Klon
Zadzwonił dzwonek u drzwi.
Jimmy akurat kończył kanapkę z szynką, więc wpakował ostatniego kęsa do buzi i udał się otworzyć z wypchanymi policzkami. Musiał przyznać, że o tej godzinie nie spodziewał się nikogo, tak samo jak Amelia oraz Claire, które wystawiły głowy zza progu.
Kiedy mężczyzna zbliżył się do drzwi, ujrzał bardzo znajomy kontur ciała. Z niepokojem (i trudem) przełknął jedzenie. Boże, to musi być przywidzenie. Ostatnio jest zmęczony pracą, na pewno nie widzi tego, co mu się wydaje. Z sercem tłukącym się o żebra, chwycił za klamkę.
-Co, do k*rwy nędzy… - mruknął, kiedy otworzył.
-Jim, czemu przeklinasz? – spytała żona z wyrzutem, stojąc w głębi przedpokoju. Claire stała z rozwartymi ustami, gdy usłyszała słowa ojca, a Amelia ruszyła w stronę drzwi. Kiedy ujrzała przybysza, wydała cichy okrzyk i zasłoniła usta ręką.
Jimmy przed chwilą otworzył drzwi przed swoim klonem. Miał nawet te same ciemne dżinsy i wymięty szary podkoszulek. Patrzył się na małżeństwo z miną, jaką przybierają dzieci po awanturze o pójście spać.
Nagle, zza pleców sobowtóra wyłonił się starszy Winchester. Jim dopiero teraz zauważył Impalę zaparkowaną na chodniku.
-Czyli…ty też nie umiesz tego wyjaśnić? – spytał Dean z markotnym wyrazem twarzy. Położył dłoń na ramieniu klona, który, sądząc po postawie, miał ochotę zwinąć się w kłębek i odgrodzić od groźnego świata.
Jimmy wzruszył ramionami, a Amelia wypaliła:
-Kto to jest!? – Trzej mężczyźni i Claire w przedpokoju podskoczyli. Dziewczyna, choć zżerała ją ciekawość, postanowiła zająć się czymś innym. To sprawy dorosłych. A ona dorosła będzie dopiero za miesiąc i sześć dni.
Sobowtór spojrzał na Jimmy'ego błagalnie.
-C-Castiel… - wydukał niskim, zniekształconym głosem Jimmy'ego. Myślał, że natarczywy wzrok gospodarza domu złamie mu kręgosłup.
Jim kompletnie zbaraniał.
-Jak to? – Tylko tyle mógł na razie powiedzieć. Tym razem Castiel wzruszył ramionami. – Opuściłeś moje ciało parę miesięcy temu i znalazłeś inne naczynie, o co chodzi?
-Nie mam pojęcia – w głosie anioła wyjaskrawiła się lekka nuta zniecierpliwienia.
-I myślisz, że ja mam ci to powiedzieć? – zapytał Jimmy. Cała sytuacja stała się dość nerwowa.
Amelia opuściła rękę. Wzięła głęboki wdech i spróbowała uśmiechnąć, ale z uśmiechu wyszedł tylko dziwny grymas.
-Może…wejdziemy do środka? – powiedziała i gestem wskazała na wnętrze domu.
Dean uśmiechnął się.
-Czemu nie – odparł beztroskim tonem, popychając ofiarę losu w stronę drzwi. Jim nieco się uspokoił, a Claire zaczęła schodzić po schodach.
Kiedy zobaczyła tatę i anioła stojących obok siebie, zakręciło jej się w głowie. Złapała się poręczy. Nagle odczuła potrzebę pobierania większych ilości tlenu niż zwykle.
-Spokojnie, to tylko Castiel – zaczął Jimmy, widząc twarz córki w odcieniu wiśni.
-Tylko…CASTIEL? – wydyszała, niebezpiecznie wychylając się za barierkę. – Przecież miał inne naczynie…o co chodzi?
-Nie wiem – mruknął anioł. – Nikt z nas nie ma pojęcia, o co chodzi.
Claire dała za wygraną. Zeszła na parter i skrzyżowała ręce na piersi, czekając na rozwój wydarzeń.
Mieszkańcy domu oraz goście zajęli miejsca w salonie. Castiel nadal wykazywał tendencję do całkowitego zamknięcia się w sobie, więc Dean co jakiś czas klepał go po ramieniu, a spojrzenie Jimmy'ego stało się nieco łagodniejsze. Mąż Amelii poczuł się zobowiązany do rozpoczęcia rozmowy. Kiedy żona przygotowywała kawę, zaczął łagodnie:
-Cas…kiedy to – skonturował dłońmi jego ciało – się stało?
Anioł czuł się już trochę lepiej.
-Dzisiaj rano. Dopiero Sam mi to uświadomił – przyznał z grobową miną. – Nie wiem, co się stało z Dannym.
Jimmy podrapał się po głowie. Dean głośno przełknął ślinę.
-Może…hm – urwał. Naprawdę nie miał pojęcia, co ma powiedzieć.
-Uciekł? – powiedział Winchester z głupim uśmiechem na twarzy. Został stratowany morderczymi spojrzeniami Jimmy'ego oraz Jimmy'ego/Castiela, które praktycznie niczym się nie różniły. Jednak wykonane z precyzją przez sobowtórów w tym samym czasie odnosiły podwójny skutek. Dean postanowił siedzieć cicho już do końca spotkania.
Claire cicho zachichotała. Na szczęście nie została obdarzona uroczym spojrzeniem.
Amelia, wyraźnie rozluźniona, podała kawę i miskę z ciasteczkami. Nikt nie odważył się tknąć kawy. Ani ciasteczek.
Kobieta zajęła miejsce obok męża, który podpierał brodę na dłoni i głęboko rozmyślał. Dean wygodnie rozłożył się na fotelu, a Castiel siedział sztywno i wgapiał się w przestrzeń. Claire stwierdziła, że dawno nie wchodziła na Facebooka. Zniknęła więc na schodach prowadzących do jej pokoju.
Cisza w salonie była nie do wytrzymania. Przerwał ją natomiast niespodziewany łopot skrzydeł.
Castiel wstał przerażony. Niemal stykał się nosem z Gabrielem.
-Gabe…ty żyjesz? – spytał zszokowany.
Brat uśmiechnął się promieniście.
-Owszem.
Castiel rzucił mu się na ramiona, a Gabriel odwzajemnił mocny uścisk. Dean, Jimmy i Amelia przyglądali się scence z mieszanymi uczuciami.
Nagle Cas zdał sobie z czegoś sprawę. Odskoczył od archanioła jak oparzony.
-Gabriel, co to ma znaczyć? – spytał groźnym tonem i wskazał dłonią na Jimmy'ego. Brat roześmiał się.
-Trudno ot tak przestać być Lokim – odparł, kręcąc głową.
-Kim? – spytał Jimmy ze zmarszczonymi brwiami. Kojarzył to imię tylko ze zwiastuna kinowego.
Gabe przewrócił oczami. Dotknął czoła mężczyzny i Amelii.
-Teraz już wiecie? – spytał znudzony.
-Mniej więcej – odpowiedziała kobieta, mrużąc powieki i trzymając się kurczowo za głowę.
Gabe odwrócił się do brata. Jego twarz rozświetlił dobrotliwy uśmiech.
-Wracam do gry, Cassie. – Poklepał anioła po policzku. Cas zmarszczył brwi.
-Co chcesz zrobić…? – spytał wyraźnie zaniepokojony.
Archanioł znowu się roześmiał.
-To znaczy, że chcę poskładać Niebo do kupy, uwolnić Michała i pomóc Rafałowi się posklejać, bo wysadził go niegdyś pewien narcystyczny serafin. – Ostatnie wyrazy wypowiedział z wyraźną ironią.
Jimmy cicho odchrząknął. Tak, miał wtedy przebłysk.
Cas potrząsnął głową.
-Więc…dlaczego mi to zrobiłeś? – wskazał na siebie.
-Żeby zrobić należyte wejście. I nie martw się, żartowałem co do moich planów.
Na twarzy Casa pojawiła się ulga.
-Przecież z Rafała już nic nie zostało! – roześmiał się.
Klepnął oniemiałego Casa w ramię, pstryknął palcami i ulotnił się. Castiel ponownie znajdował się w ciele Danny'ego.
Jimmy siedział przerażony. Dean spróbował zimnej kawy, ale ze skrzywieniem odstawił ją na ławę.
-Co to miało znaczyć? – spytał mężczyzna. Amelia z niepokojem złapała męża za rękę. Castiel spojrzał na grupę.
-Że zabawa znowu się zaczyna – odparł słabym głosem dwudziestolatka.
