Tytuł roboczy tegoż krótkiego dzieła to Jak znienawidzić wroga?. Będzie śmiesznie, niepoprawnie politycznie, niesamowicie, nielogicznie…
Od razu ostrzegam, że w opowiadaniu wyśmieję pewne stereotypy. Oczywiście nie mam zamiaru nikogo obrażać – wyśmieję stereotypy, a nie konkretne osoby.

Więcej na . !

PROLOG

Zimno. Przejmujące zimno, przeszywające aż do szpiku kości…
Zuko powoli otworzył oczy, próbując złapać oddech. Miał wrażenie, że mgiełka, jaka powstała z pary z jego ust, zamieniła się w sopelki lodu. Dlaczego było mu tak zimno? Spróbował się poruszyć i poczuł ból. Jego mięśnie niemal płonęły, tworząc dziwaczny kontrast z chłodem panującym wokół niego… Zaraz. Wszystko go boli, bo ta bezczelna wieśniaczka z Bieguna Południowego, Katara, zaatakowała go używając tej swojej magii frajerów, magii wody! Wtedy, kiedy odkryli go w jaskini z uprowadzonym Avatarem! A więc udało im się go odbić… Ale dlaczego w takim razie nie pozostawili jego, księcia Zuko, swojego wroga numer jeden na pewną śmierć wśród zasp śnieżnych Bieguna Północnego?
Nagle wszystko mu się przypomniało. Zorientował się, że leży na siodle tego latającego bizona należącego do Avatara – Appy, czy jak mu tam. Był na Biegunie Północnym. Panowało oblężenie. Admirał Zhao zaatakował z armią Narodu Ognia, chcąc ostatecznie zdobyć północ… A on, Zuko, musiał porwać Avatara, żeby oddać go w ręce swego ojca i odzyskać honor…
- Nie rób tego, Zhao! Jeśli zabijesz Ducha Księżyca, to nie tylko Biegun Północny ucierpi! Ucierpi też Naród Ognia oraz cały świat, bo zachwiana zostanie równowaga! Nie wolno ci tego uczynić! Wpuść Ducha Księżyca z powrotem do sadzawki!
Zdumiony książę spróbował jeszcze wyżej unieść głowę, ale kucyk przymarzł mu do siodła Appy. Cholera! To był głos stryja Iroh. A więc Zhao też tu był…
- On ma rację. Zostaw tego ducha!
Zuko rozpoznał głos Avatara. Aż krew się w nim zagotowała. A więc był cały i zdrowy! Ale już niedługo…
Zaraz. Duch Księżyca? Zachwiana równowaga?
To przecież Oaza Duchów!
A Zhao chce zniszczyć Ducha Księżyca… Potem zapewne to samo uczyni z Duchem Oceanu…
Czy ten stary admirał naprawdę był taki głupi? Stoi przed nim Avatar, a ten interesuje się tylko zniszczeniem całego świata? Stryj musiał mieć rację. To by zaszkodziło nie tylko Biegunowi Północnemu, ale wszystkim na całej ziemi!
Zuko czuł, że musi coś z tym zrobić. Miał przewagę, bo nikt nie zorientował się, że się ocknął. A Zhao i jego przydupasy… Żołnierze, znaczy się… Chyba w ogóle nie wiedzieli, że tu jest! Jeśli uda mu się podnieść głowę i rękę, wtedy wyceluje kulą ognia w durnego admirała i zakończy sprawę, zaraz po tym trafiając w Avatara, którego czubek łysej głowy z tą idiotyczną strzałką widział aż nazbyt dobrze…
Nagle Zuko odkrył, że nie siedzi w siodle Appy sam. Ile jeszcze tych niespodzianek? Siedziała tam też odwrócona do niego plecami dziewczyna z długimi, białymi włosami, zasłaniając mu widok. Skąd ona się tu wzięła? Zaraz… Białe włosy? To musi być księżniczka wieśniaków z Bieguna Północnego, ta Yue czy jakaś inna. Dziewczyna z białymi włosami. Czy ci idioci nie mają czegoś takiego, jak farba do włosów? Litości, jak można być tak zacofanym…
Ale ale, o czym on myśli! Czas ucieka!
Zuko ostrożnie roztopił lód wokół swojego kucyka, uwalniając włosy od siodła Appy. Ta idiotka Yue niczego nie zauważyła. Teraz tylko musiał ostrożnie się wychylić zza jej pleców… Tak, widział już paskudną gębę Zhao na swoim celowniku…
Oparł się ręką o siodło dokładnie w miejscu, w którym przed chwilą rozpuścił lód. Było całe mokre. I śliskie. A tego Zuko nie przewidział.
Gdy oparł cały ciężar ciała na lewej ręce, poślizgnął się, z powrotem opadając na siodło, a kula ognia, którą wystrzelił, zamiast w Zhao trafiła w rękę Yue, którą aż do tej pory księżniczka trzymała kurczowo zaciśniętą na siodle.
- Auć! To boli! To boli! Co… AAA!
- Yue! – krzyknął Sokka, w paru susach dobiegając do księżniczki.
- Sokka, stój! – wrzasnął Aang piskliwym głosikiem. – Zuko się przebudził!
- Zuko sruko, my tu musimy ratować Ducha Księżyca do cholery! Wracaj, Sokka! – zagrzmiała Katara.
Jednak brat jej nie posłuchał.
- Ty nędzny księciuniu z głupią fryzurą – wydyszał. – Jak śmiesz atakować moją dziewczynę… Księżniczkę Yue, chciałem powiedzieć… I to jeszcze od tyłu? Wstawaj i walcz!
- Wedel życzenia, wieśniaku! – odparł książę, wyskakując z siodła Appy. Nie zdążył jednak użyć magii ognia, bo Sokka rzucił się na niego z gołymi pięściami i powalił go na ziemię. Zuko boleśnie odczuł wówczas wszystkie swoje siniaki i aż jęknął.
- Ja ci dam, zaraz zobaczysz, co to ból! – krzyczał Sokka.
Wywiązała się szamotanina. Obaj chłopcy leżeli już na ziemi, turlając się i okładając pięściami.
- Zuko! Wstawaj, tak nie przystoi walczyć księciu! – krzyknął Iroh.
- Mój bohater – rozpływała się Yue, wpatrując się maślanymi oczami w Sokkę. Od czasu do czasu tylko podnosiła swoją oparzoną dłoń i chuchała na nią.
- Co za żenada – ziewnął Zhao. – Pospieszcie się. Chcę już zniszczyć świat.
- Dosyć! Musimy ich rozdzielić! – zadecydował Aang. Spojrzał na Katarę, ale ta zwijała się tylko ze śmiechu.
- Żartujesz? Rozdzielać ich? W życiu się tak nie ubawiłam! Hahahaha! Hahahaha… O matko, ale nie w tę stronę! – krzyknęła nagle, widząc, jak Zuko i Sokka turlają się prosto do magicznej sadzawki, w której pływał Duch Oceanu. – Uważajcie!
Wszyscy zaczęli krzyczeć, ale nikt nie był na tyle bystry, by zareagować. i tak przy akompaniamencie kakofonii wrzasków Zuko i Sokka, spleceni w uścisku mocniejszym od uścisku kochanków, wpadli prosto do wody.
- Zuko!
- Sokka!
Sadzawka rozbłysła oślepiającym blaskiem. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, Zuko i Sokka po prostu zniknęli.
- To jak? Kontynuujemy? – zapytał Zhao, znacząco zerkając na worek, do którego wepchnął Ducha Księżyca.