chcę… i chcę udowodnić, że ja też mam uczucia…"

Red naprawdę był zaskoczony. Wszyscy myśleli, że Cait Sith to tylko robot, Który jest sterowany przez swojego stwórcę, który siedzi gdzieś daleko stąd. Czy Cait mówił prawdę? Robot, który tak głęboko się wyraża? Red obdarował kota poważnym spojrzeniem.

-„ Z tym może być kłopot…"

Cait spuścił łepek…

-„ Ale chyba wiem jak to zrobić"

Cait szybko podniósł głowę i spojrzał na Reda XIII, który teraz się uśmiechał. Ten sam uśmiech, kiedy mówił coś mądrego. Uszy Caita stanęły na baczność i uważnie słuchał…

-„ Kiedy byłem jeszcze małym kociakiem, mój pradziadek opowiedział mi o pewnym magicznym miejscu, które znajduje się gdzieś daleko na zachodzie. Tam ponoć wszystko może się zdarzyć, nawet to najbardziej szalone."

Cait wstał

-„ Jak mogę się tam dostać" – spytał kot

-„ Hej uspokój się. Ja nawet nie wiem czy to miejsce naprawdę istnieje. Ale żeby się tam dostać, musisz stąd iść cały czas na zachód tak daleko jak tylko możesz…"

Red nie mógł dokończyć ponieważ Cait mocno przytulił się do jego piersi.

-„ Dzięki Red, jesteś wspaniały!"

Cait w końcu puścił Reda i uśmiechnął się do niego kocim uśmieszkiem.

-„ Powinienem już iść" – powiedział Cait – Im szybciej się wybiorę w drogę, tym szybciej będę prawdziwym kotem. A wtedy będę najszczęśliwszą istotą na świecie. Ale ma prośbę do ciebie Red. Spróbuj nikomu nic nie mówić tak długo jak możesz dobrze? Chcę to… zrobić sam. Żeby im udowodnić, że nie jestem jakimś tam worem w koronie!"

-„ Zgoda, ale pamiętaj, że świat może być bardzo niebezpieczny i sam możesz nie przetrwać."

-„ Będę uważać, obiecuję"

Cait znowu się przytulił do Reda, a potem zniknął pośród drzew…

Ale nie bądź rozczarowany jeśli okaże się, że tego miejsca nie ma. Powodzenia" – pomyślał Red XIII i spojrzał na księżyc.

I Cait poszedł na zachód…

By zasmakować nowych przygód…

Nie wie jeszcze co go tam czeka…

Ani też, że to się będzie plątać z mistyczną legendą…

I strach, wrzaski, terror i śmierć powrócą raz jeszcze…