Małe headcanony, urocze drobnostki, trochę mojego spojrzenia na relacje między bohaterami. Po trochu wszystkiego, każdy znajdzie coś dla siebie.

Haikyuu i postaci nie należą do mnie.


Tsukishima zawsze uważał piegi Yamaguchiego za urocze


- Yamaguchi-kun. – Tsukishima zwrócił uwagę nowego kolegi.

Tadashi podskoczył na krześle przysuniętym do ławki Keia i spojrzał na niego nieco zlękniony.

- Tak?

- Dlaczego tak właściwie tamci kolesie coś do ciebie mieli? – Tsukishima uznał, że skoro ten chłopak i tak się do niego przyczepił, warto byłoby coś o nim wiedzieć.

Yamaguchi z zakłopotaniem odłożył pałeczki i podrapał się po głowie.

- Chodzi o moje piegi. Kiedyś powiedzieli, że wyglądają jak pryszcze i od tamtej pory nie chcą się ode mnie odczepić – odpowiedział i popatrzył z obawą na Keia. A co jeżeli on teraz też zauważy w jego piegach coś wstrętnego i nie będzie chciał się z nim przez to zadawać? Tego Tadashi chyba by nie przeżył.

Tsukishima spokojnie pogryzł rzodkiewkę, przełknął i podparł głowę na ręce.

- To dziwne – powiedział z umiarkowanym zdumieniem. – Ja uważam, że są urocze.

To był dzień, w którym Yamaguchi przestał obawiać się Tsukishimy.


Tanaka czyta mangi shoujo


Tanaka zgasił latarkę, przy której przeczytał kolejny tomik ulubionej mangi, schował książeczkę pod łóżko i położył się. Cieszył się, że znów mu się udało kupić, przetransportować i przeczytać ją tak, by nikt się nie dowiedział, zwłaszcza jego siostra. Gdyby Saeko dowiedziała się, że czyta mangi shoujo, nie dałaby mu żyć.

- Ah, Miku-chan uśmiecha się tak słodko – westchnął. – Chciałbym, żeby Kiyoko-san się tak do mnie kiedyś uśmiechnęła.

Po tym Tanaka szybko zasnął i śniła mu się ślicznie uśmiechnięta Shimizu.


Kageyama myśli o Hinacie jak o swojej królowej


Kageyama był królem.

Choćby nie wiadomo jak bardzo się starał zatrzeć wrażenie z gimnazjum i wykazywał w grze zespołowej, pozostał królem, lecz nie królem egoistycznym. Nie, Kageyama był Królem, ponieważ jego obecność na boisku gwarantowała zwycięstwo. Oczywiście, po jego stronie siatki zawsze stało sześciu graczy i wkład ich wszystkich zapewniał wygraną. Byli atakujący, którzy jak Skoczki i Wieże siali postach wśród przeciwnika. Była defensywa reprezentowana przez Nishinoyę i Tsukishimę, która jak Gońcy utrudniali drugiej drużynie wykonywanie ich ruchów. Na ławce siedziały Pionki, niepozorne, lecz potrafiące zaskoczyć w odpowiednim momencie. Jednak to on, Król, świetny rozgrywający był warunkiem koniecznym do wygrania partii.

A Hinata był Królową.

Królowa broniła Króla i atakowała przeciwnika w tym samym czasie. Tak jak Hinata, który stworzył z Kageyamą ich dziwny duet, dzięki któremu Tobio mógł istnieć jako zawodnik. Przebijając szybką wystawę, Hinata udowodnił wszystkim, że były one możliwe do wykorzystania. Kiedy dawni towarzysze Kageyamy spisali współpracę z nim na straty, Hinata zrobił coś zupełnie odwrotnego i uratował Kageyamę oraz jego honor zawodnika. No i oczywiście atakował, kierowany przez Kageyamę, przez Króla.

Inni gracze Karasuno nazwali Hinatę drugim królem na boisku, ale Kageyama wiedział swoje. Hinata był jego Królową.


Nishinoya podczas snu kuli się i tuli do czego może


- Pff, co to ma być? – parsknął Tanaka i zasłonił usta rękoma, by nie wybuchnąć śmiechem. Reszta drużyny Karasuno podeszła zainteresowana.

Na futonie Azumane leżał Azumane i jeszcze Nishinoya, który przyczepił się do jego pleców. Chłopak owinął się wokół ramion Asahiego i przerzucił jedną nogę przez jego tors, co wyglądało dość… dwuznacznie.

- To nie jest zabawne – wydukał Azumane, chowając zawstydzoną twarz za dłońmi. – On to robi za każdym razem.

- Co masz na myśli? – zapytał Daichi niepokojąco spokojnie.

- O-Obozy treningowe oczywiście! – wykrzyknął. Nie, żeby ktoś mu uwierzył. – To jak, odczepicie go jakoś?


Sugawara słucha metalu


- Czyli umawiamy się, że jutro wstajemy pół godziny wcześniej, to zrobimy porządną rozgrzewkę przed śniadaniem, tak? – upewniał się Daichi, kiedy w przydzielonym dla nich pokoju szykowali się do snu.

Odpowiedział mu umiarkowanie entuzjastyczny pomruk i dwa okrzyki zawodników zaniżających średni wzrost drużyny.

- Ok, to nastawi ktoś budzik?

- Już się tym zająłem – odpowiedział mu Sugawara tak cicho i niepozornie, że Sawamura zapomniał, że absolutnie nie powinien pozwalać mu się tym zajmować.

Przypomniał sobie tego nieszczęsnego ranka, kiedy jego i całą drużynę obudził dosłownie ryk i jęk gitary maltretowanej przez jakiegoś zwyrodnialca. Natychmiast zerwał się na równe nogi, gotowy do obrony swojego stada, znaczy drużyny. Kątem oka widział, że inni zareagowali podobnie – Yamaguchi podskoczył na swoim futonie, Kageyama rozglądał się dookoła zdezorientowany, a Asahi chyba próbował nie zejść na zawał.

Dopiero gdy rozrywające bębenki dźwięki się urwały, Daichi zrozumiał co się wydarzyło. Obrócił się w stronę winowajcy, robiąc minę, jaką zwykle robił kiedy pierwszoklasiści coś przeskrobali.

- Su-ga-wa-ra – powiedział, przerażająco spokojnym głosem. Nienaturalnie spokojnym.

- Przepraszam, Sawamura-kun, przepraszam wszystkich. – Koushi położył dłonie na kolanach i zaczął się przepraszająco kłaniać. – Zupełnie zapomniałem, że mam to ustawione na budzik.

- To jest twój budzik, Suga-senpai? – zapytał z niedowierzaniem Tsukishima.

- Nie dość, że to jego budzik – odpowiedział za niego Sawamura, równocześnie podchodząc i z mocą kładąc dłoń na głowie winowajcy. – To muzyka, której słucha. Nie wystarczy ci, że katujesz mnie nią kiedy jesteśmy u ciebie, tutaj też musisz mnie dręczyć?

- Ał. To boli. Daichi. Daichiiii – jęczał, chwytając jego dłoń.

- Ej, chłopaki. Asahi chyba ma zawał. – Nishinoya zwrócił ich uwagę.

To był burzliwy poranek dla drużyny Karasuno.