Notka szalonego autora:
Krótka refleksja nad tym gdzie kończy się Snape a zaczyna sex.
Bidulek finiszuje niemal zawsze tak samo, obdarty z kanonu, aż do swoich szarych majtek
I ja też biję się w pierś
W wolnych chwilach uderzając w klawisze klawiatury, które zdzierają z niego ostatnie skrawki odzieży
Sprzeczności wygryzają dziury, pozostawiając puste oczodoły...
Smutna natura slasha, Severusie
Twoje czarne oczy wpatrzone z pożądaniem w moje ciało.
Młode. Zbyt młode. Stare. Martwe. Idealne.
Zaczynam myśleć, że jest ci to zupełnie obojętne.
Cięty język pozostawiający krwawe ślady w duszy,
I mokrą ścieżkę biegnącą przez drżący od twojego oddechu brzuch…
Twój nos. Najpierw szpeci tą bladą twarz,
by stać się punktem przykuwającym uwagę
niczym latarnia morska w ciemnościach,
jest kotwicą twojego istnienia.
Twój zapach zawsze tak obezwładniający
Opary eliksirów, pozostawiły wszak tą uwodzicielską woń drażniącą tak uparcie…
I głos.
On zawsze jest najważniejszy.
Głęboki. Chropowaty.
Słyszę szept, krzyk, drwinę, obelgę
Wywołują dreszcz
Ale nie boję się, nie brzydzę okrutnym traktowaniem przez lata
Fala podniecenia przebiega od ucha do tyłka,
gdy te jedwabiste dźwięki dotykają płatków moich uszu,
wibrują w bębenkach sprawiając, że twardnieją mi sutki.
#
Nie ważne, w lochu czy pięknych salonach
Zawsze udrapowane zielenią fotele i ty z gazetą,
książką, różdżką, fiolką w swych zwinnych, smukłych palcach
Te same palce sunące z precyzją po mojej skórze
Tak wytęsknione, choć pięć minut temu kroiły ślimaka
Patrzysz na mnie z pogardą,
ukrywasz pod powiekami czułość.
I trzaskasz drzwiami, rzucasz słojami,
By po chwili klęczeć ulegle u mych stóp,
I płakać rzewnie, choć przez twą pozbawioną wyrazu twarz
Nigdy nie przebiegło nic więcej poza pogardą
Opadam miękko na poduszkę
Obok, twoje czarne włosy plączą się z moimi
Czarnymi. Rudymi. Kasztanowymi. Blond
I toniesz w moich oczach
Koloru wiosny. Koloru nieba. Koloru stali. Koloru piwa. Koloru krwi.
I przestajesz być sobą w jednym westchnieniu
W jednym uderzeniu zimnego serca
Które wystarczyło ogrzać ciepłym oddechem
By znów ożyło
By twój sceptyczny, analityczny umysł
Zamienił się w rosół z makaronem
Byś jęczał w malignie i płakał
Przepraszał i giął kark z prośbą o dotyk moich rąk
Wystarczy gest ulotny niczym poranna mgła,
A zlizuję oznaki twojego pożądania.
I ja zapadam się w ciebie -
naczelną dziwkę Slytherinu.
Mimo, że do tej pory dawałeś mi ból, śmierć, zdradę i poniżenie.
#
Przewracam stronę
Znajdując cię znów w objęciach kolejnych ramion
Bezwstydnie od nowa zaczynasz grę
O swoje ciało
Już nie tak młode. Nie tak idealne. Pokryte bliznami.
Zbyt martwe.
