Wow, długo miałam opory czy powinnam tu cokolwiek upubliczniać. Ze względu na małą ilość Polaków na tej stronie (i w samym fandomie) jakoś nie byłam zbyt przekonana... Może dlatego, żę z czystej przyzwoitości powinnam to przetłumaczyć? Nie wiem. Tak czy inaczej, wyjdę ze swojej strefy komfortu i zrobię cokolwiek. Tak, to dobry plan.

Szczerze nie byłam świadoma tego, że zaciskam swoją szczękę, dopóki patyczek po lizaku w moich ustach nie strzelił przeraźliwie. Akurat w tym momencie w pomieszczeniu panowała całkowita cisza, dlatego odgłos nie uszedł uwadze tych wszystkich ludzi.

To chyba normalne, że umierałam z nerwów, podczas gdy komisja badała w jak wielkie gówno się wpakowałam. Dlatego trudno mi było zrozumieć te oburzone spojrzenia, wypalające dziurę w mojej twarzy.

Po chwili jednak, odpowiednie osoby powróciły do rozmowy z tą diabelską dwójką, składającej się z niezwykle pomarszczonej kobiety, która dawała każdemu pełne nienawiści spojrzenia, oraz grubszego mężczyzny ubranego w o wiele za ciasny frak.

Od ich obojga bił pełen, surowy profesjonalizm, który przyprawiał mnie o nie małe ciarki.

Wykorzystując chwilę w, której to nie ja byłam w centrum uwagi - wysunęłam telefon z kieszeni, pamiętając, że jeszcze jakiś czas temu ktoś molestował mnie wiadomościami.

Wszystkie pochodziły od numeru mojej siostry. Nie było to dziwne. Zważając na poziom nienawiści, którą we mnie kierowała, że dołączy do grupy ostrzeliwujące moje działania z każdej strony.

Nawet nie siląc się na czytanie, schowałam urządzenie i przeniosłam niezainteresowane spojrzenie na surową kobietę, która o zgrozo zbliżała się w moim kierunku. Starając się nie pokazywać po sobie paniki, usztywniłam ramiona, ledwo zauważając, że pogryziony patyczek wysunął się z moich ust na podłogę.

Ta zmarszczyła się jeszcze bardziej, zaskakując moje wcześniejsze domysły, czy można wyglądać jeszcze bardziej nieprzyjemnie.

- Dr. Mikeyla Bomaker, jak sądzę. - odezwała się swoim syczącym głosem, po zmierzeniu mnie od stóp do głów.

Pomimo jej zdegustowanego tonu, wysiliłam się na uprzejmy uśmiech, wyciągając dłoń w geście powitania

- Tak, miło poznać pani...

- Brendo - powiedziała - Bredna Howard - Dokończyła, przyjmując moją rękę.

Pierwsza się odsunęłam, poprawiając zsuwające się okulary. - Szkoda, że przychodzi nam się spotykać w tak nieprzyjemnych warunkach - zagadałam, nie widząc absurdu tej wypowiedzi.

Brenda spojrzała na mnie jak na niespełna rozumu, co niezbyt różniło się od jej poprzednich spojrzeń, jednak obyła się bez komentarza. Ruchem ręki przywołała swojego partnera, by zaraz powrócić do mnie.

- Nie będę owijać w bawełnę - zaczęła, plącząc ze sobą dłonie. Jednak zanim postanowiła zacząć swój wywód, zrobiła pauzę, na tyle długą bym mogła policzyć pory na jej twarzy - nieumiejętnie zakryte podkładem - od których uwagę odciągnąć zapewne miała szminka w kolorze wściekłej czerwieni.

- Wiele razy spotykałam się z ludźmi pani pokroju i takie sytuacje stają się powoli do przewidzenia - odezwała się w końcu, analizując mnie wzrokiem. To dosyć smutne, może mogłabym nawet zrozumieć jej zirytowaną postawę.

- Cóż mogę rzec? - zapytałam niewinnie - wypadki zdarzają się nie od dziś.

Kobieta ponownie przeszła w stan zawieszenia, przez co zaczęłam się zastanawiać czy ma jakieś poważne problemy z utrzymaniem koncentracji, ale zaraz potem wyjęła skądś niewielki notes, przenosząc na niego spojrzenie.

- Z naszych obserwacji wynika, że z łatwością można było uniknąć nieszczęśliwego zdarzenia. Zabezpieczenia były zbyt łatwe do obejścia, jak na taką wielką firmę. A z tego co mi wiadomo nie macie problemów finansowych - uniosła na mnie brew, nadal trzymając notes przy twarzy.

Mimowolnie przełknęłam ślinę - Więc... dotychczasowo takie problemy się nie zdarzały, wręcz w ogóle przez co...

- Uznała pani, że spełnianie podstawowych norm pani nie obowiązuje? - wcięła się Brenda, oskarżycielsko.

Jeny, ja naprawdę nie byłam znana z jakiejkolwiek wstydliwości, lub trzęsienia portkami przed większością ludzi, ale ta kobieta była po prostu przerażająca. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam nerwowo pocierać dłonie.

Ta, jakby widząc mój stan, zwyczajnie westchnęła zamykając na chwilę oczy.

- Jeżeli mam mówić prywatnie, to na pani miejscu przeznaczyłabym zaoszczędzone na zabezpieczeniach pieniądze na prawników, wielu prawników - zniżyła niebezpiecznie głos, obserwując zbliżającego się do nas mężczyznę.

Przeskakiwałam spojrzeniem to z niej, to ze ściany, nie mogąc za bardzo wymyślić odpowiedzi. - To znaczy...

- To znaczy, że masz przejebane - szepnęła do mnie, ku mojemu zaskoczeniu pomijając zwrot grzecznościowy. Zanim zdążyłam otrząsnąć się z chwilowego szoku, grubszy mężczyzna już wyciągał rękę w moim kierunku.

- Więc? - zapytał znudzonym tonem - od czego zaczniemy?

Wchodząc w głębię ciemnego, bezpiecznego korytarza oparłam się o ścianę, jakbym właśnie uciekła z rąk mojego oprawcy. Chociaż, gdyby bliżej się przyjrzeć - właśnie tak było.

Przez chwilę brałam głębokie wdechy, a kiedy poczułam lekkie zawroty głowy ustabilizowałam oddech.

Niestety to nie był koniec tej przerażającej udręki.

Gdy po pokonaniu krótkiej drogi, weszłam do lobby od razu zaskoczył mnie widok ludzi, stojących przed drzwiami budynku.

Gdy tylko zobaczyli mnie wchodzącą w ich zasięg, całe te mrowisko zwane reporterami przerwało swoje dotychczasowe zajęcia i rzucili się do szklanych drzwi, które dzięki bogu były zamknięte.

W całym tym poruszeniu i egipskiej ciemności, panującej w lobby nie zauważyłam postaci siedzącej na kanapie.

- Spójrz tylko.

Natychmiast obróciłam zdegustowany wzrok z reporterów, na zgrabną kobiecą sylwetkę, ubraną w strój służbowy. Pomimo panujących ciemności, zauważyłam jej ciemne wory pod oczami. Jej włosy były niechlujnie postrzępione, a w ręku trzymała niedawno zapalonego papierosa. Jej własna twarz, wysłała jej mroczne spojrzenie.

- Spójrz do czego doprowadziły twoje chore ambicje.

Przez chwilę stałam z założonymi rękoma, nie wiedząc na czym zatrzymać wzrok. Szalejące za oknem tłumy, wydawały się teraz bezpieczniejszą opcją. Mimo wszystko nie oderwałam go od mojej usatysfakcjonowanej siostry.

- Nie wolno tu palić, myślę, że ostrzeżenia przed drzwiami dosyć jasno się wyrażają - powiedziałam beznamiętnie, na co ta posłała mi nieszczery uśmiech po czym zgniotła niedopałek na szklanym stole. O matko.

- Po co przyjechałaś? - zapytałam, obserwując jak ta wstaje przewieszając swoją torbę przez ramię.

Powolnym ruchem zbliżyła się do mnie, stukając szpilkami o śliską posadzkę - Nie odpisywałaś - stanęła przede mną, krzyżując ramiona i patrząc na mnie z góry. Wysokie obcasy tylko potęgowały jej dominującą postawę. Przez chwilę stała tak w milczeniu, a potem odkręciła się w stronę ludzi, którzy wyglądali jakby ledwo powstrzymywali się od powybijania okien.

- Masz swoją sławę - zachichotała, robiąc szybki ruch ręką - jak się z tym czujesz?

Zmarszczyłam brwi - Słuchaj, jeżeli przyjechałaś tu tylko po to by wylewać na mnie swoje szambo to wybacz, że cię zawiodę, ale ktoś cię uprzedził. Dużo ludzi.

- Dobrze, bo na to zasłużyłaś.

Warknęłam, oddalając się na chwilę by zaraz wrócić, jednak zanim mogłam rozpocząć kolejną, nieprzyjemną rozmowę, moja siostra kontynuowała.

- Jednak nie po to tu jestem, chociaż muszę przyznać, że niczego innego się nie spodziewałam. Pomysł budowania wielkiego robota z martwych ciał innych robotów by... oh, matko - to samo w sobie brzmi szalenie.

Zatrzymałam się na chwilę na jej uwagę - Sugerujesz, że jestem szalona?

- Szczerze? tak, ale przebić cię mogą tylko barany, które dały ci na to dofinansowanie. Z resztą, nie zdziwię się jeżeli postanowią odsunąć cię od sprawy.

Wzdrygnęłam się. Niestety, ale musiałam przyznać jej rację. Nie ważne jak bardzo wina nie byłaby po mojej stronie. Robiłabym w tym wypadku antyreklamę. O ile nie cały projekt. W końcu, kto pozwoliłby przetrzymywać maszynę, która była odpowiedzialna za śmierć trójki dzieci? Może i nie własnoręczną, ale jednak.

W tej chwili dotknął mnie prawdziwy lęk, związany z utratą czegoś nad czym tak długo pracowałam, z resztą łatwo to zrozumieć.

- O mój boże, oni ją zniszczą... - sapnęłam zdziwiona, że dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Jak na analityczny umysł, niezły refleks.

Siostra spojrzała na mnie, rozczarowanym spojrzeniem - Czy to jedyne, o co się teraz martwisz?

Zamrugałam na nią, nie dając jej żadnej konkretnej odpowiedzi, co wywołało u niej zmęczone westchnienie - Chodź - poleciła, łapiąc mnie za ramię - zabiorę cię do domu.